Tytuł: My hero
Pairing: JongKey
Gatunek: Angst, trochę dramat
Ostrzeżenia: Chaos,
niekiedy brak chronologii, użalanie się nad sobą, budowa całego utworu też jest
nielogiczna (refleksje, wspomnienia, sceny niby teraźniejsze, ale z
przeszłości)
Tekst pisany kursywą oznacza wspominania. Nie są one zapisane w kolejności chronologicznej, więc można je umiejscowić w dowolnym czasie przeszłości Key i Jonghyuna. W niektórych przypadkach korespondują ze scenami nad lub pod nimi, ale są i takie, które mają jakiś sens tylko w odniesieniu do całości.
1
Nie
znałem Jonghyuna jakoś wybitnie długo. Spotkałem go w pewne bardzo brzydkie,
deszczowe popołudnie na przedszkolnym placu zabaw, gdy przyszedłem po młodszą
siostrę. Gdy czekałem aż zbierze swoje rzeczy pojawił się właśnie on. Jego
wygląd nie uderzył jednak we mnie szczególne, bo jakąś nadzwyczajną urodą też
się nie odznaczał. Ot, zwykły nastolatek, który z nieznanych mi powodów pojawił
się na terenie przedszkola. Nie zamierzałem go zaczepiać, bo i po co? Na nowych
znajomościach mi nie zależało, już wystarczająco przebojów miałem z
poprzednimi, które doprowadziły mnie do raczej kiepskiego stanu psychicznego.
To on do mnie podszedł i, z szerokim
uśmiechem na ustach, przedstawił jako
Kim Jonghyun, który przyszedł tu po swoją siostrzenicę. Próbowałem zbyć go
wzruszeniem ramion, ale okazał się być bardziej uparty niż sądziłem. Usiadł
wtedy na ławce i zaczął paplać jak najęty o raczej mało istotnych rzeczach.
Mimowolnie zacząłem go słuchać, bo głos miał wyjątkowo przyjemny, a sposób mówienia ciekawy.
Wracaliśmy
wspólnie. Moja siostra i jego siostrzenica okazały się być przyjaciółkami, o
ile kilkuletnie dzieci można już nazwać przyjaciółmi;
a nasze domy leżeć blisko siebie. On mówił, ja jedynie kiwałem głową lub od
czasu do czasu wtrącałem jakieś słowo.
Chociaż kiedyś byłem towarzyską osobą, dawno to w sobie wypaliłem. Dlatego,
kiedy skręcałem w swoją ulicę, nawet się z nim nie pożegnałem. To nie było nic
ważnego, ot zwykły nieznajomy, który przemknął przez moje życie, ale więcej
miał się w nim nie pojawić.
No
właśnie, miał. Bo kilka dni później stanął w drzwiach mojej kuchni, ściskając
małą dłoń siostrzenicy w swojej dużo większej. Dziewczynki pobiegły się bawić,
a mnie pozostało ugościć niemal nieznajomego chłopaka u siebie w pokoju. Mimo
wszystkich swoich oporów pozwoliłem sobie na rozmowę. Opowiedziałem mu o swoich
zainteresowaniach, nie rozwodząc się jednak nad nimi szczególnie, ale skrzętnie
omijałem temat uczęszczania do gimnazjum. Jonghyun już w tym roku miał iść do
liceum. Zazdrościłem mu tego, bo jedyne o czym od dwóch lat marzyłem, to wyrwać
się z tamtego podłego miejsca. Gdybym
wiedział, że zwykła szkoła, w której dzieciaki od trzynastu do szesnastu lat
spędzały część swojego życia, zarówno pilnie się ucząc jak i zawiązując
trwalsze niż w poprzednich latach znajomości, okaże się tak wielka pomyłką w
moim życiu, nigdy nie walczyłbym o możliwość uczenia z rówieśnikami. Do tej
pory zadowalałem się nauką indywidualną, ale znęcony perspektywą pierwszych
przyjaźni, uparcie walczyłem o kontakt z innymi uczniami. Żałowałem, ale teraz
nie było już powrotu. Modliłem się tylko, by wtedy gdy ucieknę z
gimnazjum, moja przeszłość nie podążyła
za mną, a po prostu rozpłynęła gdzieś w
przestrzeni, zapomniana przez ludzi. Marzyłem o zaczęciu od początku, o czystej
karcie, o nowej szansie.
Jonghyun
pojawiał się w moim życiu regularnie, nadal jednak nazywany przeze mnie tylko
znajomym. Chociaż on wielokrotnie tytułował mnie swoim przyjacielem, ja w żaden
sposób nie potrafiłem tego samego wyrzec w jego kierunku. Nie wierzyłem w
przyjaźń, bo ktoś zniszczył mi jej definicję. Do tej pory sądziłem, że przyjaźń
to wspaniały stan, gdy wydaje się, że ta druga osoba zawsze mogłaby być obok
ciebie. Sądziłem, że przyjaźń to forma miłości, akceptacja z wszystkimi wadami
i zaletami, a przede wszystkim pomoc w
pięciu na sam szczyt, a nie w przyczynianiu się do spadku na samo dno. Bo gdy
najbliższa osoba sprawi, że upadniesz, niewiele jest w stanie wyciągnąć cię z
powrotem na górę. Moje wyobrażenie przyjaźni w znaczny sposób różniło się od
postrzegania jej przez innych, co zakończyło się tym, że gdy patrzyłem na
Jonghyuna, widziałem tylko człowieka, który przejazdem wtargnął w moje życie,
wprowadził w nim rewolucję, aby pewnego
dnia znów wsiąść do swojego pociągu i odjechać bez ani jednego spojrzenia w
tył, na kogoś, dla kogo był tak bardzo ważny. To był powód, dla którego nie
umiałem i nie chciałem nazwać go w tak ważny dla mnie sposób.
Może
przesadzałem, histeryzowałem, ale wychowałem się w świecie bez bólu, który
nagle uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Nie byłem przygotowany na coś takiego,
świat w moich oczach wydawał się być wspaniałym miejscem, gdzie wszyscy się
kochali. Uczyłem się o wojnach, znałem mnóstwo faktów o wojnie domowej w Korei,
ale nie sądziłem, że w zwykłej
codzienności coś takiego dalej istnieje. Wydaje mi się, że żyłem pod kloszem,
ze wszystkich stron otoczony grubym, półprzezroczystym szkłem, nie
przepuszczającym żadnych negatywnych emocji, oprócz wiecznego niezadowolenia
mojej matki. To była jedyna szpilka bólu, jaką odczuwałem, ale zaraz ginęła,
gdy zostawałem nagrodzony jej szczęśliwym uśmiechem, gdy nauczyciel mnie
chwalił, gdy wygrywałem konkursy. Cieszyła mnie duma w oczach ojca oraz ciepłe
spojrzenie babci, która zawsze czekała na mnie z rozpostartymi ramionami.
Cieszyłem się ze wszystkiego, chociaż nie znałem świata. To martwiło babcię,
wiedziałem to. Gdy to zrozumiałem, zacząłem walczyć o szansę współistnienia z
otoczeniem, życia z rówieśnikami, o poznanie prawdziwego życia. Ona mnie poparła, ku niezadowoleniu rodziców.
Wygraliśmy. Szkoda tylko, że moja walka o kontakt z ludźmi przemieniała się w
walkę o przetrwanie. I chociaż codziennie wygrywałem, czułem się przegranym.
Nigdy nie powiedziałem babci o moich bólach, łzach wylanych w poduszkę w środku
nocy. Byłem już dużym chłopcem i powinienem dawać sobie z tym radę sam.
Jonghyun
wyglądał trochę jak bohater. Nie był duży, właściwie to był mojego wzrostu, ale
gdy po wakacjach, pierwszego dnia szkoły pojawił się pod bramą mojego gimnazjum,
ubrany w mundurek jednego z najlepszych liceów w mieście i tak po prostu do
mnie odezwał, stał się kimś niezwykłym. Może to właśnie on, starszy o rok,
sprawił, że moje życie w szkole stało się znośniejsze. Wyzwiska nie zniknęły,
ale to mnie przestały one obchodzić. Siniaków na ciele również nie ubyło, ale
nie bolały tak, jak wcześniej. Byłem silniejszy tylko dlatego, że wiedziałem,
że razem ze mną jest ktoś, kto pocieszy mnie swoim szerokim uśmiechem,
poczochra po włosach, a potem zabierze na lody, opowiadając o minionym dniu.
Chociaż traktował mnie czasami jak małe dziecko, znosiłem to bez sprzeciwu, bo
ważniejsze było to, że w ogóle go mam, niż to, jaka dokładnie relacja nas
łączyła.
Chociaż
ja powoli dorastałem, miałem już szesnaście lat, Jonghyun pozostał taki sam.
Był moim bohaterem. Gdy zauważył, że moje ciało nie jest tak nieskazitelne jak
do tej pory myślał, wyraźnie wytłumaczył osobom odpowiedzialnym za mój stan, co
im zrobi, jeśli jeszcze chociażby jeden raz podniosą na mnie rękę. Później
miałem łatkę skarżypyty, ale to nic, w końcu mogłem bezpiecznie przemierzać
szkolne korytarze, bez obawy, że następnym razem, gdy spotkam nieodpowiednią
osobę, więcej się nie podniosę.
Moje
gimnazjum było dziwnym miejscem. Chociaż wydawało się, że jest najlepszym, do
którego chodzą młodzi paniczykowie, za jego murami działy się złe rzeczy. Ja
nie byłem jedynym.
Uczniowie chociaż widzieli, nie mówili nic, taka
solidarność, a może strach? Nie obchodziło mnie to. Dziwiłem się tylko, że chociaż
większość miała już po szesnaście lat, nadal zachowywali się jak dzieci. Rozpieszczeni, tylko to przychodziło mi
do głowy. Czy ja też taki byłem? Wydawało mi się, że nie. Dlaczego akurat siebie
nie byłem w stanie o to posądzić? Nie wiem, może nie byłem obiektywny, ale
gdybym był złym dzieciakiem, Jonghyun by się ze mną nie zadawał, prawda? On był
idealny, czysty jak łza. Nie nazywałem go przyjacielem, ale to nie
przeszkodziło mi w uwielbianiu jego osoby. Tylko przy nim było tak bezpiecznie,
jak w ramionach babci.
Może
to był powód moich uczuć? Gdy zaczęły się wakacje, skończyło gimnazjum, a ja
nareszcie byłem wolny, bo nie wisiała nade mną ciągła groźba, zrozumiałem, że
mój bohater nie jest już tylko bohaterem. Nie jest także tylko przyjacielem, do
czego byłem gotowy się przyznać. Myślę, że zakochałem się w swojej bezpiecznej
przystani. Czy to było rozsądne? Nie, nie sądzę, ale było dobre. Nie myślałem
nad tym, czy nie jestem za młody na zakochiwanie się, że może wtedy, gdy się ma
szesnaście lat coś takiego jak miłość nie
może istnieć naprawdę. Jedyne czym zaprzątałem sobie głowę, to uśmiech
Jonghyuna, który posyłał w moją stronę, jego roziskrzone spojrzenie, które na
sobie czułem, ciepła dłoń, tak chętnie spoczywająca pomiędzy moimi włosami. Nie
wiem jak w ciągu jednego roku zdołałem tak wiele zmienić w swoim życiu, by
uznać słowo przyjaźń, poczuć miłość, ale to chyba był wpływ Jonghyuna, który
pojawił się wtedy na placu zabaw, by potem zagościć w moim sercu i umyśle. Był
moim bohaterem, który potrafił czynić cuda.
*
Kibum
zawsze przypominał mu gwiazdę z nieba, która zagubiła się w
szarych odmętach mroku, tak niepodobna do swoich wcześniejszych wyobrażeń. Chociaż nic nie
wyróżniało go spośród bezwładnej masy nijakich uczniów, miał w sobie coś
innego, wybitnego. Czy to były mądre oczka, w których skrywała się wiedza i
doświadczenie, którego w tym wieku nie
powinien mieć, czy może to te usta, tak rzadko wygięte w uśmiech? Nie wiedział,
co sprawiło, że ten w jego umyśle przybierał formę zaginionego kawałka nieba,
który nie znał drogi powrotnej do domu i dlatego zmuszony był do życia w
mrocznej rzeczywistości. Kibummie nie pasował do tego świata i, Jonghyun
doskonale o tym wiedział, cierpiał przez niego. Chociaż Kim udawał, że nie dostrzega jego bólu, widział to.
Czuł go równie mocno, jak gdyby to on
zmuszony był do znoszenia wiecznych fałszów i obłudnych czułych gestów.
Wierzył, że to, co dzisiaj zrobi chociaż odrobinę pomoże jego Kibumowi. Gdyby
wiedział, że podchodząc wtedy, na placu zabaw, do tego zagubionego nastolatka,
chowającego się za wymyślnym murem, tak zmieni swoje życie, to… Czy zawahałby
się? Miał nadzieję, że nie, że nie pozwoliłby swojemu trudnemu sercu na takie
tchórzostwo.
Kibum
jednocześnie zlewał się z otaczającymi go osobami, a także wybijał z
bezkształtnego tłumu. Może to dlatego, że nosił twarz, którą Jonghyun znał już
niemal na pamięć? Znał te bystre, kocie oczy, znał wąskie usta, pod placami
czuł miękkość włosów oraz fakturę delikatnej skóry. Wiele razy opuszkami badał
jego twarz, by wspomóc nieidealny wzrok innymi zmysłami, by dopełnić wizerunek
jego gwiazdki pod oczami. Właśnie dlatego bez problemu wyłowił go spośród
uczniów opuszczających budynek. Młodszy go nie widział, więc Jonghyun po prostu
czekał. Odwzajemniał spojrzenia, które na niego padały, poprzez twarz, sylwetkę,
by znaczną uwagę poświęcić emblematowi na marynarce nijakiego, chociaż znośnego
mundurka. Wiedział, co widzą, jakie to
wrażenie na nich może zrobić. Właśnie dlatego tu stał, mając nadzieję, że
chwila pychy i uśmiech posłany w stronę jego młodego przyjaciela uchroni Bumma
przed dalszymi zawodami.
Jakieś
rozchichotane dziewczyny zbliżyły się do miejsca, w którym stał, posyłając mu
niby słodkie uśmiechy, i być może seksowne spojrzenia. Zignorował je, ponieważ
nieco pogarbiony szesnastolatek właśnie przed nim stawał.
–
Hyung? – Rozbawiło go to niepewne
spojrzenie posłane w jego stronę przez Kibuma, jakby nie był pewien, czy może
się do niego zwrócić w miejscu publicznym. Śmieszne, że niby miałby się go
wstydzić? On? Jego?
–
Witaj, Bummie. Miałem chwilę wolnego, to przyszedłem. – Kibum uchylił się przed
dłonią, chcącą ponownie poczuć te dziwnie delikatne włosy. Na jego ustach nadal
gościł niezręczny uśmiech, trochę pytający, trochę zły. O co miałby się
denerwować?
– Cieszę
się, hyung.
Wyminął
go bez dalszych słów. Ewidentnie był zły.
– I
dziękuję.
Może
jednak nie?
– Za
co mi dziękujesz?
– Że
przyszedłeś.
Jego
bliskość zawsze sprawiała mu przyjemność. To dlatego Jonghyun się nie wykłócał,
gdy ciągle nazywał go tylko kolegą,
chociaż ich relacja już dawno przekroczyła ten poziom. Jego zagubiona gwiazdka
zagubiła się nawet w uczuciach. Nie wiedział czym jest przyjaźń, nie umiał jej
poczuć, a może ktoś go skrzywdził – jeszcze mu tego nie powiedział. Akceptował tą formę tajemnicy, chociaż
sprowadzała kłopoty, niezręczność w gestach. Starszy nie powinien mu mówić, co
ma robić, to nie było jego zadaniami. Wierzył w jego siłę i słuszność
podejmowanych decyzji, chociaż czasami trudno było to zrobić. Ale to był Kibum.
Gwiazdka, kawałek nieba, przyjaciel. Uczył go co to śmiech i chociaż przez
długi czas przypominało to walkę z wiatrakami, to możliwość usłyszenia tego
radosnego dźwięku wynagradzała wszystkie trudności. Kibum nie umiał się śmiać, ale jego
przyjaciel naprawił to, tak jak to zamierzał zrobić z postrzeganiem przyjaźni.
–
Myślisz, że to cokolwiek zmieni? –
Wiedział jaki był cel jego dzisiejszej wizyty, zawsze wszystko wiedział.
– Mam
nadzieję, Bummie.
Jego
oczy świeciły i wypełnione były szczęściem. Należało ono tylko do Jonghyuna, bo
tylko jemu pozwalał na oglądanie go w takim stanie. Zazdrościł jego babci,
jedynej kobiecie, którą tak bardzo kochał. Jedynej osobie, której tak
bezgranicznie ufał. Przyjacielowi nie
ufał. A szkoda.
*
Licząc
się z nowo nabytą wiedzą, wybrałem liceum, do którego chodził Jonghyun. Miałem
nadzieję, że jego bliskość zagwarantuje mi moje nowe, lepsze życie, pozbawione
tego wszystkiego, czego doświadczyłem w poprzedniej szkole. Pech chciał, że nie
dane było mi cieszyć się pierwszym dniem czystej karty razem z moim
przyjacielem, ponieważ ten wyjechał tydzień przed rozpoczęciem roku do chorej
ciotki czy coś w tym stylu i nadal nie wrócił. Zadzwonił do mnie tylko raz, tłumacząc jedynie, że raczej nie wróci w
najbliższym czasie. Nie przewidziałem w jego słowach katastrofy, a po prostu
spróbowałem na własną rękę poradzić sobie z życiem. Szło mi świetnie jak na
człowieka, który większość życia spędził
w domu – poznałem kilka przyjemnych osób, ale nie nazywałem ich inaczej
jak kolegami. Byli po prostu ludźmi, którzy mieli mi wynagrodzić nieobecność
mojego bohatera. Oczywiście, nikt nie był na tyle dobry, by to zrobić, ale
przynajmniej wyszedłem do ludzi,
jakby to on powiedział. Okazało się, że w liceum znajdują się osoby dojrzalsze
i rozsądniejsze niż w moim starym gimnazjum. Było dobrze, cieszyłem się, może
miał wrócić mój niegdysiejszy optymizm? Nie byłem pewien, nie wyobrażałem sobie
siebie samego, szczerzącego zęby z niewyjaśnionych powodów jak to było
wcześniej. Zmieniłem się i wydało mi się, że to raczej trwała zmiana, której
już nie da się odwrócić. Jak sądzę, jedynym, któremu może by się to udało był
Jonghyun, ale on nadal nie dawał mi żadnego znaku życia.
*
– Która
się wam podoba? – zapytał pewnego dnia Minho, rozciągając się na ławce i
wygrzewając w słońcu. Lubiłem go, był w
porządku. Niby nie odzywał się za często, ale zawsze potrafił przykuć moją
uwagę.
Cała
nasza czwórka, łącznie z Minho spojrzała na szkolny dziedziniec. Kręciło się po
nim wiele nudnych i zupełnie bez wyrazu osób, ale znalazło by się tu kilka
wybijających jednostek. Nie zamierzałem
informować chłopaków, że nie podoba mi się żadna ona, bo moje serce już było trwale zajęte przez pewnego osiłka, który nadal nie pokazywał
się w szkole. Nie chciałem kolejnych
kłopotów. Nie wiem, może tchórzyłem, ale przecież zawsze się bałem. Bałem się
życia, bałem się też ciemności. To się zmieniło, gdy usłyszałem od Jonghyuna
najpiękniejsze słowa, jaki do mnie wypowiedział. Dzięki temu, chociaż nadal nie
potrafiłem znieść mroku, od szaleństwa powstrzymywała mnie uśmiechnięta twarz
przyjaciela.
– Ta
jest fajna – usłyszałem obok siebie. Podążyłem wzrokiem za palcem Dongwoona, by ujrzeć niewysoką
blondyneczkę, ewidentnie farbowaną. Uśmiechała się w uroczy sposób i zdaje się,
że rzucała spojrzenia w naszym kierunku.
– Ona
chyba też tak o tobie sądzi. Startuj, ogierze – zaśmiałem się, klepiąc go po
ramieniu. Był zadowolony, niemal promieniował. Szybko od nas odszedł i niemal
natychmiast znalazł się obok dziewczyny. Ta zarumieniła się, spuściła wzrok na
buty, a potem wręczyła mu mały świstek papieru. Wrócił podekscytowany i rzucił
się w moje ramiona. Widocznie dobrze poszło. I szybko.
–
Nazwała cię „oppa”? – zapytał
beznamiętnie Minho, nadal wpatrując się w grupki dziewcząt krążące po podwórzu.
– No –
przytaknął. – To wspaniałe, chłopaki.
Nie do końca podzieliśmy jego entuzjazm, ale gasić też go nie zamierzaliśmy, więc wróciliśmy do
pytania Choi.
–
Kibum, a ty?
Zdaje się, że właśnie wtedy popełniłem najgorszy błąd w życiu, który później sprawił,
że jedyne co mogłem robić, to wpatrywać w ścianę, nieświadomy uciekającego mi
przez palce życia, chociaż ze wzrokiem utkwionym w pędzących wskazówkach
zegara, ale porzucony gdzieś w głuchej ciszy.
– Ta
jest niezła.
Miku Nasai pochodziła z Japonii, była córką ważnego
krajowego biznesmena, każdy chłopak za nią spoglądał i na dodatek była naprawdę
śliczna. Wtedy uważałem ją za bezpieczny wybór, ponieważ nie było szansy, by umówiła się ze mną, jako
jednym z naprawdę licznych „adoratorów”. Także towarzyszący mi koledzy nie
uznali ją za najlepszy obiekt do przelewania platonicznych uczuć. Nadal nie
wyróżniałem się spośród tłumu, byłem nijaki i do tej pory nikt nie zwrócił na
mnie uwagi, poza trójką moich znajomych, również niespecjalnie wybitnych. Co
prawda, zdaje się, że wszyscy znali Minho, już od samego początku grającego w
kosza w szkolnej drużynie, ale on nie liczył na sławę. Spędzał przerwy z nami.
– Ale
żeś trafił kulą w płot, Kibum – parsknął Dongwoon. – To już nie to samo, co ze
mną.
– Wiem
– przytaknąłem, patrząc na Miku. Nie wiem dlaczego, ale jej czarne włosy dla
mnie lepiej wyglądałyby, gdyby zafarbowała je na jasny kolor, a właściwie, to
widziałem ją w różu. – Ale przecież na
nic nie liczę.
– Nie
chcesz mieć dziewczyny? – zapytał nieco, jak się zdaje, ogłupiały Woohyun.
– Nie
zależy mi na tym.
Ciągle czekałem na moment, gdy przez dziedziniec przejdzie
mój bohater. Nie widziałem go już tak długi czas, tęskniłem za jego czułym
uśmiechem, radosnymi oczami i dłońmi, często burzącymi moje włosy.
*
– Dlaczego tak mało mówisz? –
Kibum był zaskoczony pytaniem, jakie usłyszał od Jonghyuna. Wydawało mu się, że
ten już zdążył się do tego przyzwyczaić, do tych milczących rozmów lub do
samych monologów. Znali się chyba wystarczająco długo, by mógł się przekonać o
raczej miernej gadatliwości kompana, który za najwyższą wartość uznawał ciszę.
Uwielbiał ją, bo pomimo nazywania się ciszą, nigdy nie była głuchą. Zawsze
towarzyszyła jej symfonia różnych dźwięków, idealnie wpisujących się w
delikatną, a jednocześnie twardą melodię. Pełna sprzeczności, tak ją nazywał i
nad wyraz umiłował sobie możliwość spędzenia chociaż chwili pośród głośnej
ciszy.
– A dlaczego nie? – odparł zdawkowym tonem,
pytaniem na pytanie.
– Chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie
dajesz mi takiej możliwości.
Jonghyun
był przeciwieństwem Kibuma. Kochał mówić, nigdy nie mógł usiedzieć w spokoju,
wszędzie go nosiło. Cisza dawała mu się we znaki, ponieważ nie była niczym
więcej niż niewypełnionym niczym pasmem pustki. Przypominała mu niezapisaną
pięciolinię, czekającą, aż ktoś posiądzie ją we władanie i sprawi, że zapełni
się wspaniałymi dźwiękami. Dla Jonghyuna nie było niczego lepszego, niż
usłyszenie ludzkiego głosu, wypełniającego pustkę i właśnie tak trudno było mu
porozumieć się z Kibumem.
– Rozmawiam z tobą przecież.
–Wcale nie. W ogóle się nie odzywasz.
Na
ustach młodszego wykwitł delikatny uśmiech. Jak to się stało, że chociaż tak
bardzo różnili się od siebie i nawet pojęcie rozmowy w ich umysłach wyglądało
inaczej, wcale się wspólnie nie nudzili?
– Nie każda rozmowa opiera się na słowach.
Jonghyun
wyglądał na zaskoczonego. Już chciał zadać kolejne pytanie, gdy Kibum przyłożył
palec do ust, nakazując mu milczenie. Spełnił to i spojrzał w kierunku
wskazanym mu przez chłopka. Znajdowali się w mało uczęszczanej części parku,
gdzie natura zdawała się nie przejmować próbami człowieka w ingerowanie w jej
rozwój.
– Słuchaj – szepnął bardzo cicho. W uszach
starszego zabrzmiało to jak westchnienie wiatru.
I
słuchał.
Liście
delikatnie szumiały na wietrze, wyśpiewując tylko sobie znaną melodię, jej nuty
ulatywały w przestrzeń, malowały na nieboskłonie najpiękniejszymi barwami, by
dołączyć do ptasich treli, słodkich dźwięków ukrytych w drobnych gardziołkach.
To był chór, idealnie współgrający w każdym momencie. W ukryciu gałęzi
poruszyła się wiewiórka, upuszczony przez nią żołądź cicho tupnął o poszycie,
udając perkusję w tej swoistej orkiestrze. W oddali rozległ się dźwięk grzmotu,
niski, basowy pomruk, otulający ich jak ciężka pierzyna, przez którą docierały
przytłumione odgłosy miasta. Szum samochodów ginął gdzieś pośród wietrznego
koncertu, przebiegającego delikatnymi, rozpływającymi się palcami po strunach,
nie potrzebując smyczka do skrzypcowej melodii. Wystarczyło samo westchnienie,
lekki dotyk, delikatny śmiech ukryty pomiędzy ptasimi piórkami, drżącymi od
ledwo powstrzymywanych emocji. Park ożył, wydawało się, że nawet mrówka w swej
pośpiesznej wędrówce idealnie wpasowuje się w melodię, śpiewając o pięknie
jesieni, malowanej najszlachetniejszym złotem i brunatnym brązem liści,
najwspanialszym tworem natury. Nawet niebo chciało dołączyć się do opisu życia,
przekazując siostrze ziemi ożywcze krople wody, z cichym pluskiem opadające na
podłoże, wyśpiewujące swoją własną pieśń, jako część tej najwspanialszej
symfonii, łączonej przez dźwięki wszechobecnego wiatru, jak przez jedynego
dyrygenta.
Jonghyun
przeniósł wzrok na twarz Kibuma, teraz skąpaną w deszczu, z mokrymi włosami
przyklejonymi do zarumienionych policzków. Na ustach błąkał mu się delikatny
uśmiech, w zachwycie dla usłyszanego koncertu. Był dostępny dla wszystkich, ale
niewielu potrafiło docenić kunszt z jakim łączone były dźwięki ciszy.
– Dziękuję.
– Za co, Jonghyunie?
– Za najwspanialszą rozmowę, w jakiej dane mi
było uczestniczyć.
*
Gdy
Jonghyun nadal się nie pojawiał, poczułem potrzebę zmienienia swojego życia.
Chciałem być dla samego siebie tym Kibumem z przeszłości, który pokazał prawie
przyjacielowi piękno ciszy. Teraz nie potrzebowałem zrozumieć nic ważnego w
swoim życiu, a po prostu przeżyć przełom. Liczyłem, że pozwoli mi on w pełni
zaakceptować zmianę jaka zaszła w moim życiu – opuszczenie gimnazjum, koniec z
przeszłością, nowoodkryta definicja przyjaźni, a przede wszystkim – miłość. To
ona napędzała mnie do wstania z łóżka każdego dnia i chociaż była uczuciem
nieodwzajemnionym, dawała mi radość o jakiej nie śniłem.
Znalazłem
się u fryzjera. Mężczyzna, który mnie przyjął przez długi czas po prostu
patrzył, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy wszystkie wspomnienia jakie w
sobie nosiłem. Potem nie zapytał nawet o to, jak ma mnie ostrzyc. Jakby to było
najnaturalniejsze na świecie, usadził mnie na fotelu przed lustrem, wziął do
ręki grzebień, a potem kazał zamknąć oczy. Ufałem mu, chociaż nie wiedziałem
czy powinienem. Do teraz jest dla mnie najwspanialszym człowiekiem, jakiego
spotkałem, z czystym sercem i szczerymi intencjami. Może to, co stworzył
skomplikowało moje życie, ale on nie mógł o tym wiedzieć, gdy rozjaśniał moje
włosy, przycinał je, układał. Ten Kibum, którego zobaczyłem w lustrze nie
przypominał zastraszonego dzieciaka z
gimnazjum. Bardzo jasne, opadające na oczy włosy, z lekko prześwitującym
ciemnymi kosmkami na skroniach. Widziałem w oczach mężczyzny dumę z wykonanej
roboty, a potem zaskoczenie, gdy zechciałem uczcić nowy etap w życiu, pierwszym
i ostatnim spontanicznym przytuleniem w tym czasie.
Gdy
następnego dnia postanowiłem pokazać swoją prawdziwą duszę i brak poszanowania
dla restrykcyjnych reguł w liceum i
zamiast koszuli założyłem kolorowy podkoszulek z nadrukiem, na rękach
zawiesiłem dużą ilość bransoletek, i na dodatek podkreślając oczy kreską,
wyciągając z nich ukrytego wcześniej kota, przyciągnąłem zadziwiająco dużo
spojrzeń. Radośnie je zignorowałem i usiadłem obok Minho, Dongwoona i Woohyuna.
– Podobno
nie zależy ci na posiadaniu dziewczyny – usłyszałem ze strony Choi.
– I co
z tego?
– W
takim razie, dlaczego właściwie wyglądasz właśnie tak?
Jego
spojrzenie było uważne, niemal przewiercające. Może dlatego sam uważniej przyjrzałem
się samemu sobie, ale jedyne co dostrzegałem, to fakt, że nareszcie jestem w
zgodzie z samym sobą, z swoimi przekonaniami i ideałami. W moim wnętrzu, duszy
czułem, że nie jestem tacy jak inni i chciałem to pokazać, nawet jeśli miało by
mnie to sporo kosztować. Nie lubiłem być identyczny, szary, bezkształtny.
Czułem się inny i to była pozytywna wartość.
– Nie
zrobiłam tego dla niej.
– W
takim razie, po co?
Wzruszyłem ramionami, by go zbyć, jednocześnie zastanawiając
nad przebiciem uszu. To byłoby idealne zwieńczenie mojej przemiany, zarówno
fizycznej, jak i duchowej.
–
Kibum?
– Dla
siebie. Potrzebowałem zmiany.
Zaśmiali się, ale to był trochę nerwowy śmiech.
– A ty
co, baba, żeby takie rzeczy robić? Farba, serio? – Woohyun nie patrzył na mnie,
a gdzieś w przestrzeń, z resztą tak samo jak Dongwoon. Jeśli o tego drugiego
chodziło, to pewnie zastanawiał się czy jego dziewczyna również nie poleci na
coś takiego. Nie chciałem mu doradzać, ale na jego miejscu zrobiłbym coś z tymi kudłami.
– To
nie jest tylko dla kobiet – usłyszeliśmy niespodziewanie dość znany w szkole
głos. Mój osobisty początek klęski. Miku stała na czele grupki dziewcząt i, co mnie bardzo zdziwiło, szeroko się
uśmiechała w naszą stronę. Na wszelki wypadek się uszczypnąłem, żeby sprawdzić,
czy to przypadkiem nie koszmar, z którego zaraz się obudzę. Miałem taką
nadzieję, ale ten sposób pozostawił po sobie jedynie czerwonawy znak i zero
śladów przebudzenia. – Każdy ma prawo do zmiany wizerunku.
– Miku
Nasai. Witaj noona – wymruczał Minho. To dziwne, ale w ostatnim czasie dość
często zabierał głos. Interesujące.
–
Minho. Dawno się nie widzieliśmy.
–
Owszem – przytaknął ponuro. – Gdy Taemin się wyprowadził, nie czułem potrzeby
przychodzenia w tamte okolice.
10
punktów dla Choi Minho.
Miku
nie wyglądała na zadowoloną z takiej
odpowiedzi, ale taktownie to przemilczała i znowu słodko uśmiechnęła. Obrzydliwe.
– W
każdym razie nie przyszłam tu, żeby robić ci wyrzuty. Powiem ci się, że również
tęsknię za Taeminem. No ale nic. Właściwie… -
zamyśliła się na chwilę, a potem spojrzała prosto na mnie. Po plecach
przebiegł mi zimny dreszcz, nadal to pamiętam, chociaż minęło tyle czasu.
Czułem go za każdym razem, gdy ona była w pobliżu. Nie należało to do
najprzyjemniejszych odczuć. Nie, nie specjalnie. -
Kibum, tak? Możemy porozmawiać, oppa?
Woohyun i Dongwoon spojrzeli na mnie z podziwem, że starsza
dziewczyna mówi do mnie oppa. Minho
nie wyglądał na zachwyconego, ale nie wydawało mi się, by chodziło o samą Miku.
Ja natomiast… Po prostu wstałem i nie zastanawiając się za wiele, podążyłem za
nią.
To
było jak droga na stracenie. Przez cały czas, gdy mówiła, czułem się jakbym
stał za grubą, matową szybą, przez którą przechodziły jedynie pojedyncze
dźwięki. Usta dziewczyny poruszały się z zawrotną prędkością, a ja myślałem
jedyne o tym jak bardzo tęsknię za Jonghyunem i ile bym dał, żeby teraz to on
ze mną rozmawiał. Może to dlatego nawet nie zwróciłem uwagi na pytanie, które
zawisło nad nami jak dusząca mgła. Mogłem się tego spodziewać, gdy prosiła, bym
poszedł za nią.
Teraz już wiem, że moja odpowiedź to było najgorsze, co
mogłem w życiu zrobić. Czym właściwie się wtedy kierowałem, nie wiem, nie
pamiętam. Może sądziłem, że to będzie bezpieczne, bo nikt się nigdy nie dowie,
że jestem gejem, może chodziło o złudne uczucie wyższości, które nikomu nie
pozwoliłoby tknąć palcem kogoś takiego? Teraz o tym myślę i nie pamiętam.
Jedyne z czego zdaję sobie sprawę to to, że na pytanie: zostaniemy parą? po prostu odpowiedziałem tak. Bez kłótni, bez dłuższego namyślania, bez szczegółowych
obliczeń. Nie wiem. Nie wiem. Żałuję. Teraz już żałuję, bo to nie było ani
bezpieczne, ani nieszkodliwe.
*
– Kim chciałbyś zostać w przyszłości?
Częste
pytanie zdawane podczas kilku pierwszych spotkań nowych znajomych niesamowicie
rozbawiło Kibum, zwłaszcza, że z Jonghyunem znali się już ponad pół roku. Nie
śmiał się jednak, ponieważ nie leżało to w jego natrze, ale uśmiechnął szeroko
w stronę Kima, tylko jakby nieco z kpiną. Mimo to zamyślił się, podpierając
głowę na dłoni.
– A ty? – zapytał po dłuższej chwili, jakby nadal nie potrafił odpowiedzieć na to
pytanie. W jego umyśle przewijało się milion różnokolorowych wizji, ale żadna
nie zatrzymała się w swej pośpiesznej wędrówce ku nieznanemu.
– Chciałbym zostać muzykiem. Śpiewać.
– Dlaczego?
– Bo muzyka jest wspaniała. Wypełnia serce i
duszę, samymi dźwiękami potrafi zmienić człowieka. To, co czuję, gdy śpiewam
nie przypomina mi niczego, co do tej pory robiłem. Wydaje mi się, jakbym unosił
się nad ziemią i mógł spojrzeć na każdego, kto czuje muzykę, a także na
każdego, który potrzebuje jej, by się uśmiechnąć. Dźwięki ludzkiego głosu są w
stanie uleczyć, tak sądzę. Całe szczęście jakie w sobie mam wypływa wraz z tą
melodią, którą tworzę w głowie, a jednocześnie mogę oczyścić się z tych emocji,
które zalegają na mym umyśle, nie pozwalając na żaden ruch; emocji krępujących,
niebezpiecznych.
Po raz
pierwszy Kibum usłyszał tak bardzo wypełnioną
pasją wypowiedź Jonghyuna. Cieszył się, że w jego życiu było coś, co
potrafiło wywołać w nim aż takie emocje. To oznaczało, że istnieje coś, co ten
kocha i potrafi oddać temu całym swoim sercem.
– A ty, Bummie?
Uwielbiał,
gdy nazywał go „Bummem”.
– Ja nie wiem. Chciałbym robić w życiu coś
ważnego, co pomagało by innym.
– Może zostań lekarzem?
– No nie wiem… - Kibum nie lubił szpitala.
Zawsze mu to przypominało o nieustannej groźnie wiszącej nad jego osobą.
– Wiesz, sądzę, że też chciałbym zajmować się
sztuką. Chciałbym dostrzegać piękno w dźwiękach i pokazać ci, jak wygląda
muzyka dla mnie.
– Śpiewasz, Bummie?
– Nie. Ale jeśli chcesz, mogę ci pokazać jak
wspaniale brzmi coś, w czym niepotrzebny jest ludzki głos.
Fortepian
był piękny, lśnił w nieco przyćmionym świetle lampy w kącie pomieszczenia.
Idealnie wpasowywał się w otaczający go wystrój, ale to nie to było
najważniejsze, a jego dostojność. Kibum zasiadł do niego z nabożną czcią i
przez chwilę po prostu gładził czarno białe klawisze. Były jak dwa różne
światy, współgrające ze sobą. Chociaż zupełnie inne, stanowiły jedność, jak
wszystko w przyrodzie. Dwa różne odcienie świata mogły, a nawet musiały istnieć
wspólnie, ponieważ nie ma niczego nie tylko bez bieli, ale i bez czerni. Nie
mogła by powstać szarość, powoli rozpływająca się w zakamarkach świata, nie
zawsze smutna, czasami radosna. Tylko nuta bieli, tylko nuta czerni. Całość.
Melodia
płynąca spod palców Kibuma nie przypominała mu niczego, co do tej pory słyszał.
Wydawała się być połączeniem wszystkich fortepianowych koncertów, a
jednocześnie była zupełnie inna, wyjątkowa.
Gdy
usiadł koło niego, jedna blada ręka chwyciła tą jego. Przez chwilę nic nie
robili, jedynie czuli. Dłoń Kibum idealnie wpasowywała się w jego, jakby tam
właśnie miała swoje odwiecznie zapisane miejsce. A potem place Jonghyuna po raz
pierwszy dotknęły tego konkretnego instrumentu. Klawisze były chłodne w dotyku,
jedynie w niektórych miejscach ocieplone przez zwinne opuszki młodszego,
przemykające po czarno białych płytkach jak wiatr. Teraz te same palce pomagały
Jonghyunowi zagrać jego pierwszą melodię.
– Masz rację – przyznał Kibum.
– Tak?
– Muzyka jest wspaniała. Potrafi czynić cuda.
Nie zostanę lekarzem ciała, hyung. Będę leczył dusze.
*
Dłoń
Miku była drobna i delikatna. Może natura żądała, by właśnie ta dłoń idealnie
wpasowywała się w tą moją, ale to nie była moja natura. W moich dawnych
wspomnieniach nadal tkwił moment, gdy duża, szorstka i przede wszystkim silna
ręka Jonghyuna zamykała się na mojej własnej. To nie był jedyny raz, gdy udało
mi się poczuć to ciepło, jakie mi dawał. Tylko on potrafił mi przesłać takie emocje
przez zwykły dotyk. Byłem pewien, że tylko w tym uścisku pragnę się znajdować,
bo gdy jego ramiona otaczały moją osobę, po prostu czułem się tak bezpiecznie,
jak nigdy. Nie istniało inne takie miejsce, gdzie czułbym się tak dobrze. Jeżeli
jego objęcia miałyby być więzieniem, pragnąłem znajdować się w nim przez cały
czas, bez chociażby jednej myśli o ucieczce.
Ciało
Miku było tak samo drobne i delikatne jak jej dłoń. W niczym nie przypominało
tego ciała, które chciałem dotykać. Nie potrafiłem sobie wyobrazić siebie
samego sunącego dłonią wzdłuż jej płaskiego brzucha, podczas dotykania piersi,
gładkich ud. Obrzydzała mnie myśl, że miałbym dotykać jej w jakikolwiek intymny
sposób. Co z tego, że wielu dało by się pokroić za chociażby możliwość
zbliżenia się do niej, że zazdrościli mi? Co z tego? Czy to cokolwiek
zmieniało? Bez wahania zamieniłbym się z kimkolwiek, jeśli tylko by chciał. Nie
potrafiłem sobie wyobrazić, że całuję te usta, ale wizja jak wargi moje i
Jonghyuna spotykają się w pełnym pożądania pocałunku towarzyszyła mi każdej
nocy. Będąc pod prysznicem potrafiłem niemal poczuć te idealne palce na moim
ciele, wyznaczające palące ścieżki. To nie było trudne. Za każdym razem jednak
to moja dłoń musiała zastępować gorący dotyk Jonghyuna, jedyne swoje jęki
słyszałem pośród wody uderzającej z niemiłym hukiem o brodzik. Chociaż to nie
była dobra melodia, cieszyłem się, że zagłusza tą nieidealną symfonię
wydobywająca się z moich ust. Nieidealną, bo brakowało w niej innego dźwięku, tego,
który byłby powodem jej powstawania.
Zastanawiałem się jak brzmi głos podnieconego Jonghyuna, jak bardzo się
obniża, jak daleko potrafiłbym go poczuć, jak bardzo by omamił moje zmysły.
Tak cholernie go teraz potrzebowałem. Moje oczy tęskniły za
tym uśmiechem, który wysyłał mnie w gwiazdy, za tymi dłońmi, mogącymi pokazać
mi kosmos na ziemi.
*
Zobaczyłem
go, gdy powoli zaczynała się jesień. Nie wyglądał tak jak wcześniej. Również on
zmienił fryzurę, może też potrzebował zmiany w swoim życiu? Cieszyłem się, że
mój bohater powrócił, bo życie bez niego jakby wyblakło ze wszystkich kolorów.
Było jak wypłowiałe płótno pokryte niezrozumiałym wzorem, plamami farby, która
już dawno straciła jakąkolwiek wartość. Tak się czułem przez cały ten czas,
żadne uczucie, żadna myśl nie była na swoim miejscu.
Mój
bohater, mój przyjaciel, mój ukochany.
Miku
nie rozumiała mojego nadmiernego entuzjazmu, ale mimo to podążyła za mną. Nie
mogłem puścić jej dłoni, bo podobno byliśmy parą. Nie wyobrażałem sobie
pokazania mu, że jestem zajęty, że
jestem z kobietą, ale teraz zbyt liczyło się samo spotkanie, nie jakieś tam niesprzyjające
czynniki. Nad tym, że jestem cholernie zakochany pracowałbym później, nie
wtedy, nie w tamtym momencie, nie gdy kąciki ust Jonghyuna powoli się unosiły.
Nie do mnie.
Gdy
podszedłem do niego, jego spojrzenie przemknęło po mojej sylwetce, poczułem je
nawet w stopach, bo niczego tak nie pragnąłem jak tego, żeby znów na mnie
spojrzał. Czekałem na jego powitanie, dłoń zanurzającą się pośród zupełnie
inaczej wyglądających włosów.
Pamiętałem, że obiecał do mnie wrócić. Powiedział mi to i rzeczywiście,
stał przede mną, inny a jednocześnie taki sam. Powinien podnieść dłoń,
przesypać moje piaskowe kosmyki między palcami silnej dłoni, czule uśmiechnąć,
albo szeroko, to nieważne. Kochałem każdy jego uśmiech, ten, który upodabniał
go do dinozaura i także ten, który przyprawiał mnie o palpitacje serca. W jego oczach powinienem dostrzec uczucie,
nawet jeśli to by miała być tylko przyjaźń.
Nie doczekałem się.
Już
miałem otworzyć usta, by samemu wyrzec witające słowa, ale Jonghyun zniknął.
Wyminął mnie, nie spoglądając więcej w moim kierunku. Zresztą, czy spojrzał
chociaż raz? Czy dostrzegł coś więcej poza moją dłonią splecioną z tą należąca
do Miku? Zapomniał…? Nie, nie mógł, przecież tak często nazywał się moim
przyjacielem. Przyjaciel nie zapomina i właśnie dlatego nazywa się przyjacielem. Tak długo walczyłem ze
swoją niechęcią do tego słowa i teraz tak po prostu jego definicja ginęła
gdzieś pośród stosu niespełnionych obietnic i fałszywych wyznań? Po raz kolejny
była tylko pustym wyrazem, ułudą czy może parszywym kłamstwem?
–
Oppa? Oppa, coś nie tak?
– Nie,
kochanie, wszystko w porządku. -– Zdaje
się, że właśnie te słowa wyrzekłem, takie kłamstwo powiedziałem. Nienawidziłem
kłamstwa, uważałem go za największe zło na świecie. Kłamcy byli ohydnymi tchórzami.
Nazywanie jej kochaniem
było jak kwas wlewany w trzewia. Było kłamstwem. Kłamstwem jak to wszystko.
– A ten
chłopak, oppa? Kto to był?
– To…
to nikt.
– Ale…
–Nikt
ważny, kochanie. Chodźmy już, zaraz będzie dzwonek.
Dlaczego serce tak cholernie bolało, dlaczego pod powiekami
czułem jak zbierają się łzy?
~*~*~
Zagadką pozostaje, kiedy „My
Hero” stało się na tyle długie, żebym musiałam dzielić to na trzy części.
Fascynujące. Jedynym plusem pozostaje to,
że mam całą drugą część i trzecią w trakcie, także… :)
Miał być depresyjny, ale w
zasadzie to taki nie wyszedł, ani tu, ani w następnych częściach, ale to chyba
dobrze?
Generalnie, za milionowym
czytaniem My Hero wieje nudą, ale opinię pozostawiam Wam XD
Jestem bardzo ciekawa, co o tym sądzicie, a także jaka jest Wasza definicja przyjaźni. Moją już poznaliście >.<
No to do następnej części, która
powinna się pojawić, uhm, niebawem i zapraszam do komentowania <3
Okej. Dzisiaj to taka huśtawka emocjonalna, że ja już nie ogarniam życia. I nie wiem, czy ten komentarz będzie miał większy sens, ale się postaram z całego serca.
OdpowiedzUsuńWięc... Wydaje mi się, że całkiem dobrze rozumiem Kibuma i jego brak zaufania, który zresztą świetnie zarysowałaś. Ściskało mnie w gardle, gdy czytałam o jego przeżyciach. I tu pojawia się Jonghyun, nic dziwnego, że zawładnąć sercem Key. Boże, Key jako gwiazdka, skrawek nieba, etc- feeeelsy, feelsy bardzo (serio, ja tu prawie umieram). Ta chęć ochrony niewinności Kibuma, w ogóle jego stosunek pełen troski. Ten moment, w którym zabrakło Jonghyuna, a w którym Key ukazuje siebie... ja nie wiem, jak to oceniać. Nie dziwi mnie wcale jego potrzeba zmian. To był chyba po prostu zły moment. Boże, to ich tak łączy, Jonghyun i śpiew, a Kibum i fortepian. Jakoś dziwnym trafem nie lubię tej Miku. To odejście Jonghyuna łamie mi serce, waeeee? ;..;
Motyw gwiazd. Bardzo go lubię, a tu jest świetnie wykorzystany. W ogóle urzekło mnie to zdanie- "Moje oczy tęskniły za tym uśmiechem, który wysyłał mnie w gwiazdy, za tymi dłońmi, mogącymi pokazać mi kosmos na ziemi." Zakochałam się w tym bardzo <3 Dalej, Twoje opisy, czy owej ciszy, czy fortepianu, są cudne. Key jako kot, jedna z moich ulubionych kreacji <3
"Uwielbiał ją, bo pomimo nazywania się ciszą, nigdy nie była głuchą. Zawsze towarzyszyła jej symfonia różnych dźwięków, idealnie wpisujących się w delikatną, a jednocześnie twardą melodię." - kocham, to moje przemyślenie niegdysiejsze.
Okej, podsumowując bardziej sensownie- momentami bardzo mnie to łapało za serce i łykałam gulę w gardle, tym bardziej, że bardzo się emocjonuję czytając coś. Spodobało mi się, że mimo opisywania dość spokojnych wydarzeń, pozostaje pewne niedopowiedzenie budzące napięcie. Ostatnie zdanie już w ogóle mnie po prostu pozostawia z bólem w sercu, i tym bardziej będę czekała na kolejną część.
Wyłapałam kilka błędów interpunkcyjnych, ale jakieś drobiazgi, i to: " Nie zamierzałam go zaczepiać, bo i po co?".
Ojej, pisz dalej, co prawda zafundowałaś mi emocjonalny rollercoaster, ale nie mogę się doczekać. Wenyyy <3
Dzisiaj pierwsza, aww XD Szalejesz.
UsuńChyba nigdy nie uda mi się napisać czegoś bez błędów, ale czytałam to już tyle razy, że usypiałam poprawiając to XD
Opisywanie uczuć Kibum wcale nie było najtrudniejsze, ponieważ oparłam to na własnych odczuciach - począwszy od definicji, skończywszy na braku wiary w coś takiego jak przyjaźń. źleźleźle
Do Miku się przekonasz, obiecuję, za to Jonghyun i jego odejście - to główny powód całego dramatu jaki tu powstanie. Czy ja znowu spoileruję? XD
Dziękuję, już wspominałam, ze opisy to moja zmora, chociaż jestem bardzo dumna z opisu ciszy-natury-Bógwieczego XD Także cieszę się, że Ci sie spodobały :')
No i jeszcze raz dziękuję i obiecuję, ze druga część pojawi się już niedługo <3
No, rzadko jestem na czasie, ale czasem bywam xD Opieranie się na własnych odczuciach jest ciężkie, ale hm, czasem trudno tego uniknąć, wiem z doświadczenia. Trzymam cię za słowo, że się przekonam do Miku, póki co nie pałam do niej jakąś wielką sympatią, a wręcz przeciwnie, więc... Czekam :D Spoilerujesz, ale ja zapomnę, spoko :D Te opisy są cudowneeee, więc przestań <3 Oby niedługo, czekam <3 Weny <3
UsuńPS. Oczywiście to ja spamię Shizuce zdjęciami Heechula xD
Czekaj, pomyślę nad tą Miku. Nie przesadzajmy z ta sympatią, po prostu nie okaże się zdzirą, dosadnie mówiąc XD
UsuńOpisy mnie odrobinę męczą i zdaje się, że cały swój talent do nich wyczerpałam na pierwszą część >.< Znaczy, mam nadzieję, że nie x)
Byłam pewna, że to Ty XD Heechul jest od pewnego czasu na głównym miejscy w Waszej głowie, tak mi się zdaje =)
Nie zdzirą. Okej. To jestem w stanie zaakceptować, ale żadnego hetero :D Nie z szajniakami. Nieee, nie wyczerpuj się, nie wierzę w toooo. Na pewno w 2 części będzie ich tyle albo więcej, i będą takie albo lepsze :3
Usuń"Naszej" głowie, tak bardzo źle xD Nie no, na piedestale wiecznie ustawiony jest 2min, i jest głównym tematem naszych rozmów xD A wiesz, jak Shizuce się fajnie spamuje TOPem z BB? (tyle, że ona się później mści </3)
Piękne. Boże to jest takie świetne, że nie mogę się nadziwić, jak można pisać takie rzeczy. Idealne. Fabuła świetna, opisy świetne, wszystko świetne. Angst, matko, mój ukochany gatunek. Przedstawiłaś go w taki piękny sposób - nie było żadnego przesadzenia, wymyślnych wątków. Prosta fabuła przedstawiona w nietuzinkowy sposób. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńZ początku długość mnie zraziła. Nie przepadam za, aż tak długimi pracami. Mimo wszystko, nie wyobrażam sobie, abyś mogła oszczędzić jakikolwiek wątek, zdanie, czy dialog. Wszystko było na swoim miejscu. Ah, naprawdę się zakochałam.
Czy mogę cię już nazywać moim mistrzem, czy coś w ten deseń? Ubóstwiam twoje pracę i naprawdę zaszczytem byłoby, gdybym mogła napisać coś razem z tobą (nic nie sugeruję, ale uwierz mi, byłabym wniebowzięta). Zresztą, moje marzenia na bok. Jestem zachwycona.
Życzę weny i jak najwięcej pomysłów na tak wspaniałe prace, jak to, bo naprawdę, ah, wyczekuję tego~
UsuńBoże, czy to Ty, czy ja właśnie umarłam? Bo na pewno płaczę.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję
Teraz się będę stresować jeszcze bardziej przed dodaniem czegokolwiek.
Co do długości - sama się nie spodziewałam, że to się zrobi tak długie, zwłaszcza, że już przekroczyło dwadzieścia stron ;)
A teraz najważniejsze. Sądzę, że mnie przeceniasz, zwłaszcza, gdy sama piszesz tak wspaniałe opowiadanie. To raczej ja powinnam Cię nazywać swoim mistrzem, ale naprawdę bardzo dziękuję.
Nigdy w życiu z nikim nie pisałam i nie wiem, czy bym potrafiła, ale nie wykluczajmy żadnych możliwości ;) To mogłoby być ciekawe doświadczenie, zwłaszcza dla takiego niedoświadczonego pismaka jak ja.
Dziękuję jeszcze raz za taki kochany komentarz, mam nadzieję, że dalszy ciąg Cię nie zawiedzie <3
Jestem~~!
OdpowiedzUsuńEh... powiem Ci, że cholernie mi się nie chciało brać za jakiekolwiek czytanie dzisiaj. Opętało mnie zdradliwe lenistwo i musiałam wykrzesać z siebie wiele determinacji, żeby tu przyjść. Ale tylko, żeby przyjść, bo wystarczyło zacząć biegać wzorkiem po tekście, i z miejsca mnie wciągnęłaś w ten kibumowy monolog, nasiąknięty refleksjami o zaskakujących zwrotach w jego życiu, które miało być piękne i idealne, które niespodziewanie zmieniło się w parodię jego wyobrażeń.
"To martwiło babcie, wiedziałem to." - sorry, musiałam. Powinno być "babcię", bo przez brak tego ogonka mam przed oczami ławkę pełną babć i wszystkie patrzą na Key z zatroskanymi wyrazami twarzy *omgcozemnąjestnietak*
"Gdy zauważył, że moje ciało nie jest tak nieskazitelne jak do tej pory myślał, wyraźnie wytłumaczył osobom odpowiedzialnym za mój stan, co im zrobi, jeśli jeszcze chociażby jeden raz podniosą na mnie rękę." - omg, tak bardzo widzę, jak Jonghyun im to TŁUMACZY. Tak.bardzo.to.widzę.
Wiesz, cholernie mnie rozczuliłaś tym motywem bohatera (tak, ja wiem, że to jest w tytule, ale dopiero podczas czytania dotarło to do mnie z pełną świadomością) to jest takie aifejoeifjwoefj słodkie *o*
Btw. cholernie ciężko mi się pisze ten komentarz, bo KTOŚ mi właśnie zaśmieca fb zdjęciami Heechula x.x killmeplz.
"Kibum zawsze przypominał mu gwiazdę z nieba, która zagubiła się w szarych odmętach mroku, tak niepodobna do swoich wcześniejszych wyobrażeń. (...) Nie wiedział, co sprawiło, że ten w jego umyśle przybierał formę zaginionego kawałka nieba, który nie znał drogi powrotnej do domu i dlatego zmuszony był do życia w mrocznej rzeczywistości." omg, my dear ;;;;; rozpływam się nad tą metaforą, jest taka jwoiejfwef
Btw. "Szybko od nas doszedł i niemal natychmiast znalazł się obok dziewczyny." - zabawna literóweczka xD
"(...) za najwyższą wartość uznawał ciszę. Uwielbiał ją, bo pomimo nazywania się ciszą, nigdy nie była głuchą. Zawsze towarzyszyła jej symfonia różnych dźwięków, idealnie wpisujących się w delikatną, a jednocześnie twardą melodię. Pełna sprzeczności, tak ją nazywał i nad wyraz umiłował sobie możliwość spędzenia chociaż chwili pośród głośnej ciszy." - tak bardzobardzo kocham ten fragment *~*
a ten opis, który następuje potem to już w ogóle, umieram z zachwytu <3 serwujesz mi żywy i dźwięczny obrazek, słowa płyną a ja widzę i czuję ten krajobraz, tę ROZMOWĘ, omg to jest genialne, kocham Cię ;;;;
i opis muzyki, co Ty mi dzisiaj robisz, idźże, nie mam już siły na zachwyt, ottoke. dobra jednak mam *zachwyca się* ja tak bardzo kocham motyw muzyki (pewnie o tym wiesz) i tak bardzo zgadzam się z tym, co tutaj zawarłaś.
"– Muzyka jest wspaniała. Potrafi czynić cuda. Nie zostanę lekarzem ciała, hyung. Będę leczył dusze." :')
Weźźź, nawet opis Key samego pod prysznicem mnie urzekł, co się tu wyrabia ._.
"Tak cholernie go teraz potrzebowałem. Moje oczy tęskniły za tym uśmiechem, który wysyłał mnie w gwiazdy, za tymi dłońmi, mogącymi pokazać mi kosmos na ziemi." <3
okej *stekprzekleństwktóryuległautocenzurze* NO *BEEP* *BEEP* CO TO ZA *BEEP* KOŃCÓWKA? Teraz to ja już Cię na pewno znajdę! Strzeż się, nie znasz dnia ani godziny xD przestudiuję z tatą mapy, wyciągnę z piwnicy rower, kupię bilet na pociąg, whatever. To nie może tak być, nieieieie, co z bohaterem, boli mnie serce, jestś okropna, nie lubię Cię (czy ja w tym samym komentarzu wyznawałam Ci miłość?)
Idę.
Nie pozdrawiam.
Chcę następną część.
~~<3 ;-;
Uhm. Czekaj, najpierw poprawię >.<
UsuńUhm. Wiesz, pisałaś mi o mind conection z Ame, a teraz to widzę, bo nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale zacytowałaś niemal dokładnie to samo co ona. Hm. Okej XD
Widzisz jak tłumaczy? Ojej, to niedobrze *otwiera worda i zastanawia się co dopisać* XD W moim umyśle nie powstało za dużo opisów tej sceny, cóż~
Fetysz muzyki u Ciebie, taak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę x)
W ogóle, to ja nie przepadam za metaforami i czasami mi się dość ciężko je pisało, dlatego moja playlista do my Hero to same wyjce i smutasy. i the GazettE, ale to pomińmy, wcisnęło mi się gdzieś po prostu XD W każdym razie naprawdę się cieszę, że Ci się spodobały. Zwłaszcza opis tej ciszy (cholercia, nadal nie wiem jak to nazwać) - jestem z niej tak dumna :`) Podejrzewam, że to wpływ Pana Tadeusza O.o
Koncówka, ekhem? Normalna, no coo? Jakoś musiało się to skończyć. Zwłaszcza, ze od razu po końcówce miałam to całe tłumaczenie, bo przecież ani myślałam dzielić to na kilka części >.<
Aww, kocham, tulę, wszystko będzie w porządku, druga część na pewno w tym tygodniu XD
I tak w ogóle - pociąg, jaki pociąg, co, gdzie, jak? Chyba sobie kpisz, jeśli sądzisz, że tu jakikolwiek pociąg jeździ, ha! XD
UsuńJestem~!
OdpowiedzUsuńObiecałam ci to już dawno, ale że jestem leniem, jestem dopiero teraz i nadrabiam xD
Zaczęłam od Jongkey, bo... to Jongkey xDD (OTP w szajni i te sprawy...)
Zacznijmy od jednego słowa... Uwielbiam <3
Piszę, ciągle czytając, więc komentarz będzie nie ogranięty...
Dość nietypowa narracja... I LIKE IT ~!
*czyta*
OEZU *3*
"Uwielbiał ją, bo pomimo nazywania się ciszą, nigdy nie była głuchą. Zawsze towarzyszyła jej symfonia różnych dźwięków, idealnie wpisujących się w delikatną, a jednocześnie twardą melodię. Pełna sprzeczności, tak ją nazywał i nad wyraz umiłował sobie możliwość spędzenia chociaż chwili pośród głośnej ciszy."
Opis ciszy... TOTAL ABSOLUTE NO. 1.!! <3
Jak ja uwielbiam kontrasty, to ty nawet nie wiesz ~<3 *spytaj np. Shizu, albo czytnij mój komentarz pod "Midnight shadow"... albo nie, nie czytaj xD za dużo feelsów tam... bo to KyuChul był <33333333*
*czyta dalej* *dużo sobie nie poczytała, bo..*
"Cisza dawała mu się we znaki, ponieważ nie była niczym więcej niż niewypełnionym niczym pasmem pustki. Przypominała mu niezapisaną pięciolinię, czekającą, aż ktoś posiądzie ją we władanie i sprawi, że zapełni się wspaniałymi dźwiękami. " - dwa genialne opisy ciszy... z dwóch różnych punktów widzenia... Uwielbiam <3
*czyta dalej*
Ten opis ciszy w parku.... Boże, kobieto, czy ty chcesz mnie zabić? Jaką ja mam słabość do opisów, to porównań, zwłaszcza tak pięknych *3*
Wyczuwam że będę płakać jak przeczytam całość, bo ja tak pisać nie umiem ;-;
*czyta*
"Kibum zasiadł do niego z nabożną czcią i przez chwilę po prostu gładził czarno białe klawisze. Były jak dwa różne światy, współgrające ze sobą. Chociaż zupełnie inne, stanowiły jedność, jak wszystko w przyrodzie. Dwa różne odcienie świata mogły, a nawet musiały istnieć wspólnie, ponieważ nie ma niczego nie tylko bez bieli, ale i bez czerni. Nie mogła by powstać szarość, powoli rozpływająca się w zakamarkach świata, nie zawsze smutna, czasami radosna. Tylko nuta bieli, tylko nuta czerni. Całość." - TO. JEST. OPIS. KLAWISZY. OD. FORTEPIANU?!
Weź, wyjdź. Z każdą chwilą popadam w coraz większe kompleksy ;-; już starczy, że seiki, Ame i Shizu mnie doprowadzają do depresji, ale oni są starsi i są humanami, więc mają prawo... płaczę, bo mam cholerną słabość do kontrastów i do opisów i kolorów, a ty mnie zabijasz wszystkim na raz w jednym fragmencie ;-;
*czyta dalej*
Koniec... ale jest druga część, którą zaraz przeczytam, a potem będę cię męczyć, dłamsić, zmuszać do napisania 3 części, bo NIENAWIDZĘ nie dokończonych opowiadań.
Meh... moje serduszko mnie boli, bo Kibum jest nieszczęśliwy i smutny, ale i tak czytam angsty bo to mój ulubiony gatunek (masochizm? of kors)
jak mam podsumować, hm? Nie wiem ;-; to jest zbyt piękne. I prawdziwe, a nie przerysowane, szczęśliwe obrazki ludzi jak w fluffach (hejter, bo sama nie umiem ich pisać i po prostu zazdro... albo po prostu jestem realistką i wiem, że życie to nie bajka...)
Także... idę czytać part 2. bo pragnę więcej <3
~ Rozpływająca się w zachwycie nad pięknymi porównaniami, ogromną ilością kontrastów i epitetów Dara <3
Daro, słońce ty moje, czy ty wiesz, że jesteś moim 69 komentarzem *uśmiech perwersa*
UsuńAch, rozpieszczacie mnie tymi wszystkimi miłymi słowami, a potem się uśmiecham jak głupia do ekranu, albo płaczę, bo to też możliwe. Uhm, no ja nie wiem, co wy widzicie w tym opisie ciszy. Za kolejnym razem to wieje nudą, uwierz *człowiek, który zniechęca ludzi do swojego ff* XD
Klawisze od forteianu są boskie, a Taemin nie powinien na grać, bo mnie inspiruje. Głupi dzieciak >.<
Aww, dziękuję dziękuję za piękny komentarz, zdaje się, że bardziej ogarnięty niż mój u ciebie XD
<3 *hug*