niedziela, 22 lutego 2015

My hero 1/3



Tytuł: My hero
Pairing: JongKey
Gatunek: Angst, trochę dramat
Ostrzeżenia: Chaos, niekiedy brak chronologii, użalanie się nad sobą, budowa całego utworu też jest nielogiczna (refleksje, wspomnienia, sceny niby teraźniejsze, ale z przeszłości)

Tekst pisany kursywą oznacza wspominania. Nie są one zapisane w kolejności chronologicznej, więc można je umiejscowić w dowolnym czasie przeszłości Key i Jonghyuna. W niektórych przypadkach korespondują ze scenami nad lub pod nimi, ale są i takie, które mają jakiś sens tylko w odniesieniu do całości.

1


Nie znałem Jonghyuna jakoś wybitnie długo. Spotkałem go w pewne bardzo brzydkie, deszczowe popołudnie na przedszkolnym placu zabaw, gdy przyszedłem po młodszą siostrę. Gdy czekałem aż zbierze swoje rzeczy pojawił się właśnie on. Jego wygląd nie uderzył jednak we mnie szczególne, bo jakąś nadzwyczajną urodą też się nie odznaczał. Ot, zwykły nastolatek, który z nieznanych mi powodów pojawił się na terenie przedszkola. Nie zamierzałem go zaczepiać, bo i po co? Na nowych znajomościach mi nie zależało, już wystarczająco przebojów miałem z poprzednimi, które doprowadziły mnie do raczej kiepskiego stanu psychicznego. To on do mnie podszedł i,  z szerokim uśmiechem na ustach,  przedstawił jako Kim Jonghyun, który przyszedł tu po swoją siostrzenicę. Próbowałem zbyć go wzruszeniem ramion, ale okazał się być bardziej uparty niż sądziłem. Usiadł wtedy na ławce i zaczął paplać jak najęty o raczej mało istotnych rzeczach. Mimowolnie zacząłem go słuchać, bo głos miał wyjątkowo przyjemny, a  sposób mówienia ciekawy.
Wracaliśmy wspólnie. Moja siostra i jego siostrzenica okazały się być przyjaciółkami, o ile kilkuletnie dzieci można już nazwać przyjaciółmi; a nasze domy leżeć blisko siebie. On mówił, ja jedynie kiwałem głową lub od czasu do  czasu wtrącałem jakieś słowo. Chociaż kiedyś byłem towarzyską osobą, dawno to w sobie wypaliłem. Dlatego, kiedy skręcałem w swoją ulicę, nawet się z nim nie pożegnałem. To nie było nic ważnego, ot zwykły nieznajomy, który przemknął przez moje życie, ale więcej miał się  w nim nie pojawić.
No właśnie, miał. Bo kilka dni później stanął w drzwiach mojej kuchni, ściskając małą dłoń siostrzenicy w swojej dużo większej. Dziewczynki pobiegły się bawić, a mnie pozostało ugościć niemal nieznajomego chłopaka u siebie w pokoju. Mimo wszystkich swoich oporów pozwoliłem sobie na rozmowę. Opowiedziałem mu o swoich zainteresowaniach, nie rozwodząc się jednak nad nimi szczególnie, ale skrzętnie omijałem temat uczęszczania do gimnazjum. Jonghyun już w tym roku miał iść do liceum. Zazdrościłem mu tego, bo jedyne o czym od dwóch lat marzyłem, to wyrwać się  z tamtego podłego miejsca. Gdybym wiedział, że zwykła szkoła, w której dzieciaki od trzynastu do szesnastu lat spędzały część swojego życia, zarówno pilnie się ucząc jak i zawiązując trwalsze niż w poprzednich latach znajomości, okaże się tak wielka pomyłką w moim życiu, nigdy nie walczyłbym o możliwość uczenia z rówieśnikami. Do tej pory zadowalałem się nauką indywidualną, ale znęcony perspektywą pierwszych przyjaźni, uparcie walczyłem o kontakt z innymi uczniami. Żałowałem, ale teraz nie było już powrotu. Modliłem się tylko, by wtedy gdy ucieknę z gimnazjum,  moja przeszłość nie podążyła za mną, a po prostu rozpłynęła  gdzieś w przestrzeni, zapomniana przez ludzi. Marzyłem o zaczęciu od początku, o czystej karcie, o nowej szansie.
Jonghyun pojawiał się w moim życiu regularnie, nadal jednak nazywany przeze mnie tylko znajomym. Chociaż on wielokrotnie tytułował mnie swoim przyjacielem, ja w żaden sposób nie potrafiłem tego samego wyrzec w jego kierunku. Nie wierzyłem w przyjaźń, bo ktoś zniszczył mi jej definicję. Do tej pory sądziłem, że przyjaźń to wspaniały stan, gdy wydaje się, że ta druga osoba zawsze mogłaby być obok ciebie. Sądziłem, że przyjaźń to forma miłości, akceptacja z wszystkimi wadami i zaletami, a  przede wszystkim pomoc w pięciu na sam szczyt, a nie w przyczynianiu się do spadku na samo dno. Bo gdy najbliższa osoba sprawi, że upadniesz, niewiele jest w stanie wyciągnąć cię z powrotem na górę. Moje wyobrażenie przyjaźni w znaczny sposób różniło się od postrzegania jej przez innych, co zakończyło się tym, że gdy patrzyłem na Jonghyuna, widziałem tylko człowieka, który przejazdem wtargnął w moje życie, wprowadził w nim rewolucję, aby  pewnego dnia znów wsiąść do swojego pociągu i odjechać bez ani jednego spojrzenia w tył, na kogoś, dla kogo był tak bardzo ważny. To był powód, dla którego nie umiałem i nie chciałem nazwać go w tak ważny dla mnie sposób.
Może przesadzałem, histeryzowałem, ale wychowałem się w świecie bez bólu, który nagle uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Nie byłem przygotowany na coś takiego, świat w moich oczach wydawał się być wspaniałym miejscem, gdzie wszyscy się kochali. Uczyłem się o wojnach, znałem mnóstwo faktów o wojnie domowej w Korei, ale nie sądziłem,  że w zwykłej codzienności coś takiego dalej istnieje. Wydaje mi się, że żyłem pod kloszem, ze wszystkich stron otoczony grubym, półprzezroczystym szkłem, nie przepuszczającym żadnych negatywnych emocji, oprócz wiecznego niezadowolenia mojej matki. To była jedyna szpilka bólu, jaką odczuwałem, ale zaraz ginęła, gdy zostawałem nagrodzony jej szczęśliwym uśmiechem, gdy nauczyciel mnie chwalił, gdy wygrywałem konkursy. Cieszyła mnie duma w oczach ojca oraz ciepłe spojrzenie babci, która zawsze czekała na mnie z rozpostartymi ramionami. Cieszyłem się ze wszystkiego, chociaż nie znałem świata. To martwiło babcię, wiedziałem to. Gdy to zrozumiałem, zacząłem walczyć o szansę współistnienia z otoczeniem, życia z rówieśnikami, o poznanie prawdziwego życia.  Ona mnie poparła, ku niezadowoleniu rodziców. Wygraliśmy. Szkoda tylko, że moja walka o kontakt z ludźmi przemieniała się w walkę o przetrwanie. I chociaż codziennie wygrywałem, czułem się przegranym. Nigdy nie powiedziałem babci o moich bólach, łzach wylanych w poduszkę w środku nocy. Byłem już dużym chłopcem i powinienem dawać sobie z tym radę sam.
Jonghyun wyglądał trochę jak bohater. Nie był duży, właściwie to był mojego wzrostu, ale gdy po wakacjach, pierwszego dnia szkoły pojawił się pod bramą mojego gimnazjum, ubrany w mundurek jednego z najlepszych liceów w mieście i tak po prostu do mnie odezwał, stał się kimś niezwykłym. Może to właśnie on, starszy o rok, sprawił, że moje życie w szkole stało się znośniejsze. Wyzwiska nie zniknęły, ale to mnie przestały one obchodzić. Siniaków na ciele również nie ubyło, ale nie bolały tak, jak wcześniej. Byłem silniejszy tylko dlatego, że wiedziałem, że razem ze mną jest ktoś, kto pocieszy mnie swoim szerokim uśmiechem, poczochra po włosach, a potem zabierze na lody, opowiadając o minionym dniu. Chociaż traktował mnie czasami jak małe dziecko, znosiłem to bez sprzeciwu, bo ważniejsze było to, że w ogóle go mam, niż to, jaka dokładnie relacja nas łączyła.
Chociaż ja powoli dorastałem, miałem już szesnaście lat, Jonghyun pozostał taki sam. Był moim bohaterem. Gdy zauważył, że moje ciało nie jest tak nieskazitelne jak do tej pory myślał, wyraźnie wytłumaczył osobom odpowiedzialnym za mój stan, co im zrobi, jeśli jeszcze chociażby jeden raz podniosą na mnie rękę. Później miałem łatkę skarżypyty, ale to nic, w końcu mogłem bezpiecznie przemierzać szkolne korytarze, bez obawy, że następnym razem, gdy spotkam nieodpowiednią osobę, więcej się nie podniosę.
Moje gimnazjum było dziwnym miejscem. Chociaż wydawało się, że jest najlepszym, do którego chodzą młodzi paniczykowie, za jego murami działy się złe rzeczy. Ja nie byłem jedynym.
Uczniowie chociaż widzieli, nie mówili nic, taka solidarność, a może strach? Nie obchodziło mnie to. Dziwiłem się tylko, że chociaż większość miała już po szesnaście lat, nadal zachowywali się jak dzieci. Rozpieszczeni, tylko to przychodziło mi do głowy. Czy ja też taki byłem? Wydawało mi się, że nie. Dlaczego akurat siebie nie byłem w stanie o to posądzić? Nie wiem, może nie byłem obiektywny, ale gdybym był złym dzieciakiem, Jonghyun by się ze mną nie zadawał, prawda? On był idealny, czysty jak łza. Nie nazywałem go przyjacielem, ale to nie przeszkodziło mi w uwielbianiu jego osoby. Tylko przy nim było tak bezpiecznie, jak w ramionach babci.

Może to był powód moich uczuć? Gdy zaczęły się wakacje, skończyło gimnazjum, a ja nareszcie byłem wolny, bo nie wisiała nade mną ciągła groźba, zrozumiałem, że mój bohater nie jest już tylko bohaterem. Nie jest także tylko przyjacielem, do czego byłem gotowy się przyznać. Myślę, że zakochałem się w swojej bezpiecznej przystani. Czy to było rozsądne? Nie, nie sądzę, ale było dobre. Nie myślałem nad tym, czy nie jestem za młody na zakochiwanie się, że może wtedy, gdy się ma szesnaście lat coś takiego jak miłość nie może istnieć naprawdę. Jedyne czym zaprzątałem sobie głowę, to uśmiech Jonghyuna, który posyłał w moją stronę, jego roziskrzone spojrzenie, które na sobie czułem, ciepła dłoń, tak chętnie spoczywająca pomiędzy moimi włosami. Nie wiem jak w ciągu jednego roku zdołałem tak wiele zmienić w swoim życiu, by uznać słowo przyjaźń, poczuć miłość, ale to chyba był wpływ Jonghyuna, który pojawił się wtedy na placu zabaw, by potem zagościć w moim sercu i umyśle. Był moim bohaterem, który potrafił czynić cuda.


*

Kibum zawsze  przypominał  mu gwiazdę z nieba, która zagubiła się w szarych odmętach mroku, tak niepodobna do swoich  wcześniejszych wyobrażeń. Chociaż nic nie wyróżniało go spośród bezwładnej masy nijakich uczniów, miał w sobie coś innego, wybitnego. Czy to były mądre oczka, w których skrywała się wiedza i doświadczenie, którego w tym wieku  nie powinien mieć, czy może to te usta, tak rzadko wygięte w uśmiech? Nie wiedział, co sprawiło, że ten w jego umyśle przybierał formę zaginionego kawałka nieba, który nie znał drogi powrotnej do domu i dlatego zmuszony był do życia w mrocznej rzeczywistości. Kibummie nie pasował do tego świata i, Jonghyun doskonale o tym wiedział, cierpiał przez niego. Chociaż Kim  udawał, że nie dostrzega jego bólu, widział to. Czuł go  równie mocno, jak gdyby to on zmuszony był do znoszenia wiecznych fałszów i obłudnych czułych gestów. Wierzył, że to, co dzisiaj zrobi chociaż odrobinę pomoże jego Kibumowi. Gdyby wiedział, że podchodząc wtedy, na placu zabaw, do tego zagubionego nastolatka, chowającego się za wymyślnym murem, tak zmieni swoje życie, to… Czy zawahałby się? Miał nadzieję, że nie, że nie pozwoliłby swojemu trudnemu sercu na takie tchórzostwo.
Kibum jednocześnie zlewał się z otaczającymi go osobami, a także wybijał z bezkształtnego tłumu. Może to dlatego, że nosił twarz, którą Jonghyun znał już niemal na pamięć? Znał te bystre, kocie oczy, znał wąskie usta, pod placami czuł miękkość włosów oraz fakturę delikatnej skóry. Wiele razy opuszkami badał jego twarz, by wspomóc nieidealny wzrok innymi zmysłami, by dopełnić wizerunek jego gwiazdki pod oczami. Właśnie dlatego bez problemu wyłowił go spośród uczniów opuszczających budynek. Młodszy go nie widział, więc Jonghyun po prostu czekał. Odwzajemniał spojrzenia, które na niego padały, poprzez twarz, sylwetkę, by znaczną uwagę poświęcić emblematowi na marynarce nijakiego, chociaż znośnego mundurka.  Wiedział, co widzą, jakie to wrażenie na nich może zrobić. Właśnie dlatego tu stał, mając nadzieję, że chwila pychy i uśmiech posłany w stronę jego młodego przyjaciela uchroni Bumma przed dalszymi zawodami.
Jakieś rozchichotane dziewczyny zbliżyły się do miejsca, w którym stał, posyłając mu niby słodkie uśmiechy, i być może seksowne spojrzenia. Zignorował je, ponieważ nieco pogarbiony szesnastolatek właśnie przed nim stawał.
– Hyung? – Rozbawiło go to  niepewne spojrzenie posłane w jego stronę przez Kibuma, jakby nie był pewien, czy może się do niego zwrócić w miejscu publicznym. Śmieszne, że niby miałby się go wstydzić? On? Jego?
– Witaj, Bummie. Miałem chwilę wolnego, to przyszedłem. – Kibum uchylił się przed dłonią, chcącą ponownie poczuć te dziwnie delikatne włosy. Na jego ustach nadal gościł niezręczny uśmiech, trochę pytający, trochę zły. O co miałby się denerwować?
– Cieszę się, hyung.
Wyminął go bez dalszych słów. Ewidentnie był zły.
– I dziękuję.
Może jednak nie?
– Za co mi dziękujesz?
– Że przyszedłeś.
Jego bliskość zawsze sprawiała mu przyjemność. To dlatego Jonghyun się nie wykłócał, gdy ciągle nazywał  go tylko kolegą, chociaż ich relacja już dawno przekroczyła ten poziom. Jego zagubiona gwiazdka zagubiła się nawet w uczuciach. Nie wiedział czym jest przyjaźń, nie umiał jej poczuć, a może ktoś go skrzywdził – jeszcze mu tego nie powiedział.  Akceptował tą formę tajemnicy, chociaż sprowadzała kłopoty, niezręczność w gestach. Starszy nie powinien mu mówić, co ma robić, to nie było jego zadaniami. Wierzył w jego siłę i słuszność podejmowanych decyzji, chociaż czasami trudno było to zrobić. Ale to był Kibum. Gwiazdka, kawałek nieba, przyjaciel. Uczył go co to śmiech i chociaż przez długi czas przypominało to walkę z wiatrakami, to możliwość usłyszenia tego radosnego dźwięku wynagradzała wszystkie trudności.  Kibum nie umiał się śmiać, ale jego przyjaciel naprawił to, tak jak to zamierzał zrobić z postrzeganiem przyjaźni.
– Myślisz, że to cokolwiek zmieni? –  Wiedział jaki był cel jego dzisiejszej wizyty, zawsze wszystko wiedział.
– Mam nadzieję, Bummie.
Jego oczy świeciły i wypełnione były szczęściem. Należało ono tylko do Jonghyuna, bo tylko jemu pozwalał na oglądanie go w takim stanie. Zazdrościł jego babci, jedynej kobiecie, którą tak bardzo kochał. Jedynej osobie, której tak bezgranicznie ufał.  Przyjacielowi nie ufał. A szkoda.

*

Licząc się z nowo nabytą wiedzą, wybrałem liceum, do którego chodził Jonghyun. Miałem nadzieję, że jego bliskość zagwarantuje mi moje nowe, lepsze życie, pozbawione tego wszystkiego, czego doświadczyłem w poprzedniej szkole. Pech chciał, że nie dane było mi cieszyć się pierwszym dniem czystej karty razem z moim przyjacielem, ponieważ ten wyjechał tydzień przed rozpoczęciem roku do chorej ciotki czy coś w tym stylu i nadal nie wrócił. Zadzwonił do mnie tylko  raz, tłumacząc jedynie, że raczej nie wróci w najbliższym czasie. Nie przewidziałem w jego słowach katastrofy, a po prostu spróbowałem na własną rękę poradzić sobie z życiem. Szło mi świetnie jak na człowieka, który większość życia spędził  w domu – poznałem kilka przyjemnych osób, ale nie nazywałem ich inaczej jak kolegami. Byli po prostu ludźmi, którzy mieli mi wynagrodzić nieobecność mojego bohatera. Oczywiście, nikt nie był na tyle dobry, by to zrobić, ale przynajmniej wyszedłem do ludzi, jakby to on powiedział. Okazało się, że w liceum znajdują się osoby dojrzalsze i rozsądniejsze niż w moim starym gimnazjum. Było dobrze, cieszyłem się, może miał wrócić mój niegdysiejszy optymizm? Nie byłem pewien, nie wyobrażałem sobie siebie samego, szczerzącego zęby z niewyjaśnionych powodów jak to było wcześniej. Zmieniłem się i wydało mi się, że to raczej trwała zmiana, której już nie da się odwrócić. Jak sądzę, jedynym, któremu może by się to udało był Jonghyun, ale on nadal nie dawał mi żadnego znaku życia.


*

Która się wam podoba? – zapytał pewnego dnia Minho, rozciągając się na ławce i wygrzewając w słońcu. Lubiłem go,  był w porządku. Niby nie odzywał się za często, ale zawsze potrafił przykuć moją uwagę.
Cała nasza czwórka, łącznie z Minho spojrzała na szkolny dziedziniec. Kręciło się po nim wiele nudnych i zupełnie bez wyrazu osób, ale znalazło by się tu kilka wybijających jednostek.  Nie zamierzałem informować chłopaków, że nie podoba mi się żadna ona, bo moje serce już było trwale zajęte przez  pewnego osiłka, który nadal nie pokazywał się  w szkole. Nie chciałem kolejnych kłopotów. Nie wiem, może tchórzyłem, ale przecież zawsze się bałem. Bałem się życia, bałem się też ciemności. To się zmieniło, gdy usłyszałem od Jonghyuna najpiękniejsze słowa, jaki do mnie wypowiedział. Dzięki temu, chociaż nadal nie potrafiłem znieść mroku, od szaleństwa powstrzymywała mnie uśmiechnięta twarz przyjaciela.
Ta jest fajna – usłyszałem obok siebie. Podążyłem wzrokiem  za palcem Dongwoona, by ujrzeć niewysoką blondyneczkę, ewidentnie farbowaną. Uśmiechała się w uroczy sposób i zdaje się, że rzucała spojrzenia w naszym kierunku.
– Ona chyba też tak o tobie sądzi. Startuj, ogierze – zaśmiałem się, klepiąc go po ramieniu. Był zadowolony, niemal promieniował. Szybko od nas odszedł i niemal natychmiast znalazł się obok dziewczyny. Ta zarumieniła się, spuściła wzrok na buty, a potem wręczyła mu mały świstek papieru. Wrócił podekscytowany i rzucił się w moje ramiona. Widocznie dobrze poszło. I szybko.
– Nazwała cię „oppa”? –  zapytał beznamiętnie Minho, nadal wpatrując się w grupki dziewcząt krążące po podwórzu.
– No – przytaknął. – To wspaniałe, chłopaki.
Nie do końca podzieliśmy jego entuzjazm, ale gasić też  go nie zamierzaliśmy, więc wróciliśmy do pytania Choi.
– Kibum, a ty?
Zdaje się, że właśnie wtedy popełniłem  najgorszy błąd w życiu, który później sprawił, że jedyne co mogłem robić, to wpatrywać w ścianę, nieświadomy uciekającego mi przez palce życia, chociaż ze wzrokiem utkwionym w pędzących wskazówkach zegara, ale porzucony gdzieś w głuchej ciszy.
– Ta jest niezła.
Miku Nasai pochodziła z Japonii, była córką ważnego krajowego biznesmena, każdy chłopak za nią spoglądał i na dodatek była naprawdę śliczna. Wtedy uważałem ją za bezpieczny wybór, ponieważ nie  było szansy, by umówiła się ze mną, jako jednym z naprawdę licznych „adoratorów”. Także towarzyszący mi koledzy nie uznali ją za najlepszy obiekt do przelewania platonicznych uczuć. Nadal nie wyróżniałem się spośród tłumu, byłem nijaki i do tej pory nikt nie zwrócił na mnie uwagi, poza trójką moich znajomych, również niespecjalnie wybitnych. Co prawda, zdaje się, że wszyscy znali Minho, już od samego początku grającego w kosza w szkolnej drużynie, ale on nie liczył na sławę. Spędzał przerwy z nami.
– Ale żeś trafił kulą w płot, Kibum – parsknął Dongwoon. – To już nie to samo, co ze mną.
– Wiem – przytaknąłem, patrząc na Miku. Nie wiem dlaczego, ale jej czarne włosy dla mnie lepiej wyglądałyby, gdyby zafarbowała je na jasny kolor, a właściwie, to widziałem ją w różu.  – Ale przecież na nic nie liczę.
– Nie chcesz mieć dziewczyny? – zapytał nieco, jak się zdaje, ogłupiały Woohyun.
– Nie zależy mi na tym.
Ciągle czekałem na moment, gdy przez dziedziniec przejdzie mój bohater. Nie widziałem go już tak długi czas, tęskniłem za jego czułym uśmiechem, radosnymi oczami i dłońmi, często burzącymi moje włosy.

*

Dlaczego tak mało mówisz?  Kibum był zaskoczony pytaniem, jakie usłyszał od Jonghyuna. Wydawało mu się, że ten już zdążył się do tego przyzwyczaić, do tych milczących rozmów lub do samych monologów. Znali się chyba wystarczająco długo, by mógł się przekonać o raczej miernej gadatliwości kompana, który za najwyższą wartość uznawał ciszę. Uwielbiał ją, bo pomimo nazywania się ciszą, nigdy nie była głuchą. Zawsze towarzyszyła jej symfonia różnych dźwięków, idealnie wpisujących się w delikatną, a jednocześnie twardą melodię. Pełna sprzeczności, tak ją nazywał i nad wyraz umiłował sobie możliwość spędzenia chociaż chwili pośród głośnej ciszy.
A dlaczego nie? – odparł zdawkowym tonem, pytaniem na pytanie.
Chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie dajesz mi takiej możliwości.
Jonghyun był przeciwieństwem Kibuma. Kochał mówić, nigdy nie mógł usiedzieć w spokoju, wszędzie go nosiło. Cisza dawała mu się we znaki, ponieważ nie była niczym więcej niż niewypełnionym niczym pasmem pustki. Przypominała mu niezapisaną pięciolinię, czekającą, aż ktoś posiądzie ją we władanie i sprawi, że zapełni się wspaniałymi dźwiękami. Dla Jonghyuna nie było niczego lepszego, niż usłyszenie ludzkiego głosu, wypełniającego pustkę i właśnie tak trudno było mu porozumieć się z Kibumem.
Rozmawiam z tobą przecież.
Wcale nie. W ogóle się nie odzywasz.
Na ustach młodszego wykwitł delikatny uśmiech. Jak to się stało, że chociaż tak bardzo różnili się od siebie i nawet pojęcie rozmowy w ich umysłach wyglądało inaczej, wcale się wspólnie nie nudzili?
Nie każda rozmowa opiera się na słowach.
Jonghyun wyglądał na zaskoczonego. Już chciał zadać kolejne pytanie, gdy Kibum przyłożył palec do ust, nakazując mu milczenie. Spełnił to i spojrzał w kierunku wskazanym mu przez chłopka. Znajdowali się w mało uczęszczanej części parku, gdzie natura zdawała się nie przejmować próbami człowieka w ingerowanie w jej rozwój.
Słuchaj – szepnął bardzo cicho. W uszach starszego zabrzmiało to jak westchnienie wiatru.
I słuchał.
Liście delikatnie szumiały na wietrze, wyśpiewując tylko sobie znaną melodię, jej nuty ulatywały w przestrzeń, malowały na nieboskłonie najpiękniejszymi barwami, by dołączyć do ptasich treli, słodkich dźwięków ukrytych w drobnych gardziołkach. To był chór, idealnie współgrający w każdym momencie. W ukryciu gałęzi poruszyła się wiewiórka, upuszczony przez nią żołądź cicho tupnął o poszycie, udając perkusję w tej swoistej orkiestrze. W oddali rozległ się dźwięk grzmotu, niski, basowy pomruk, otulający ich jak ciężka pierzyna, przez którą docierały przytłumione odgłosy miasta. Szum samochodów ginął gdzieś pośród wietrznego koncertu, przebiegającego delikatnymi, rozpływającymi się palcami po strunach, nie potrzebując smyczka do skrzypcowej melodii. Wystarczyło samo westchnienie, lekki dotyk, delikatny śmiech ukryty pomiędzy ptasimi piórkami, drżącymi od ledwo powstrzymywanych emocji. Park ożył, wydawało się, że nawet mrówka w swej pośpiesznej wędrówce idealnie wpasowuje się w melodię, śpiewając o pięknie jesieni, malowanej najszlachetniejszym złotem i brunatnym brązem liści, najwspanialszym tworem natury. Nawet niebo chciało dołączyć się do opisu życia, przekazując siostrze ziemi ożywcze krople wody, z cichym pluskiem opadające na podłoże, wyśpiewujące swoją własną pieśń, jako część tej najwspanialszej symfonii, łączonej przez dźwięki wszechobecnego wiatru, jak przez jedynego dyrygenta.
Jonghyun przeniósł wzrok na twarz Kibuma, teraz skąpaną w deszczu, z mokrymi włosami przyklejonymi do zarumienionych policzków. Na ustach błąkał mu się delikatny uśmiech, w zachwycie dla usłyszanego koncertu. Był dostępny dla wszystkich, ale niewielu potrafiło docenić kunszt z jakim łączone były dźwięki ciszy.
Dziękuję.
Za co, Jonghyunie?
Za najwspanialszą rozmowę, w jakiej dane mi było uczestniczyć.

*

Gdy Jonghyun nadal się nie pojawiał, poczułem potrzebę zmienienia swojego życia. Chciałem być dla samego siebie tym Kibumem z przeszłości, który pokazał prawie przyjacielowi piękno ciszy. Teraz nie potrzebowałem zrozumieć nic ważnego w swoim życiu, a po prostu przeżyć przełom. Liczyłem, że pozwoli mi on w pełni zaakceptować zmianę jaka zaszła w moim życiu – opuszczenie gimnazjum, koniec z przeszłością, nowoodkryta definicja przyjaźni, a przede wszystkim – miłość. To ona napędzała mnie do wstania z łóżka każdego dnia i chociaż była uczuciem nieodwzajemnionym, dawała mi radość o jakiej nie śniłem.
Znalazłem się u fryzjera. Mężczyzna, który mnie przyjął przez długi czas po prostu patrzył, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy wszystkie wspomnienia jakie w sobie nosiłem. Potem nie zapytał nawet o to, jak ma mnie ostrzyc. Jakby to było najnaturalniejsze na świecie, usadził mnie na fotelu przed lustrem, wziął do ręki grzebień, a potem kazał zamknąć oczy. Ufałem mu, chociaż nie wiedziałem czy powinienem. Do teraz jest dla mnie najwspanialszym człowiekiem, jakiego spotkałem, z czystym sercem i szczerymi intencjami. Może to, co stworzył skomplikowało moje życie, ale on nie mógł o tym wiedzieć, gdy rozjaśniał moje włosy, przycinał je, układał. Ten Kibum, którego zobaczyłem w lustrze nie przypominał zastraszonego dzieciaka  z gimnazjum. Bardzo jasne, opadające na oczy włosy, z lekko prześwitującym ciemnymi kosmkami na skroniach. Widziałem w oczach mężczyzny dumę z wykonanej roboty, a potem zaskoczenie, gdy zechciałem uczcić nowy etap w życiu, pierwszym i ostatnim spontanicznym przytuleniem w tym czasie.
Gdy następnego dnia postanowiłem pokazać swoją prawdziwą duszę i brak poszanowania dla restrykcyjnych reguł w liceum i  zamiast koszuli założyłem kolorowy podkoszulek z nadrukiem, na rękach zawiesiłem dużą ilość bransoletek, i na dodatek podkreślając oczy kreską, wyciągając z nich ukrytego wcześniej kota, przyciągnąłem zadziwiająco dużo spojrzeń. Radośnie je zignorowałem i usiadłem obok Minho, Dongwoona i Woohyuna.


– Podobno nie zależy ci na posiadaniu dziewczyny – usłyszałem ze strony Choi.
– I co z tego?
– W takim razie, dlaczego właściwie wyglądasz właśnie tak?
Jego spojrzenie było uważne, niemal przewiercające. Może dlatego sam uważniej przyjrzałem się samemu sobie, ale jedyne co dostrzegałem, to fakt, że nareszcie jestem w zgodzie z samym sobą, z swoimi przekonaniami i ideałami. W moim wnętrzu, duszy czułem, że nie jestem tacy jak inni i chciałem to pokazać, nawet jeśli miało by mnie to sporo kosztować. Nie lubiłem być identyczny, szary, bezkształtny. Czułem się inny i to była pozytywna wartość.
– Nie zrobiłam tego dla niej.
– W takim razie, po co?
Wzruszyłem ramionami, by go zbyć, jednocześnie zastanawiając nad przebiciem uszu. To byłoby idealne zwieńczenie mojej przemiany, zarówno fizycznej, jak i duchowej.
– Kibum?
– Dla siebie. Potrzebowałem zmiany.
Zaśmiali się, ale to był trochę nerwowy śmiech.
– A ty co, baba, żeby takie rzeczy robić? Farba, serio? – Woohyun nie patrzył na mnie, a gdzieś w przestrzeń, z resztą tak samo jak Dongwoon. Jeśli o tego drugiego chodziło, to pewnie zastanawiał się czy jego dziewczyna również nie poleci na coś takiego. Nie chciałem mu doradzać, ale na jego miejscu zrobiłbym coś  z tymi kudłami.
– To nie jest tylko dla kobiet – usłyszeliśmy niespodziewanie dość znany w szkole głos. Mój osobisty początek klęski. Miku stała na czele grupki dziewcząt  i, co mnie bardzo zdziwiło, szeroko się uśmiechała w naszą stronę. Na wszelki wypadek się uszczypnąłem, żeby sprawdzić, czy to przypadkiem nie koszmar, z którego zaraz się obudzę. Miałem taką nadzieję, ale ten sposób pozostawił po sobie jedynie czerwonawy znak i zero śladów przebudzenia. – Każdy ma prawo do zmiany wizerunku.
– Miku Nasai. Witaj noona – wymruczał Minho. To dziwne, ale w ostatnim czasie dość często zabierał głos. Interesujące.
– Minho. Dawno się nie widzieliśmy.
– Owszem – przytaknął ponuro. – Gdy Taemin się wyprowadził, nie czułem potrzeby przychodzenia w tamte okolice.
10 punktów dla Choi Minho.
Miku nie wyglądała  na zadowoloną z takiej odpowiedzi, ale taktownie to przemilczała i znowu słodko uśmiechnęła. Obrzydliwe.
– W każdym razie nie przyszłam tu, żeby robić ci wyrzuty. Powiem ci się, że również tęsknię za Taeminem. No ale nic. Właściwie… -  zamyśliła się na chwilę, a potem spojrzała prosto na mnie. Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz, nadal to pamiętam, chociaż minęło tyle czasu. Czułem go za każdym razem, gdy ona była w pobliżu. Nie należało to do najprzyjemniejszych odczuć. Nie, nie specjalnie.  -  Kibum, tak? Możemy porozmawiać, oppa?
Woohyun i Dongwoon spojrzeli na mnie z podziwem, że starsza dziewczyna mówi do mnie oppa. Minho nie wyglądał na zachwyconego, ale nie wydawało mi się, by chodziło o samą Miku. Ja natomiast… Po prostu wstałem i nie zastanawiając się za wiele, podążyłem za nią.


To było jak droga na stracenie. Przez cały czas, gdy mówiła, czułem się jakbym stał za grubą, matową szybą, przez którą przechodziły jedynie pojedyncze dźwięki. Usta dziewczyny poruszały się z zawrotną prędkością, a ja myślałem jedyne o tym jak bardzo tęsknię za Jonghyunem i ile bym dał, żeby teraz to on ze mną rozmawiał. Może to dlatego nawet nie zwróciłem uwagi na pytanie, które zawisło nad nami jak dusząca mgła. Mogłem się tego spodziewać, gdy prosiła, bym poszedł za nią.
Teraz już wiem, że moja odpowiedź to było najgorsze, co mogłem w życiu zrobić. Czym właściwie się wtedy kierowałem, nie wiem, nie pamiętam. Może sądziłem, że to będzie bezpieczne, bo nikt się nigdy nie dowie, że jestem gejem, może chodziło o złudne uczucie wyższości, które nikomu nie pozwoliłoby tknąć palcem kogoś takiego? Teraz o tym myślę i nie pamiętam. Jedyne z czego zdaję sobie sprawę to to, że na pytanie: zostaniemy parą? po prostu odpowiedziałem tak. Bez kłótni, bez dłuższego namyślania, bez szczegółowych obliczeń. Nie wiem. Nie wiem. Żałuję. Teraz już żałuję, bo to nie było ani bezpieczne, ani nieszkodliwe.

*

Kim chciałbyś zostać w przyszłości?
Częste pytanie zdawane podczas kilku pierwszych spotkań nowych znajomych niesamowicie rozbawiło Kibum, zwłaszcza, że z Jonghyunem znali się już ponad pół roku. Nie śmiał się jednak, ponieważ nie leżało to w jego natrze, ale uśmiechnął szeroko w stronę Kima, tylko jakby nieco z kpiną. Mimo to zamyślił się, podpierając głowę na dłoni.
A ty? zapytał po dłuższej chwili, jakby nadal nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. W jego umyśle przewijało się milion różnokolorowych wizji, ale żadna nie zatrzymała się w swej pośpiesznej wędrówce ku nieznanemu.
Chciałbym zostać muzykiem. Śpiewać.
Dlaczego?
Bo muzyka jest wspaniała. Wypełnia serce i duszę, samymi dźwiękami potrafi zmienić człowieka. To, co czuję, gdy śpiewam nie przypomina mi niczego, co do tej pory robiłem. Wydaje mi się, jakbym unosił się nad ziemią i mógł spojrzeć na każdego, kto czuje muzykę, a także na każdego, który potrzebuje jej, by się uśmiechnąć. Dźwięki ludzkiego głosu są w stanie uleczyć, tak sądzę. Całe szczęście jakie w sobie mam wypływa wraz z tą melodią, którą tworzę w głowie, a jednocześnie mogę oczyścić się z tych emocji, które zalegają na mym umyśle, nie pozwalając na żaden ruch; emocji  krępujących, niebezpiecznych.
Po raz pierwszy Kibum usłyszał tak bardzo wypełnioną  pasją wypowiedź Jonghyuna. Cieszył się, że w jego życiu było coś, co potrafiło wywołać w nim aż takie emocje. To oznaczało, że istnieje coś, co ten kocha i potrafi oddać temu całym swoim sercem.
A ty, Bummie?
Uwielbiał, gdy nazywał go „Bummem”.
Ja nie wiem. Chciałbym robić w życiu coś ważnego, co pomagało by innym.
Może zostań lekarzem?
No nie wiem… - Kibum nie lubił szpitala. Zawsze mu to przypominało o nieustannej groźnie wiszącej nad jego osobą.
Wiesz, sądzę, że też chciałbym zajmować się sztuką. Chciałbym dostrzegać piękno w dźwiękach i pokazać ci, jak wygląda muzyka dla mnie.
Śpiewasz, Bummie?
Nie. Ale jeśli chcesz, mogę ci pokazać jak wspaniale brzmi coś, w czym niepotrzebny jest ludzki głos.
Fortepian był piękny, lśnił w nieco przyćmionym świetle lampy w kącie pomieszczenia. Idealnie wpasowywał się w otaczający go wystrój, ale to nie to było najważniejsze, a jego dostojność. Kibum zasiadł do niego z nabożną czcią i przez chwilę po prostu gładził czarno białe klawisze. Były jak dwa różne światy, współgrające ze sobą. Chociaż zupełnie inne, stanowiły jedność, jak wszystko w przyrodzie. Dwa różne odcienie świata mogły, a nawet musiały istnieć wspólnie, ponieważ nie ma niczego nie tylko bez bieli, ale i bez czerni. Nie mogła by powstać szarość, powoli rozpływająca się w zakamarkach świata, nie zawsze smutna, czasami radosna. Tylko nuta bieli, tylko nuta czerni. Całość.
Melodia płynąca spod palców Kibuma nie przypominała mu niczego, co do tej pory słyszał. Wydawała się być połączeniem wszystkich fortepianowych koncertów, a jednocześnie była zupełnie inna, wyjątkowa.
Gdy usiadł koło niego, jedna blada ręka chwyciła tą jego. Przez chwilę nic nie robili, jedynie czuli. Dłoń Kibum idealnie wpasowywała się w jego, jakby tam właśnie miała swoje odwiecznie zapisane miejsce. A potem place Jonghyuna po raz pierwszy dotknęły tego konkretnego instrumentu. Klawisze były chłodne w dotyku, jedynie w niektórych miejscach ocieplone przez zwinne opuszki młodszego, przemykające po czarno białych płytkach jak wiatr. Teraz te same palce pomagały Jonghyunowi zagrać jego pierwszą melodię.
Masz rację – przyznał Kibum.
Tak?
Muzyka jest wspaniała. Potrafi czynić cuda. Nie zostanę lekarzem ciała, hyung. Będę leczył dusze.

*

Dłoń Miku była drobna i delikatna. Może natura żądała, by właśnie ta dłoń idealnie wpasowywała się w tą moją, ale to nie była moja natura. W moich dawnych wspomnieniach nadal tkwił moment, gdy duża, szorstka i przede wszystkim silna ręka Jonghyuna zamykała się na mojej własnej. To nie był jedyny raz, gdy udało mi się poczuć to ciepło, jakie mi dawał.  Tylko on potrafił mi przesłać takie emocje przez zwykły dotyk. Byłem pewien, że tylko w tym uścisku pragnę się znajdować, bo gdy jego ramiona otaczały moją osobę, po prostu czułem się tak bezpiecznie, jak nigdy. Nie istniało inne takie miejsce, gdzie czułbym się tak dobrze. Jeżeli jego objęcia miałyby być więzieniem, pragnąłem znajdować się w nim przez cały czas, bez chociażby jednej myśli o ucieczce.
Ciało Miku było tak samo drobne i delikatne jak jej dłoń. W niczym nie przypominało tego ciała, które chciałem dotykać. Nie potrafiłem sobie wyobrazić siebie samego sunącego dłonią wzdłuż jej płaskiego brzucha, podczas dotykania piersi, gładkich ud. Obrzydzała mnie myśl, że miałbym dotykać jej w jakikolwiek intymny sposób. Co z tego, że wielu dało by się pokroić za chociażby możliwość zbliżenia się do niej, że zazdrościli mi? Co z tego? Czy to cokolwiek zmieniało? Bez wahania zamieniłbym się z kimkolwiek, jeśli tylko by chciał. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że całuję te usta, ale wizja jak wargi  moje  i Jonghyuna spotykają się w pełnym pożądania pocałunku towarzyszyła mi każdej nocy. Będąc pod prysznicem potrafiłem niemal poczuć te idealne palce na moim ciele, wyznaczające palące ścieżki. To nie było trudne. Za każdym razem jednak to moja dłoń musiała zastępować gorący dotyk Jonghyuna, jedyne swoje jęki słyszałem pośród wody uderzającej z niemiłym hukiem o brodzik. Chociaż to nie była dobra melodia, cieszyłem się, że zagłusza tą nieidealną symfonię wydobywająca się z moich ust. Nieidealną, bo brakowało w niej innego dźwięku, tego, który byłby powodem jej powstawania.  Zastanawiałem się jak brzmi głos podnieconego Jonghyuna, jak bardzo się obniża, jak daleko potrafiłbym go poczuć, jak bardzo by omamił moje zmysły.
Tak cholernie go teraz potrzebowałem. Moje oczy tęskniły za tym uśmiechem, który wysyłał mnie w gwiazdy, za tymi dłońmi, mogącymi pokazać mi kosmos na ziemi.
               
*

                Zobaczyłem go, gdy powoli zaczynała się jesień. Nie wyglądał tak jak wcześniej. Również on zmienił fryzurę, może też potrzebował zmiany w swoim życiu? Cieszyłem się, że mój bohater powrócił, bo życie bez niego jakby wyblakło ze wszystkich kolorów. Było jak wypłowiałe płótno pokryte niezrozumiałym wzorem, plamami farby, która już dawno straciła jakąkolwiek wartość. Tak się czułem przez cały ten czas, żadne uczucie, żadna myśl nie była na swoim miejscu.
Mój bohater, mój przyjaciel, mój ukochany.
                Miku nie rozumiała mojego nadmiernego entuzjazmu, ale mimo to podążyła za mną. Nie mogłem puścić jej dłoni, bo podobno byliśmy parą. Nie wyobrażałem sobie pokazania mu,  że jestem zajęty, że jestem z kobietą, ale teraz zbyt liczyło się samo spotkanie, nie jakieś tam niesprzyjające czynniki. Nad tym, że jestem cholernie zakochany pracowałbym później, nie wtedy, nie w tamtym momencie, nie gdy kąciki ust Jonghyuna powoli się unosiły.
Nie do mnie.
                Gdy podszedłem do niego, jego spojrzenie przemknęło po mojej sylwetce, poczułem je nawet w stopach, bo niczego tak nie pragnąłem jak tego, żeby znów na mnie spojrzał. Czekałem na jego powitanie, dłoń zanurzającą się pośród zupełnie inaczej wyglądających włosów.  Pamiętałem, że obiecał do mnie wrócić. Powiedział mi to i rzeczywiście, stał przede mną, inny a jednocześnie taki sam. Powinien podnieść dłoń, przesypać moje piaskowe kosmyki między palcami silnej dłoni, czule uśmiechnąć, albo szeroko, to nieważne. Kochałem każdy jego uśmiech, ten, który upodabniał go do dinozaura i także ten, który przyprawiał mnie o palpitacje serca.  W jego oczach powinienem dostrzec uczucie, nawet jeśli to by miała być tylko przyjaźń.
Nie doczekałem się.
                Już miałem otworzyć usta, by samemu wyrzec witające słowa, ale Jonghyun zniknął. Wyminął mnie, nie spoglądając więcej w moim kierunku. Zresztą, czy spojrzał chociaż raz? Czy dostrzegł coś więcej poza moją dłonią splecioną z tą należąca do Miku? Zapomniał…? Nie, nie mógł, przecież tak często nazywał się moim przyjacielem. Przyjaciel nie zapomina i właśnie dlatego nazywa się przyjacielem. Tak długo walczyłem ze swoją niechęcią do tego słowa i teraz tak po prostu jego definicja ginęła gdzieś pośród stosu niespełnionych obietnic i fałszywych wyznań? Po raz kolejny była tylko pustym wyrazem, ułudą czy może parszywym kłamstwem?
               
            – Oppa? Oppa, coś nie tak?
            – Nie, kochanie, wszystko w porządku. -–  Zdaje się, że właśnie te słowa wyrzekłem, takie kłamstwo powiedziałem. Nienawidziłem kłamstwa, uważałem go za największe zło na świecie. Kłamcy byli ohydnymi tchórzami.
Nazywanie jej kochaniem było jak kwas wlewany w trzewia. Było kłamstwem. Kłamstwem jak to wszystko.
                – A ten chłopak, oppa? Kto to był?
                – To… to nikt.
                – Ale…
                –Nikt ważny, kochanie. Chodźmy już, zaraz będzie dzwonek.
Dlaczego serce tak cholernie bolało, dlaczego pod powiekami czułem jak zbierają się łzy?



~*~*~
Zagadką pozostaje, kiedy „My Hero” stało się na tyle długie, żebym musiałam dzielić to na trzy części. Fascynujące.  Jedynym plusem pozostaje to, że mam całą drugą część i trzecią w trakcie, także… :)
Miał być depresyjny, ale w zasadzie to taki nie wyszedł, ani tu, ani w następnych częściach, ale to chyba dobrze?
Generalnie, za milionowym czytaniem My Hero wieje nudą, ale opinię pozostawiam Wam XD


Jestem bardzo ciekawa, co o tym sądzicie, a także jaka jest Wasza definicja przyjaźni. Moją już poznaliście >.<
No to do następnej części, która powinna się pojawić, uhm, niebawem i zapraszam do komentowania <3 

12 komentarzy:

  1. Okej. Dzisiaj to taka huśtawka emocjonalna, że ja już nie ogarniam życia. I nie wiem, czy ten komentarz będzie miał większy sens, ale się postaram z całego serca.
    Więc... Wydaje mi się, że całkiem dobrze rozumiem Kibuma i jego brak zaufania, który zresztą świetnie zarysowałaś. Ściskało mnie w gardle, gdy czytałam o jego przeżyciach. I tu pojawia się Jonghyun, nic dziwnego, że zawładnąć sercem Key. Boże, Key jako gwiazdka, skrawek nieba, etc- feeeelsy, feelsy bardzo (serio, ja tu prawie umieram). Ta chęć ochrony niewinności Kibuma, w ogóle jego stosunek pełen troski. Ten moment, w którym zabrakło Jonghyuna, a w którym Key ukazuje siebie... ja nie wiem, jak to oceniać. Nie dziwi mnie wcale jego potrzeba zmian. To był chyba po prostu zły moment. Boże, to ich tak łączy, Jonghyun i śpiew, a Kibum i fortepian. Jakoś dziwnym trafem nie lubię tej Miku. To odejście Jonghyuna łamie mi serce, waeeee? ;..;
    Motyw gwiazd. Bardzo go lubię, a tu jest świetnie wykorzystany. W ogóle urzekło mnie to zdanie- "Moje oczy tęskniły za tym uśmiechem, który wysyłał mnie w gwiazdy, za tymi dłońmi, mogącymi pokazać mi kosmos na ziemi." Zakochałam się w tym bardzo <3 Dalej, Twoje opisy, czy owej ciszy, czy fortepianu, są cudne. Key jako kot, jedna z moich ulubionych kreacji <3
    "Uwielbiał ją, bo pomimo nazywania się ciszą, nigdy nie była głuchą. Zawsze towarzyszyła jej symfonia różnych dźwięków, idealnie wpisujących się w delikatną, a jednocześnie twardą melodię." - kocham, to moje przemyślenie niegdysiejsze.
    Okej, podsumowując bardziej sensownie- momentami bardzo mnie to łapało za serce i łykałam gulę w gardle, tym bardziej, że bardzo się emocjonuję czytając coś. Spodobało mi się, że mimo opisywania dość spokojnych wydarzeń, pozostaje pewne niedopowiedzenie budzące napięcie. Ostatnie zdanie już w ogóle mnie po prostu pozostawia z bólem w sercu, i tym bardziej będę czekała na kolejną część.
    Wyłapałam kilka błędów interpunkcyjnych, ale jakieś drobiazgi, i to: " Nie zamierzałam go zaczepiać, bo i po co?".
    Ojej, pisz dalej, co prawda zafundowałaś mi emocjonalny rollercoaster, ale nie mogę się doczekać. Wenyyy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj pierwsza, aww XD Szalejesz.
      Chyba nigdy nie uda mi się napisać czegoś bez błędów, ale czytałam to już tyle razy, że usypiałam poprawiając to XD
      Opisywanie uczuć Kibum wcale nie było najtrudniejsze, ponieważ oparłam to na własnych odczuciach - począwszy od definicji, skończywszy na braku wiary w coś takiego jak przyjaźń. źleźleźle
      Do Miku się przekonasz, obiecuję, za to Jonghyun i jego odejście - to główny powód całego dramatu jaki tu powstanie. Czy ja znowu spoileruję? XD
      Dziękuję, już wspominałam, ze opisy to moja zmora, chociaż jestem bardzo dumna z opisu ciszy-natury-Bógwieczego XD Także cieszę się, że Ci sie spodobały :')
      No i jeszcze raz dziękuję i obiecuję, ze druga część pojawi się już niedługo <3

      Usuń
    2. No, rzadko jestem na czasie, ale czasem bywam xD Opieranie się na własnych odczuciach jest ciężkie, ale hm, czasem trudno tego uniknąć, wiem z doświadczenia. Trzymam cię za słowo, że się przekonam do Miku, póki co nie pałam do niej jakąś wielką sympatią, a wręcz przeciwnie, więc... Czekam :D Spoilerujesz, ale ja zapomnę, spoko :D Te opisy są cudowneeee, więc przestań <3 Oby niedługo, czekam <3 Weny <3
      PS. Oczywiście to ja spamię Shizuce zdjęciami Heechula xD

      Usuń
    3. Czekaj, pomyślę nad tą Miku. Nie przesadzajmy z ta sympatią, po prostu nie okaże się zdzirą, dosadnie mówiąc XD
      Opisy mnie odrobinę męczą i zdaje się, że cały swój talent do nich wyczerpałam na pierwszą część >.< Znaczy, mam nadzieję, że nie x)

      Byłam pewna, że to Ty XD Heechul jest od pewnego czasu na głównym miejscy w Waszej głowie, tak mi się zdaje =)

      Usuń
    4. Nie zdzirą. Okej. To jestem w stanie zaakceptować, ale żadnego hetero :D Nie z szajniakami. Nieee, nie wyczerpuj się, nie wierzę w toooo. Na pewno w 2 części będzie ich tyle albo więcej, i będą takie albo lepsze :3
      "Naszej" głowie, tak bardzo źle xD Nie no, na piedestale wiecznie ustawiony jest 2min, i jest głównym tematem naszych rozmów xD A wiesz, jak Shizuce się fajnie spamuje TOPem z BB? (tyle, że ona się później mści </3)

      Usuń
  2. Piękne. Boże to jest takie świetne, że nie mogę się nadziwić, jak można pisać takie rzeczy. Idealne. Fabuła świetna, opisy świetne, wszystko świetne. Angst, matko, mój ukochany gatunek. Przedstawiłaś go w taki piękny sposób - nie było żadnego przesadzenia, wymyślnych wątków. Prosta fabuła przedstawiona w nietuzinkowy sposób. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
    Z początku długość mnie zraziła. Nie przepadam za, aż tak długimi pracami. Mimo wszystko, nie wyobrażam sobie, abyś mogła oszczędzić jakikolwiek wątek, zdanie, czy dialog. Wszystko było na swoim miejscu. Ah, naprawdę się zakochałam.
    Czy mogę cię już nazywać moim mistrzem, czy coś w ten deseń? Ubóstwiam twoje pracę i naprawdę zaszczytem byłoby, gdybym mogła napisać coś razem z tobą (nic nie sugeruję, ale uwierz mi, byłabym wniebowzięta). Zresztą, moje marzenia na bok. Jestem zachwycona.
    Życzę weny i jak najwięcej pomysłów na tak wspaniałe prace, jak to, bo naprawdę, ah, wyczekuję tego~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Boże, czy to Ty, czy ja właśnie umarłam? Bo na pewno płaczę.
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję
      Teraz się będę stresować jeszcze bardziej przed dodaniem czegokolwiek.
      Co do długości - sama się nie spodziewałam, że to się zrobi tak długie, zwłaszcza, że już przekroczyło dwadzieścia stron ;)
      A teraz najważniejsze. Sądzę, że mnie przeceniasz, zwłaszcza, gdy sama piszesz tak wspaniałe opowiadanie. To raczej ja powinnam Cię nazywać swoim mistrzem, ale naprawdę bardzo dziękuję.
      Nigdy w życiu z nikim nie pisałam i nie wiem, czy bym potrafiła, ale nie wykluczajmy żadnych możliwości ;) To mogłoby być ciekawe doświadczenie, zwłaszcza dla takiego niedoświadczonego pismaka jak ja.
      Dziękuję jeszcze raz za taki kochany komentarz, mam nadzieję, że dalszy ciąg Cię nie zawiedzie <3

      Usuń
  3. Jestem~~!
    Eh... powiem Ci, że cholernie mi się nie chciało brać za jakiekolwiek czytanie dzisiaj. Opętało mnie zdradliwe lenistwo i musiałam wykrzesać z siebie wiele determinacji, żeby tu przyjść. Ale tylko, żeby przyjść, bo wystarczyło zacząć biegać wzorkiem po tekście, i z miejsca mnie wciągnęłaś w ten kibumowy monolog, nasiąknięty refleksjami o zaskakujących zwrotach w jego życiu, które miało być piękne i idealne, które niespodziewanie zmieniło się w parodię jego wyobrażeń.
    "To martwiło babcie, wiedziałem to." - sorry, musiałam. Powinno być "babcię", bo przez brak tego ogonka mam przed oczami ławkę pełną babć i wszystkie patrzą na Key z zatroskanymi wyrazami twarzy *omgcozemnąjestnietak*
    "Gdy zauważył, że moje ciało nie jest tak nieskazitelne jak do tej pory myślał, wyraźnie wytłumaczył osobom odpowiedzialnym za mój stan, co im zrobi, jeśli jeszcze chociażby jeden raz podniosą na mnie rękę." - omg, tak bardzo widzę, jak Jonghyun im to TŁUMACZY. Tak.bardzo.to.widzę.
    Wiesz, cholernie mnie rozczuliłaś tym motywem bohatera (tak, ja wiem, że to jest w tytule, ale dopiero podczas czytania dotarło to do mnie z pełną świadomością) to jest takie aifejoeifjwoefj słodkie *o*
    Btw. cholernie ciężko mi się pisze ten komentarz, bo KTOŚ mi właśnie zaśmieca fb zdjęciami Heechula x.x killmeplz.
    "Kibum zawsze przypominał mu gwiazdę z nieba, która zagubiła się w szarych odmętach mroku, tak niepodobna do swoich wcześniejszych wyobrażeń. (...) Nie wiedział, co sprawiło, że ten w jego umyśle przybierał formę zaginionego kawałka nieba, który nie znał drogi powrotnej do domu i dlatego zmuszony był do życia w mrocznej rzeczywistości." omg, my dear ;;;;; rozpływam się nad tą metaforą, jest taka jwoiejfwef
    Btw. "Szybko od nas doszedł i niemal natychmiast znalazł się obok dziewczyny." - zabawna literóweczka xD
    "(...) za najwyższą wartość uznawał ciszę. Uwielbiał ją, bo pomimo nazywania się ciszą, nigdy nie była głuchą. Zawsze towarzyszyła jej symfonia różnych dźwięków, idealnie wpisujących się w delikatną, a jednocześnie twardą melodię. Pełna sprzeczności, tak ją nazywał i nad wyraz umiłował sobie możliwość spędzenia chociaż chwili pośród głośnej ciszy." - tak bardzobardzo kocham ten fragment *~*
    a ten opis, który następuje potem to już w ogóle, umieram z zachwytu <3 serwujesz mi żywy i dźwięczny obrazek, słowa płyną a ja widzę i czuję ten krajobraz, tę ROZMOWĘ, omg to jest genialne, kocham Cię ;;;;
    i opis muzyki, co Ty mi dzisiaj robisz, idźże, nie mam już siły na zachwyt, ottoke. dobra jednak mam *zachwyca się* ja tak bardzo kocham motyw muzyki (pewnie o tym wiesz) i tak bardzo zgadzam się z tym, co tutaj zawarłaś.
    "– Muzyka jest wspaniała. Potrafi czynić cuda. Nie zostanę lekarzem ciała, hyung. Będę leczył dusze." :')
    Weźźź, nawet opis Key samego pod prysznicem mnie urzekł, co się tu wyrabia ._.
    "Tak cholernie go teraz potrzebowałem. Moje oczy tęskniły za tym uśmiechem, który wysyłał mnie w gwiazdy, za tymi dłońmi, mogącymi pokazać mi kosmos na ziemi." <3
    okej *stekprzekleństwktóryuległautocenzurze* NO *BEEP* *BEEP* CO TO ZA *BEEP* KOŃCÓWKA? Teraz to ja już Cię na pewno znajdę! Strzeż się, nie znasz dnia ani godziny xD przestudiuję z tatą mapy, wyciągnę z piwnicy rower, kupię bilet na pociąg, whatever. To nie może tak być, nieieieie, co z bohaterem, boli mnie serce, jestś okropna, nie lubię Cię (czy ja w tym samym komentarzu wyznawałam Ci miłość?)
    Idę.
    Nie pozdrawiam.
    Chcę następną część.
    ~~<3 ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uhm. Czekaj, najpierw poprawię >.<
      Uhm. Wiesz, pisałaś mi o mind conection z Ame, a teraz to widzę, bo nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale zacytowałaś niemal dokładnie to samo co ona. Hm. Okej XD
      Widzisz jak tłumaczy? Ojej, to niedobrze *otwiera worda i zastanawia się co dopisać* XD W moim umyśle nie powstało za dużo opisów tej sceny, cóż~
      Fetysz muzyki u Ciebie, taak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę x)
      W ogóle, to ja nie przepadam za metaforami i czasami mi się dość ciężko je pisało, dlatego moja playlista do my Hero to same wyjce i smutasy. i the GazettE, ale to pomińmy, wcisnęło mi się gdzieś po prostu XD W każdym razie naprawdę się cieszę, że Ci się spodobały. Zwłaszcza opis tej ciszy (cholercia, nadal nie wiem jak to nazwać) - jestem z niej tak dumna :`) Podejrzewam, że to wpływ Pana Tadeusza O.o
      Koncówka, ekhem? Normalna, no coo? Jakoś musiało się to skończyć. Zwłaszcza, ze od razu po końcówce miałam to całe tłumaczenie, bo przecież ani myślałam dzielić to na kilka części >.<
      Aww, kocham, tulę, wszystko będzie w porządku, druga część na pewno w tym tygodniu XD

      Usuń
    2. I tak w ogóle - pociąg, jaki pociąg, co, gdzie, jak? Chyba sobie kpisz, jeśli sądzisz, że tu jakikolwiek pociąg jeździ, ha! XD

      Usuń
  4. Jestem~!
    Obiecałam ci to już dawno, ale że jestem leniem, jestem dopiero teraz i nadrabiam xD
    Zaczęłam od Jongkey, bo... to Jongkey xDD (OTP w szajni i te sprawy...)
    Zacznijmy od jednego słowa... Uwielbiam <3
    Piszę, ciągle czytając, więc komentarz będzie nie ogranięty...
    Dość nietypowa narracja... I LIKE IT ~!
    *czyta*
    OEZU *3*
    "Uwielbiał ją, bo pomimo nazywania się ciszą, nigdy nie była głuchą. Zawsze towarzyszyła jej symfonia różnych dźwięków, idealnie wpisujących się w delikatną, a jednocześnie twardą melodię. Pełna sprzeczności, tak ją nazywał i nad wyraz umiłował sobie możliwość spędzenia chociaż chwili pośród głośnej ciszy."
    Opis ciszy... TOTAL ABSOLUTE NO. 1.!! <3
    Jak ja uwielbiam kontrasty, to ty nawet nie wiesz ~<3 *spytaj np. Shizu, albo czytnij mój komentarz pod "Midnight shadow"... albo nie, nie czytaj xD za dużo feelsów tam... bo to KyuChul był <33333333*
    *czyta dalej* *dużo sobie nie poczytała, bo..*
    "Cisza dawała mu się we znaki, ponieważ nie była niczym więcej niż niewypełnionym niczym pasmem pustki. Przypominała mu niezapisaną pięciolinię, czekającą, aż ktoś posiądzie ją we władanie i sprawi, że zapełni się wspaniałymi dźwiękami. " - dwa genialne opisy ciszy... z dwóch różnych punktów widzenia... Uwielbiam <3
    *czyta dalej*
    Ten opis ciszy w parku.... Boże, kobieto, czy ty chcesz mnie zabić? Jaką ja mam słabość do opisów, to porównań, zwłaszcza tak pięknych *3*
    Wyczuwam że będę płakać jak przeczytam całość, bo ja tak pisać nie umiem ;-;
    *czyta*
    "Kibum zasiadł do niego z nabożną czcią i przez chwilę po prostu gładził czarno białe klawisze. Były jak dwa różne światy, współgrające ze sobą. Chociaż zupełnie inne, stanowiły jedność, jak wszystko w przyrodzie. Dwa różne odcienie świata mogły, a nawet musiały istnieć wspólnie, ponieważ nie ma niczego nie tylko bez bieli, ale i bez czerni. Nie mogła by powstać szarość, powoli rozpływająca się w zakamarkach świata, nie zawsze smutna, czasami radosna. Tylko nuta bieli, tylko nuta czerni. Całość." - TO. JEST. OPIS. KLAWISZY. OD. FORTEPIANU?!
    Weź, wyjdź. Z każdą chwilą popadam w coraz większe kompleksy ;-; już starczy, że seiki, Ame i Shizu mnie doprowadzają do depresji, ale oni są starsi i są humanami, więc mają prawo... płaczę, bo mam cholerną słabość do kontrastów i do opisów i kolorów, a ty mnie zabijasz wszystkim na raz w jednym fragmencie ;-;
    *czyta dalej*
    Koniec... ale jest druga część, którą zaraz przeczytam, a potem będę cię męczyć, dłamsić, zmuszać do napisania 3 części, bo NIENAWIDZĘ nie dokończonych opowiadań.
    Meh... moje serduszko mnie boli, bo Kibum jest nieszczęśliwy i smutny, ale i tak czytam angsty bo to mój ulubiony gatunek (masochizm? of kors)
    jak mam podsumować, hm? Nie wiem ;-; to jest zbyt piękne. I prawdziwe, a nie przerysowane, szczęśliwe obrazki ludzi jak w fluffach (hejter, bo sama nie umiem ich pisać i po prostu zazdro... albo po prostu jestem realistką i wiem, że życie to nie bajka...)
    Także... idę czytać part 2. bo pragnę więcej <3
    ~ Rozpływająca się w zachwycie nad pięknymi porównaniami, ogromną ilością kontrastów i epitetów Dara <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daro, słońce ty moje, czy ty wiesz, że jesteś moim 69 komentarzem *uśmiech perwersa*
      Ach, rozpieszczacie mnie tymi wszystkimi miłymi słowami, a potem się uśmiecham jak głupia do ekranu, albo płaczę, bo to też możliwe. Uhm, no ja nie wiem, co wy widzicie w tym opisie ciszy. Za kolejnym razem to wieje nudą, uwierz *człowiek, który zniechęca ludzi do swojego ff* XD
      Klawisze od forteianu są boskie, a Taemin nie powinien na grać, bo mnie inspiruje. Głupi dzieciak >.<
      Aww, dziękuję dziękuję za piękny komentarz, zdaje się, że bardziej ogarnięty niż mój u ciebie XD
      <3 *hug*

      Usuń