czwartek, 21 stycznia 2016

Właściciel VII






[uwaga: w ostatniej części pojawia się element pedofilii]





                Stał w kuchni i robił herbatę, otoczony jej intensywnym zapachem, gdy usłyszał jak otwierają się drzwi wejściowe. Mimo to nawet nie drgnął, ponieważ właściwie bardziej wyczuł, niż przypuszczał, że to może być jego zapowiedziany gość, czyli Kibum. Niby na niego czekał, ale sam nie był pewien, czy rzeczywiście ma ochotę z nim rozmawiać. Ten mężczyzna miał w sobie coś takiego, co mogłoby sprawić niewytłumaczalną chęć do zwierzenia się, co zdecydowanie nie mogłoby skończyć się dobrze. Pociągnęłoby to za sobą zbyt wiele kłopotliwych sytuacji oraz zdradzenie wszystkich tajemnic. Na to nie mógł sobie pozwolić, przecież wciąż nad jego głową wisiała wizja zemsty Kyuhyuna. Jeśli już miał umrzeć, to w chociaż w miarę humanitarny sposób, nie zamordowany gdzieś w rynsztoku, jak Onew. Co prawda sam fakt, że śmierć miałby ponieść z ręki właśnie tego człowieka zdawał się nieść za sobą pewną słodycz, tak irracjonalną w tym świecie, jednakże nie wystarczyło to do spokojnego planowania brutalnej śmierci w głowie. Z ręki Kyuhyuna czy nie, była ostateczna. Będzie ostateczna.
              – Cześć, Taeminie! – Drgnął na ten dziarski okrzyk, ale odwrócił się do gościa, przyoblekając twarz w uroczy uśmiech. Grę czas zacząć, nie mógł dalej pozostać Taeminem, który obmyśla sposoby na zamordowanie człowieka, z którym żyje pod jednym dachem. Teraz stał się rozkosznym nastolatkiem, zagubionym w nieprzyjaznym mu środowisku. Miłym, przyjacielskim, który poszukuje jakiejś dobrej duszy, która przygarnie go pod swoje skrzydła.
                – Cześć, hyung. – Wyszczerzył się, niemal od razu wbijając w ciepłe i przyjemnie pachnące ramiona.
                – Co tam, urwisie? Sprawiasz jakieś kłopoty Minho?
                – Żadnych, hyung! Jestem grzeczny. – Wydął wargi, nadymając policzki, pozwalając, by rude włosy opadły mu na twarz. Speszył się lekko, widząc rozczulony uśmiech mężczyzny, jakby uważał go za najsłodsze stworzenia na ziemi. Cóż, to mogło być prawdą, Lee Taemin umiał grać doskonale. I to nie tak, że udawał nieustannie. Nadal miał w sobie odrobinę dziecięcej radości i swego rodzaju infantylności. Nie dopuszczał jej jednak zbyt często, wiedząc, że to absolutnie nie może skończyć się dobrze. Musiał przez cały czas analizować i być o krok na przód, by ostatecznie nie wpaść w dziurę, którą on sam wykopał.
                – W to nie wątpię, Taeminnie. Ale w tym twoim umyśle siedzi bardzo złośliwy chłopiec, który żyje po to, by dokuczać Minho – stwierdził poważnie, usilnie ukrywając uśmiech. Zastukał w głowę nastolatka, a potem poczochrał rudą czuprynę. Dziwne uczucie jakimi darzył niespodziewanego współmieszkańca jego przyjaciela nieco go martwiły, bo sam nie miał pewności na czym one się opierają.
                – No wiesz, hyung! – parsknął i odwrócił się z powrotem w stronę blatu. – Zrobić ci herbatę?
                – Jasne – odparł i przeszedł do salonu. Rozsiadł się tam na kanapie, wbijając wzrok w choinkę, nadal zajmującą dumne miejsce na środku pomieszczenia.
Złożył tego dnia wizytę Taeminowi, by odkryć pozostałe ciemne strony jego przeszłości, ale też, by dowiedzieć się co nieco o jego relacji z Minho. Myślał także nad ostrożnym zasugerowaniu mu, by wybadał przeszłość mężczyzny. Nie miał pojęcia, czy to mogłoby zadziałać, skoro sam to robił od kilku lat, prześwietlał go od góry do dołu i przekopywał się przez jego przeszłość. Albo on sam nie potrafił dobrze szukać, albo to Minho umiał dobrze się ukryć. Oczywiście, istniała też opcja, że jest niewinny, ale nie liczył na to, wbrew temu, co uparcie powtarzał Jonghyunowi. Może i przyjaźnili się z Choi od wielu lat, lądowali niejednokrotnie łóżku, i ogólnie byli ze sobą dość blisko, ale i tak był niemal pewien, że on nie jest już tym samym człowiekiem. Nie tylko z powodu brutalnej śmierci Anne i Minhyuka, a także ich nienarodzonego szkraba, ale także z powodu czegoś więcej, co działo się przez kilka następnych miesięcy po tym wydarzeniu. Minho szalał, a właściwie można stwierdzić, że całkowicie postradał zmysły. Chyba tylko dzięki temu, że wchodzili mu do  łóżka, by go jakoś uspokoić, oraz dzięki obowiązkowej terapii, na którą musiał uczęszczać, jeszcze nic sobie nie zrobił. Jednak wciąż istniało pewne ale. Nie zawsze wiedzieli, gdzie mężczyzna znikał, co robił i  jakich czynów się dopuszczał, by pomścić śmierć najważniejszych dla niego osób.
                – Masz, hyung. – Taemin postawił przed nim kubek z herbatą, a potem usiadł na  fotelu po drugiej stronie stolika. Przez chwilę wpatrywał się zasępiony w podłogę, przypominając sobie, co ostatnio stało się dokładnie  w tym samym miejscu, oraz kto siedział na dokładnie tym samym siedzisku. Och, chyba musiał jeszcze porozmawiać z Kaiem, na pewno był mocno zdezorientowany tym, co zastał w rezydencji Minho. Nie codziennie widzi się takie rzeczy. Znaczy… przeciętny człowiek takich rzeczy nie dostrzegał. Sam Taemin był oczywiście obeznany w tym świecie tak dobrze, jak to było tylko możliwe. Nie bez powodu nazywano go jedną z najlepszych dziwek Parka.
                – Zatem co robiłeś ostatnimi czasy?
Obciągałem staremu Choi i niemal zostałem zgwałcony przez Minho. Normalka,  hyung.
                – Och, nic takiego. W zasadzie to się nudzę, Minho jest okropnym towarzyszem.
                – Tak myślałem. Może byśmy gdzieś razem poszli, co?
Taemin patrzył na niego przez chwilę bez słowa. Z jednej strony chciał się choć na trochę wyrwać z tego miejsca, bo naprawdę, może i nie spędził tu zbyt dużo czasu, ale to było męczące. Z drugiej natomiast nie był pewien jak zareagowałby na to Kyuhyun, zakładając oczywiście, że się dowie. W co jakoś nie wątpił. Cho miał jakieś dziwne sposoby, by wiedzieć absolutnie wszystko i to nawet nie musiała być sprawka Leo, tego małego, przebrzydłego dzieciaka.
                – Ale… gdzie, hyung?
                – Nie wiem. Może na początku poszlibyśmy po Jonghyuna. Wydaje mi się, że niezbyt się lubicie, więc to może być dobra okazja do poprawienia swoich relacji, czyż nie?
Taemin w odpowiedzi jedynie wykrzywił usta w brzydkim grymasie, widocznie niezbyt przekonany. Chyba nie chciał poprawiać swoich relacji z Jonghyunem, który miał z nim jakiś problem już od samego początku. Może tamtego dnia był nazbyt oczywisty?
                – Jeżeli chcesz… – mruknął.
                – No to Jonghyun. A potem może… wesołe miasteczko, co ty na to? Byłeś kiedyś w wesołym miasteczku?
Nim zdołał to opanować, uśmiechnął się szeroko, chyba tylko pogłębiając swój wizerunek słodkiego chłopca, bo Kibum zachichotał i pochylił się w jego stronę z błyszczącymi radością oczami. Chyba trafił w samą dziesiątkę.
                – Chyba nie byłeś, co?
                – Nie, nie byłem. Mój hyung miał co innego na głowie, gdy musiał mnie samotnie wychowywać, a rodzice nie mieli na to czasu. Sam jakoś nigdy nie chciałem iść, rozumiesz. Dobrze jest dzielić radość z kimś innym.
                – Racja. Czyli postanowione? – Odpowiedziało mu skinięcie głową. – Myślę, że mimo wszystko musze to powiedzieć także Minho. – Skrzywił się. – Ale na pewno wybierzemy się tam za kilka dni, dobrze?
                – Jasne – przytaknął beztrosko i podniósł do ust kubek z herbatą. Następne słowa Kibuma sprawiły jednak, że niemal wypluł to co miał w ustach, dławiąc się.
                – Powiedz mi, czy Minho zrobił ci już jakąś krzywdę?
                – „Już”?
                – Och, nie udawajmy, Taeminie. Minho jest niezrównoważonym psychopatą.
Rudy parsknął pod nosem, mimo że sytuacja nie specjalnie nadawała się do śmiechu. Jednakże, nazwanie tak jego właściciela miało w sobie coś wystarczającego, by się roześmiać, nawet jeżeli to była prawda.
                – Masz rację. To psychopata – mruknął, a na jego ustach pojawił się gorzki uśmiech. Nie wątpił, że Minho jest chory psychicznie, chyba, że to było tylko takie jego zboczenie. Napadanie na chłopców, próba gwałtu  na nich. Czyste hobby. Nie żeby Taemin miał coś przeciwko takiemu hobby. Zasadniczo mu odpowiadało, o ile miał być jego głównym bohaterem, przyjmującym całe baty. Och, przecież brutalny Choi był czymś, co go pociągało… i stanowiło jeden z elementów wypełnienia zadania, ale to już był szczegół, niewiele znaczący w niektórych okolicznościach, jeśli mógł się tak wyrazić.
                – Czy zrobił ci coś? – zapytał zestresowanym tonem Kibum, pochylając się w jego stronę. W oczach błyskały mu niebezpieczne ogniki, sugerujące, że Minho może pożałować każdego ze swoich czynów.
                – Można tak powiedzieć.
                – Czyli?
                – Och, nie masz się o co martwić, hyung. Jestem przyzwyczajony. Poza tym nie jestem z porcelany, umiem sobie poradzić w pewnych sytuacjach, naprawdę.
Chociaż, może rzeczywiście miał w sobie nieco porcelany? Idealna lalka, marionetka na krótkich sznurkach, miotana przez lalkarza po scenie, niezgrabnie opadająca na podłogę, niszczona  z każdym niedelikatnym ruchem, lecz wciąż piękna. Zepsuta, potłuczona, powoli się rozpadająca, lecz wciąż idealna, jakby każda rysa pozostawiała pęknięcie wewnątrz, nigdy na powierzchni porcelanowej skóry.
                – Taeminnie…
                – Proszę cię, nie chcę o tym rozmawiać. Ani o tym, co było kiedyś, ani co jest teraz, ani o tym, co może byś później. – Chociaż niewątpliwie miała być to po prostu śmierć w młodym wieku. Blade ciało zanurzone w krwi, pobielałe usta i rude włosy, sklejone osoczem. – Właściwie chciałbym spędzić ten dzień w przyjaznej atmosferze. Ostatnio albo się nudziłem, albo spotykałem ludzi, którzy nie byli dla mnie zbyt mili. – Spojrzał na Kibuma. Był przystojnym mężczyzną, ale miał w sobie coś, co sprawiało, że od razu wyczuwał w nim pewien kobiecy pierwiastek. Czy to matczyne, zaniepokojone spojrzenie, czy ostrożny uśmiech, a może sama osobowość… sam nie wiedział. Ale czarnowłosy Kim Kibum mógł być jego sprzymierzeńcem, nawet jeżeli był też przyjacielem Minho. – Może zamiast tego opowiesz mi coś o sobie, hyung?


*


                Taemin nie był zbyt zaskoczony, gdy kilka godzin po  wyjściu Kibuma, zastał przed drzwiami do rezydencji Leo. Spodziewał się go, choć to było oczywiste,  że nie wiedział kiedy ten dokładnie się pojawi. Leo był złośliwym człowiekiem, zdążył się już o tym przekonać, gdy ostatnim razem obciągał mu, jakby wcale nie był starszy od tego zdegenerowanego nastolatka. Dowiedział się o tym również wtedy, gdy rozpakował plecak i odnalazł tam rzeczy, z którymi nie był dokładnie pewien co miał zrobić. No bo co – miał zabrać te kajdanki i bicz, pójść do Minho i skamleć „och, pieprz mnie mój panie”?
Cóż, to nie był  taki zły pomysł.
                – Pilnuj, żeby ci to nie weszło w nawyk – poinformował go tylko, odsuwając się, by mógł przejść przez drzwi. Zanim poszedł za nim, uważnie rozejrzał się po okolicy, a potem zamknął drzwi na klucz. Nie miał pewności, czy Kai znów nie postanowi złożyć niezapowiedzianej wizyty, tak samo jak nie wiedział, kiedy jego właściciel raczy wrócić do domu. Ostatnio bywał tu raczej rzadko. I zachowywał się dziwnie.
                – Och, o to się nie martw – doprał beztrosko, znów rzucając jakiś plecak na podłogę i usiadł w fotelu, błyskając zębami w szerokim uśmiechu. – Przychodzę tylko wtedy, gdy mam taki rozkaz.
                – Jasne. – Wzruszył ramionami i usiadł na oparciu mebla, na którym spoczywał Leo.  Skoro był dziwką, tak się zachowywał. Właściwie trochę tęsknił za tym zachowaniem, jakie reprezentował mieszkając jeszcze u Parka. Minho nie dawał mu w ogóle możliwości na bycie poniżanym i traktowanym jako własność, a jedynie przypatrywał się mu czarnymi oczami, pijąc okropną w smaku kawę.  – Powiedz mi, co tam u Kyuhyuna?
                – Wie, jak o nim mówisz?
                – Och, a jak mam mówić?
Wzruszył ramionami, a potem pozwolił, by jedna z jego dłoni wsunęła się na udo Taemina, okryte ciemnymi spodniami.
                – Chce sprawdzić twoje postępy. Zgwałcił cię już? Sam mu się oddałeś? Pobił cię?
                – To  doprawdy brzmi jak postępy – parsknął ponuro i wplótł dłoń we włosy chłopka, przeczesując blond kosmyki, między którymi przebłyskiwały niebieskie pasma.  – Czy mam się spowiadać z każdego czynu Minho, gdy tylko się tu pojawisz?
Nie doczekał się odpowiedzi, za to Leo posłał mu jedynie pogardliwy uśmiech, mający mu chyba uświadomić, że w tej grze to on jest górą.
                – Próbował mnie udusić. Kiedyś prawie mnie zgwałcił. – Wzruszył ramionami. – Ale przeszkodził mu jego ojciec, bo wpakował się raczej niespodziewanie.
                – Och, poznałeś starego Choi?
                – Nie spodziewałem się, że tak łatwo wyda własnego syna.
                – Minho nie jest jego synem. Adoptował go  – wyjaśnił mu. W tej chwili wyglądał całkiem jak normalny nastolatek. Jakby zapomniał kim jest Taemin i on sam. Jakby wcale nie stali po dwóch stronach barykady, chociaż wciąż będąc po jednej stronie. Przeciw Choi.
                – Nie chcę wiedzieć skąd masz tą wiedzę – westchnął. Fakt faktem, relacja pomiędzy Minho a jego ojcem wiele wyjaśniła. Właściwie jednak nie musiała tłumaczyć, jeśli się nad tym zastanowić, bo przecież sam udowodnił, że więzy rodzinne nie mają za dużo do powiedzenia, jeżeli wchodzi się w sam środek wojny. Onew zabił ich rodziców, a Taemin po prostu to zaakceptował. Bez zbędnych słów.
                – Nie jestem  dziwką, jak ty, hyung – zadrwił. – Ze mną ludzie się liczą.
Pozostało mu jedynie uśmiechnąć się gorzko i prychnąć z przekąsem, za to już później całował Leo, siedząc okrakiem na jego kolanach. Chyba nigdy nie polubi tego dzieciaka, był tego pewien. Jasne, Taemin był dziwką i lubił jak ludzie nim pomiatali, wolałby poczuć ich władzę i to,  że nad nim górują. Leo był jedynie dzieciakiem, który wplątał się w gang, nie wiedząc, jak to się może skończyć. O ile Park nie postanowi zatrzymać go w szeregach swoich małych maskotek, to najpewniej zginie niedługo potem, jak Taemin wypełni swoje zadanie. To było oczywiste i tylko ignorant mógłby się tego nie domyślić. Ten blond włosy chłopak musiał nim właśnie być, skoro miał to na tyle gdzieś, by teraz pragnąć mieć osobistą dziwkę Cho Kyuhyuna tylko dla siebie. Przywódca gangu się nie dzielił. Robił to jedynie wtedy, gdy miał do załatwienia bardzo ważną sprawę, jak zabicie wroga miejscowej mafii. Prawdopodobnie nawet nie trudziłby się tak tym, gdyby to był zwykły nieprzyjaciel. Wkradały się w to sprawy osobiste, jakiekolwiek by nie były i właśnie dlatego Taemin teraz mieszkał w wielkiej rezydencji Choi i planował doprowadzenie go do ostateczności. Z korzyścią dla siebie, oczywiście. Jeżeli już miał się bawić, to brutalnie. Miał pozwolenie od Kyuhyuna.
                A jeśli mowa o Cho…
                – Powiedz mu, że tęsknię za naszymi zabawami – wyszeptał tęsknie. Zadrżał, przypominając sobie jego ciężką rękę, jego obelgi, ból jaki potrafił mu sprawić. Tylko on jeden doprowadzał go do tego stanu. – Albo… może nie – westchnął. Nie wiedział jak Kyuhyun mógłby zareagować na takie słowa.
                – Och, ze mną też się możesz tak pobawić.
Pokręcił głową, wpatrując się gdzieś w przestrzeń.
                – Tylko on.


*


                Westchnął ciężko, stojąc przed lustrem i podziwiając rozcięcie na swoim policzku,  z którego przed chwilą zmył zakrzepłą krew. Nie miał pojęcia jak wytłumaczyć Minho, że przez połowę jego twarzy biegnie świeża szrama. Nie wyglądało to na coś, co mógł sobie zrobić spadając ze schodów, a przecież nie powie mu, że niespodziewany dodatek do jego wyglądu jest wynikiem niezadowolenia Leo. Zdenerwował się, gdy dotarło do niego, że tylko Kyuhyunowi chciałby się oddać, nikomu więcej. Oczywiście, był jeszcze Minho, ale on nie liczył się za bardzo ze względu na to, że był tylko zadaniem. Kyuhyun był  jego prawdziwym panem, mogącym robić z nim co tylko by zechciał.
                Nabrał trochę wody na dłonie i przemył znów twarz, zaczesując przy okazji włosy do tyłu. Ten dzień był dziwny, męczący, chociaż  nawet jeszcze się nie skończył. Najpewniej czekało go jeszcze starcie z Minho, lecz nie był pewien, czy mające cokolwiek wspólnego z wypełnianym zadaniem, czy po prostu wejdzie do domu, powie mu dobranoc i, nadal unikając patrzenia na niego, po prostu pójdzie spać. Właściwie, to dzisiaj odpowiadałby mu ten scenariusz, lecz musiał przecież kiedyś przystąpić do akcji.
                Usłyszał szczęk zamka i natychmiast się wyprostował. Czy schodzić do mężczyzny, by się z nim przywitać, czy udawać, że już śpi, mimo że był dopiero wieczór? Sam nie był pewny, wahał się. Ostatnio zbyt często zdarzało mu się nie mieć własnego zdania, opierał się tylko na osądach innych, sam nie wiedząc jak sobie poradzić. Bezradność niewinnego chłopca… jakim lubił być. Nie był nim. Lecz czy gdyby chciał, czy dano by mu chwilę wolności, złudnego bezpieczeństwa?
                Zdając się na przypadek, wyszedł z pomieszczenia i niemal natychmiast trafił wzrokiem na Minho. Stał przed lustrem w korytarzu i zdejmował krawat, zmęczonymi oczami śledząc własne palce. Nie wyglądał na kogoś, kto miałby ochotę na kłótnie, brutalność, czy jakieś zabawy ze swoim nowym nabytkiem.
Taemin  pamiętał, że ten obiecał, że go nie wykorzysta, ale zapewne marzył o tym, by go posiąść. Każdy tego chciał, mógł to przyznać, nie siląc się na obłudną skromność. Czy w związku z tym nie mógłby jakoś mu pomóc w wypełnianiu zadania? Wbrew pozorom nie miał opracowanego planu, nie był na swoim terytorium i tak do końca, nadal nie rozumiał  tego mężczyzny. Był dla niego zagadką, tak jak i to, za co ma zginąć. Więc, do cholery, może by coś zrobił, zezłościł się, cokolwiek? Nie wiedział do czego ma dążyć. Co robić. Żył w chaosie w swojej własnej głowie. Raz spokojny, innym razem nie potrafił poskromić swoich nerwów. Uległy, lub jednak kłótliwy. Wredny albo cichy. Nie umiał się kontrolować, jakby w jego głowie żyły dwie różne osobowości, zupełnie od siebie inne, nie zgadzające się w niczym. Toczące nieustanną wojnę.
                – Witaj, Minho.
                – Tak, cześć  – burknął Minho, pokręcił głową i spojrzał na nastolatka. Stał oparty o ścianę w uroczym białym sweterku w paski, z wilgotnymi rudymi włosami swobodnie opadającymi na twarz. Zaraz potem jednak w oczy rzuciła mu się podłużna szrama na policzku, paskudnie zaczerwieniona i szpecąca idealną do tej pory twarz nastolatka. Szybko do niego podszedł, chcąc się jej przyjrzeć. Chwycił go za podbródek i gwałtownym ruchem odwrócił jego głowę w swoim kierunku. Rana nie była głęboka, płytkie rozcięcie, lecz twarz miała to do siebie, że nawet drobnostki zostawiały za sobą blizny, tkające na niej białe sieci.
                – Co ci się stało? – zapytał zimnym tonem.
                – Przewróciłem się – bąknął.
              – Nie wierzę ci – odparł niemal natychmiast, przesuwając wzrok z śladu na jego oczy. Wpatrywał się w nie ze złością, zupełnie jakby Taemin miał własnoręcznie wziąć w ręce jakieś ostre narzędzie i zrobić sobie nim szramę na policzku. Brzmiało raczej bezsensownie, bo chociaż lubił ból i własną krew, to nie miał w zwyczaju pozostawiać trwałych śladów, które mogłyby sprawić, by jego piękne ciało przestało takie być. – Kto ci to zrobił?
                – Ja sam…
                – Taemin, do cholery! Kto to?
                – Przecież ci mówię, że… – urwał. No tak, rana na twarzy były doskonałym powodem, by zostać spoliczkowanym w drugą stronę twarzy. Jęknął, łapiąc się za to miejsce. – Naprawdę, Minho, uwierz mi. To był wypadek, potknąłem się na schodach i… – Po raz kolejny zmuszony był przerwać, gdy Choi złapał go za ramiona i pchnął na ścianę. Tam po prostu go mocno pocałował, chwytając za rude kosmyki, nieświadom, że Taemin śmiał się szyderczo w duchu, zdając sobie sprawę, że wystarczyła drobna prowokacja za sprawą zwykłej szramy, by ten się na niego rzucił. To było godne zapamiętania. Jak daleko jednak musiałby się posunąć, by Choi zaserwował mu o wiele więcej bólu, może kolejny ślad do kolekcji? Jeżeli miał zostać artystą zdobiącym jego ciało, mógł zostać jego płótnem, na którym malowałby prawdziwą krwią. Dostarczałby mu narzędzi, byle chciał być malarzem, własnoręcznie kończącym każdy obraz.
                Oczy Minho wydawały się być poczerniałe ze złości. Dyszał ciężko, ciągnąc za jego włosy, wpatrując się w czerwony ślad. Jego, JEGO Taemin został naznaczony przez kogoś innego, bo nie wierzył w bajki o spadnięciu ze schodów. Kto znalazł się w jego domu i zbliżył do tego dzieciaka, który miał być tylko jego własnością? Dostał go, był jego prezentem, małą dziwką, której obiecał nietykalność, lecz tak naprawdę każdej nocy widział oczami wyobraźni jak kładzie go pośród pościeli i bierze go, bez zahamowań, bez litości. 
                – Zapytam jeszcze raz. Kto ci to zrobił? – wycedził, pchając go na podłogę. Sycił się jego uległą postawą, wypełnionymi łzami oczami i usteczkami, drżącymi od ledwie powstrzymanego szlochu.  – Kto tu był?
                – Leo – wyjąkał, zakrywając twarz włosami. Zagubiony we własnej nieświadomości. Uciekinier umysłu. Wybranek śmierci. – On… on.
                – Co tu robił?
                – Ja nie wiem… Przyszedł i… i…
                – Oddałeś mu się? Dałeś mu siebie?! – warknął. Sam już nie potrafił się kontrolować, jego umysł wypełniony był sprzecznymi myślami. Próbował się powstrzymać, ale Taemin był  zbyt niewinny, ale jednocześnie pociągający. Pragnął go, a myśl, że mógł z zrobić wszystko co chciał, ktoś inny, splamić jego niewinnego chłopca, była nie do zniesienia.
                – Nie, tylko tobie… tylko dla ciebie –  wyrzucał z siebie półsłówkami, oczekując każdego następnego kroku, jaki miał wykonać Choi. Czekał na to, tak jak tylko osoba lubująca się w bólu mogła robić. Chciał, by przestał nad sobą panować. Zrobił mu krzywdę. Lecz nie na tyle, by jego misja zakończyła się już w tym momencie. Miał jeszcze wiele do zrobienia, a śmierć ich dwójki była na samym końcu. Jeszcze nie czas.
                – Jesteś mój, czy kogo?
– Tylko twój – wyjąkał, przez ściśnięte gardło. Minho znów zaciskał dłonie na jego szyi, dysząc głośno w jego twarz. Wyczuł zapach alkoholu. Podniecało go to i miał wrażenie, że nie tylko jego.
– Mam nadzieję –  warknął, przyciągając go do siebie. Gdy go całował, poczuł nieśmiałą odpowiedź ze strony chłopca. Był taki nieporadny, ale z drugiej strony wyglądało to tak, jakby był chętnym kociakiem, nieumiejętnym, lecz pragnącym dotyku. Ocierał się o niego, nic sobie nie robiąc z dłoni błądzących pod koszulką, nie myśląc o tym, że jego wargi miażdżone były przez te Minho, jedynie całował go dalej, do utraty tchu.
– Masz pamiętać, że jesteś tylko mój – wysapał mu w szyję, gryząc delikatną skórę.
– Tak, panie…
To były ostatnie słowa jakie od niego usłyszał. Zaraz potem oderwał się od chłopaka, czując za sobą czyjąś obecność. Gdy się odwracał, był niemal pewny, kogo zobaczy.  Czarnowłosego Kibuma z przerażoną miną i gorzkim rozczarowaniem w oczach, ściskającym dłoń pobladłego Jonghyuna, patrzącego na niego z nieodgadnionym grymasem na ustach.
                – Chyba musimy porozmawiać, Choi – wyrzucił Key przez zaciśnięte gardło. Nie poświęcił mu więcej uwagi, zamiast tego ominął go i podszedł do Taemina, obserwującego ich rozwartymi szeroko oczami.
                Gdy Kibum zaprowadził go bez słowa do pokoju, rzucił się tam na lóżko, klnąc bezgłośnie w koc. Czy ten człowiek nie mógł mieć lepszego  wyczucia czasu? Zapowiadało się tak dobrze, już niemal czuł, jakby Minho miał go wziąć, już przygotował się na słodki ból spowodowany penisem przedzierającym się przez jego wnętrze. Takie rozczarowanie z powodu jednej osoby. Przerwał im najgorszym możliwym momencie, stwierdzał, czując jak coś uciska go w spodniach.
                – Kurwa – warknął, rzucając poduszką w drzwi. Chyba musi pozbyć się tych, którzy bez przerwy krzyżują mu plany.


*

                Przeciągnął się na łóżku, kładąc dłonie pod głowę, bezwstydnie pokazując swoją nagość światu. Na brzuchu czuł ciężar głowy,  a ciepły oddech wydostający się z ust tej osoby, muskał jego skórę, niczym lekkie podmuchy wiatru.  Uśmiechnął się, przez chwilę ciepło, patrząc na ciemną czuprynę młodego chłopaka, lecz później tylko złośliwie, niezdolny do okazywania  uczuć. Zamierzał wyrzucić dzieciaka z pokoju, lecz na razie pozwolił mu na chwilę odpoczynku, udając, że czarne włosy tak naprawdę są w koloru miedzi, a drobne ciało jest bardziej rozwinięte. Och, uwielbiał tamtego dzieciaka, dojrzałego, lecz wciąż młodego. Doskonałego. Ten, który był teraz przy nim, nie był nawet w połowie tak dobry jak Taemin, słodki, ale też niegrzeczny. Uwielbiający ostrą zabawę, łaknący bólu, wyczekujący każdego raniącego słowa. Był jedyny w swoim rodzaju. Wiedział, że zrobiłby dla niego wszystko, był mu bez reszty oddany i satysfakcjonowało go to. Wiedział, że cokolwiek by mu nie kazał, na pewno zostałoby to wykonane, dlatego ani trochę się nie wahał oddać swoją własną dziwkę, by wykonała dla niego naprawdę trudne zadanie. Przekazał go w ręce szaleńca. Trochę go to smuciło, oczywiście. Nikt nie umiał go tak zadowolić jak ten młodziak, Lee Taemin. Onew miał rację, mówiąc, że jego brat będzie najlepszy.
                Nieco go śmieszyło, że Jinki bez wahania zgodził się, by jego brat zarabiał na siebie swoim własnym ciałem. Widocznie nie był do niego aż tak przywiązany jak  twierdził, gdy wpychał go do samochodu zaraz po morderstwie rodziców. Chciał go mieć blisko siebie, tak mówił, głaszcząc czarne  włosy jedenastoletniego chłopca.   A jednak później, gdy odnalazł go powtórnie, bez żalu przekazał go w ręce starego Parka i wyjechał, by wykonywać swoją własną misję. To śmieszne, jak wiele potrafił zrobić, nie przyznając się, że w pewien sposób ucieka przed odpowiedzialnością oraz, co najważniejsze, przed zemstą.
                Och, kręcił się w kółko. Wszystko zmierzało w kierunku właśnie tej zemsty. Onew, który uciekał przed zemstą Choi Minho, oraz ten sam Minho, nieświadomy, że zemsta jest blisko niego. Od kilku lat tkali sieć wokół tego mężczyzny, sprawiając, że trafił w sam środek pajęczej nici. Teraz nie miał jak się wydostać, zwłaszcza, że dotarli do fazy ostatecznej. Dziwka Taemin, doprawdy. Spędził z nimi wystarczająco dużo czasu, by wpoić mu pewne zasady, a także przekonać się, że to właściwa osoba na właściwym stanowisku. Wykona zadanie, choćby ceną miało być jego własne życie. Jeżeli przeżyje, na pewno doczeka się nagrody, nie zamierzał zabijać kogoś tak przydatnego. Jeżeli nie zawiedzie, zapewnie w przyszłości jeszcze niejednokrotnie wykorzystałoby jego usługo. Nie tylko jako męskiej prostytutki, ale także, by zwalczać innych wrogów seulskiego gangu. Był doskonały.
                 Westchnął, przypominając sobie wszystkie cudowne noce z nim, a także co potrafił wyczyniać swoimi ustami i językiem. Aż szkoda, że nie było go teraz przy nim, gdy na samą myśl się podniecił. Ale to nic, miał tu przecież tego rozkosznego dzieciaka, o ironio, ulubieńca Minho. Jedenastoletnie ciało, delikatne, świeże.
                – Hyo… Hyo, mój drogi, obudź się.
Chłopiec od razu drgnął i uniósł się na dłoniach, patrząc na niego wyczekująco.
                – Do roboty, Hyo. Twój pan czeka – powiedział mu, wykrzywiając usta w sarkastycznym grymasie.
                – Oczywiście, panie – odparł i pochylił się nad jego na wpół pobudzoną męskością. Wziął ją do ust, jeszcze nie wystarczająco dojrzałych, by bez zadławienia pochłonąć całego penisa i zassał się na samym czubku. Młody jęknął, próbując wsunąć go do ust, a sam Kyuhyun złapał go za włosy, przyciągając jeszcze bliżej. Uwielbiał tych małych chłopców, wychowywanych przez Parka na prawdziwe luksusowe towary.
Ponownie powędrował myślami do Taemina, wyobrażając sobie, że to on otacza go swoimi ustami, dławiąc się, wsuwając coraz głębiej, patrząc mu w oczy z psim oddaniem. Jak uciska jego jądra drobnymi dłońmi, jak cicho jęczy. Jak sprawnie włada językiem, jak pozwala by Kyuhyun szarpał go za  włosy, bo szeptał nasączone jadem słowa. Niemal widział, jak się podnosi i bez przygotowania nadziewa na członka, jak odrzuca do tyłu głowę, krzycząc z bólu i rozkoszy….
                Doszedł, zmuszając chłopca do połknięcia całej spermy.  Pogłaskał go po głowie, szepcząc mu, że dobrze się spisał. Przez chwilę pozwalał mu odpoczywać, a potem ponownie poderwał jego głowę, ciągnąc za włosy, sprawiając, że z małych usteczek wyrwało się jęknięcie.
                – Jesteś dobry, Hyo. A teraz spierdalaj. Dopilnuj, żeby Park mi kogoś przyprowadził jutro rano.
                – Tak, panie – wyszeptał, szybko zebrał swoje rzeczy i uciekł z pokoju, zostawiając zadowolonego Kyuhyuna samego. Zastanawiał się, czy niemożliwe byłoby wypożyczenia na moment Taemina, by pokazał mu, jak piekielnie złym dzieckiem jest i jak bardzo jest mu oddany.
                Nadal bezwstydnie leżąc pośród poduszek, sięgnął po telefon. Wybrał numer, mlaskając z satysfakcji, a potem przyłożył urządzenie do ucha.
                – Tak, słucham? – usłyszał  nieco zniekształcony głos.
                – Dawno nie rozmawialiśmy, prawda?
                – Witaj, hyung.
                – Stęskniłeś się? – zażartował. Po śmierci Heechula to właśnie on najbardziej przypominał mu brata, którego stracił. Był jego przyjacielem, chociaż zdarzało mu się robić głupstwa.
                – Za tobą zawsze – usłyszał ciepły śmiech.
Ostatnio był zdecydowanie zbyt miły. Obydwaj byli.
                – Faza ostatnia została wprowadzona – oznajmił mu, gdy się uspokoili.
                – Och – usłyszał jedynie w odpowiedzi.
                – Chyba nie chcesz się wycofać?
                – Nigdy.
                – Mam nadzieję.
                – Kiedy mam się pojawić? – zapytał ostrożnie.
                – Powiadomię cię. Bądź w gotowości.
                – Rozumiem…
                – Kończę już, formalności wzywają – stwierdził, powoli się podnosząc z posłania.
                – Do zobaczenia, hyung.
                – Tak, do zobaczenia. Uważaj na siebie… – wziął oddech i  przeczesał włosy. – Onew.











✦ VI ✦ VIII ✦



~*~*~

/zakłopotanie/
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Mam nadzieję, że pomimo mojej obecności,
która jest raczej w kratkę i nieregularnemu dodawaniu  czy to rozdziałów,
czy czegokolwiek, nadal będziecie mnie odwiedzać.
Minął już okrągły rok od założenia bloga, zatem dziękuję wszystkim, którzy
cierpliwie mnie znosili i planują nadal pozostać ze mną




~*~*~*~*~


Dołączam się również do małej reklamy. Dla wszystkich znużonych przekopywaniem Google w poszukiwaniu nowych blogów, lub tych, którzy chcą zareklamować swoje własne – powstała pierwsza należyta strona stworzona dla zarówno czytelników jak i autorów opowiadań o SHINee.

Zapraszam




2 komentarze:

  1. A My Hero jak nie było tak nie ma :'))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę wybaczyć wtrącenie, ale dłużej siedzieć z założonymi rękami nie będę. Nie wiem kim jesteś i z jakiego powodu postanowiłaś/eś nękać autorkę, ale pozostawiane komentarze są niczym więcej, jak bezczelnością z Twojej strony i wyrazem braku szacunku do jej twórczości. Zamiast zagrzewać do pracy, sprawiają, że odechciewa się w ogóle publikować. Autorki to nie maszyny, nie piszą na zawołanie.
      Upraszam o odrobinę szacunku.
      Shizu

      Usuń