[ostrzeżenia: drastyczne sceny]
Siedział wygodnie rozłożony w
głębokim fotelu, wpatrując się w klęczącego niedaleko niego chłopca. Wiele się
o nim nasłuchał, o jednej z najlepszych dziwek Parka. Niewątpliwie był śliczny,
niewiele innych mogło się z nim równać, nawet tych płci żeńskiej. Wyglądał jak
krucha laleczka, ale wyczuwał w nim też coś, co mogło tylko pomóc w realizacji
powierzonego mu zadania. Cóż, co prawda, nawet gdyby nie ta ułuda siły, która
błąkała się w jego ciemnych oczach i tak
zostałby wybrany. Mógł czuć się wyróżniony, w końcu ktoś taki jak on, Cho
Kyuhyun zwrócił na niego uwagę. To był nie lada zaszczyt.
– Wiesz, co tu robisz?
– Nie, proszę pana – odparł, nie
podnosząc wzroku.
– No cóż… Chyba jestem ci winny
wyjaśnienia. – Skinął głową na Parka, który stał za nastolatkiem, trzymając
mocno w garści skórzaną smycz. Zaraz pociągnął za nią, zmuszając Taemina do
wstania i doprowadził do Kyuhyuna. Człowieka niby znacznie od niego młodszego,
ale darzonego głębokim szacunkiem.
–Usiądź – polecił mu, wskazując
na własne kolana. Ten niepewnie wykonał rozkaz oraz zignorował dłoń, która
znalazł się w dole jego pleców.– A ty,
Park, możesz odejść.
Gdy
zostali sami, Kyuhyun delikatnie dotknął dłonią policzka chłopca. Szukał w nim
podobieństwa do pewnej znanej ich obydwu osoby. Jakkolwiek jednak się starał,
więcej w nich było różnic niż wspólnych cech.
– Nie jesteś zbyt podobny do
brata – stwierdził poważnie. – Och, znałem ja go, znałem… – Wyczuł na sobie
ciekawskie i nieco zaniepokojone spojrzenie młodego Lee, ale nie powiedział więcej.
Wiedział też, że Taemin nie zada nurtujących go pytań, bo przecież nie mógł.
Idealnie wyszkolona zabawka, może małe, rozkoszne zwierzątko. – Nie będę jednak
przedłużał. Właśnie ze względu na niego i pewne twoje cechy, wybrałem cię do niezwykle
ważnego zadania. Podejrzewam, że nie masz żadnych obiekcji?
– Co tylko pan zachce… –
wymruczał. Miał przyjemny głos, to fakt.
– Doskonale. A więc, chyba
doskonale zdajesz sobie sprawę, że raz na jakiś czas Park odsprzedaje swoje
prostytutki, prawda? – Objął go mocniej w pasie, gdy wyczuł jak zadrżał na
słowo „odsprzedaje”. Wcale mu się nie dziwił, ale jeśli będzie częściej tak
robił, to znajdzie jakiegoś innego smarkacza, a tego młodego zostawi sobie,
nawet jeśli nigdy nie czuł się przywiązany
do tych dzieciaków, które mu służyły. On był wyjątkowy, wiedział to
chyba każdy, kto miał z nim jakikolwiek kontakt. – Nadchodzi Boże Narodzenie, a
ty będziesz naszym małym prezencikiem. – Pogłaskał go po włosach, podarowując mu imitację czułości. – Trafisz
do pewnego człowieka, którego niezbyt lubimy… Właściwie, to nienawidzimy. Czy
zaczynasz rozumieć o co mi chodzi?
– Myślę, że… – zaczął niepewnie i rzucił szybkie spojrzenie
spod rudej grzywki na Kyuhyuna.– … że mam do wypełnienia jakieś zadanie.
– Bystrzak. – Uśmiechnął się, ale
to nie był miły uśmiech, bliżej mu było raczej do uśmiechu szaleńca. – Ten
sukinsyn, Choi Minho, zapłaci za to co zrobił, rozumiesz? Masz go zniszczyć.
Nie chcę, żeby więcej chodził po tym świecie!
– Tak, rozumiem – odparł
spokojnie, chociaż wybuch Cho nieco go przestraszył, i zsunął się z jego kolan,
stając tuż przed fotelem. – Co mam zrobić?
– Co chcesz – stwierdził i
również wstał. Nie zamierzał zatrzymywać dziwki Parka, nawet jeśli łączyły go z
nią jakieś interesy oraz postać starszego Lee. – Ale zapamiętaj sobie coś… –
wymruczał mu do ucha, stając bardzo blisko niego i łapiąc mocno za podbródek. –
Jeśli zawalisz, czeka cię kara. Sroga kara… – musnął jego policzek
spierzchniętymi wargami, zostawiając za sobą groźbę, która mogła się spełnić. –
Natomiast Choi Minho…
Taemin
już myślał, że nie dowie się, jaka jest końcówka zdania, ponieważ Cho oddalił
się. Czekał aż wyjdzie z pomieszczenia, nawet nie drgnąwszy, ale nie słyszał
dźwięku otwieranych drzwi. Zamiast tego do jego uszu doszło kilka słów, które
sprawiły, że po karku przeszedł mu lodowaty dreszcz:
– Choi Minho ma umrzeć.
*
Ojciec Minho nie
różnił się niczym od innych biznesmenów w średnim wieku. Dość wysoki jak na ich
standardy, o ciemnej, tak samo jak jego syn, skórze, oraz delikatnie
zarysowanych zmarszczkach na ciągle przystojnej twarzy. Widać było, że w
młodości był tak samo pociągający jak jego potomek i Taemin stwierdzał to
całkiem obiektywnie. Niestety, nie bardzo spodobał mu się za to szyderczy
uśmiech na wąskich wargach, posłany w jego stronę, gdy wchodził do salonu o
krok za swoim właścicielem, a smycz przypięta do jego obroży delikatnie się
kołysała w rytm jego kroków. Musieli sprawiać pozory do tej ich dziwacznej
relacji, która właściwie nie wiadomo na czym się opierała.
–
Wybacz, że musiałeś na nas czekać, ojcze. Mieliśmy… pewną rzecz do zrobienia –
wytłumaczył młodszy Choi, usadzając Taemina na zimnej podłodze, tuż obok swoich
nóg. Miał nadzieję, że tak sformułowane zdanie pozwoli jego ojcu na wymyślenie
własnego scenariusza, nie mającego nic wspólnego z prawdziwymi zdarzeniami.
–
Oczywiście, Minho, rozumiem cię bardzo dobrze – odparł wyjątkowo powoli, nie
spuszczając wzroku z półnagiego Taemina
oraz czerwonego śladu na jego policzku. Młody, skulony wpatrywał się w podłogę,
od czasu do czasu lekko drgając, gdy Minho pociągał za rzemyk, teraz znajdujący
się w jego dłoniach. Ukryta forma
brutalności, jednocześnie odrzucana i mile widziana. Smycz naprężała się,
sprawiając, że na plecach ukazywały się napięte mięśnie, a głowa lekko
odchylała do tyłu. – Oczywiście, przedstawisz mnie swojemu uroczemu gościowi,
prawda?
Mało brakowało, by
zarówno z ust Minho, jak i Lee wyrwało się prychnięcie. Słowo „przedstawisz” nie
zabrzmiało ani trochę w taki sposób, w jaki zazwyczaj jest wypowiadane. Choi
niewątpliwie chodziło o zaciągnięcie nastolatka
do jednej z licznych sypialni, by również móc skorzystać z usług
prywatnej dziwki jego syna, chociaż sam posiadał cały zastęp męskich i żeńskich
prostytutek na jego zawołanie. Jak to bogacz, nie odmawiał sobie takiej
przyjemności.
–
Jeśli tylko chcesz, ojcze…
Jakby chcąc pokazać,
chociaż minimalnie, że dzieciak należy tylko
do niego, pociągnął za rude kosmyki, odsłaniając bladą twarz oraz smukłą szyję,
na której drapieżnie połyskiwała ćwiekowa obroża. Pieszczotliwe przesunął
palcem po jego policzku, tym samym, na którym jakiś czas temu rozkwitł wyraźny
ślad jego własnej nieobliczalności, a następnie wyszeptał mu ledwo dosłyszalnie
do ucha „uważaj na siebie”.
Chłopak tylko spojrzał
na niego beznamiętnie, bo właściwie, co innego miał zrobić? Nie
posiadał innej możliwości, jak tylko na kolanach przemieścić się w
stronę Choi seniora i usadowić pomiędzy jego nogami, na wprost już wyraźnie
pobudzonej męskości. Wpatrywał się w to miejsce przez chwilę, chcąc chociaż
odrobinę zebrać siły, ale brutalna dłoń
nie pozwoliła na moment zwłoki, a od razu przyciągnęła bardzo blisko, tak, że
niemal nosem dotykał wybrzuszenia.
Zerknął w górę,
podnosząc kąciki ust w niby-seksownym uśmiechu
i ostrożnie rozsunął rozporek. Nie chciał się bawić, czy to ze względu na rękę,
która mocno trzymała jego włosy, czy Minho siedzącego niedaleko, sam nie
wiedział. Nie rozumiał, czemu czuje wstyd, gdy myślał o tym, że właściciel
wszystko zobaczy, będzie mógł obserwować jak wygląda „w akcji”. Dlaczego go to
w ogóle obchodziło, skoro tak czy inaczej, także jemu zademonstruje swoje
zdolności, wykonując powierzone mu zadanie?
Uwolnił
penisa Choi i na początek polizał go wzdłuż całej długości, przy okazji składając
na nim lekkie pocałunki. Szybko jednak zmienił taktykę i zassał się na samym
czubku. Zaskoczony usłyszał, jak już teraz z ust tamtego wyrywa się cichy syk,
a dłoń we włosach mocniej zaciska. Nie spodziewał się, że ktoś taki może
reagować już po lekkiej rozgrzewce, ale kontynuował swoje i ponownie przesunął
językiem po męskości, dłoń kładąc na jądrach. Ugniatał je lekko, gdy włożył
całego penisa do ust i powoli zaczął poruszać głową, by wzbudzić napięcie w
Choi.
Za to ten młodszy już na samym
początku odwrócił głowę. Nie chciał oglądać swojego ojca, jak rozwalony na
sofie i z penisem na wierzchu, pieprzy czyjeś usta. Dodatkowo frustrowało go,
że tym kimś był jego Taemin, osoba, która
miała prawo obciągać tylko jemu. Być tylko jego. A teraz tak po prostu klęczał przed kimś, kto był mu tak
bliski i stawał się szmatą jeszcze bardziej. Świadczyło o tym ciche posapywanie
mężczyzny, przez co Minho wstał ze swojego miejsca i skierował do drzwi do
ogrodu. Uchylił je lekko i zapalił papierosa, zabranego z paczki ze stolika.
Zaciągał się mocno, uwagę skupiając na jego gryzącym posmaku, byle tylko nie
myśleć o scenie za swoimi plecami. Niestety, nawet to mu nie pomagało, bo
przypomniał sobie, jak wczoraj całował Taemina, przekazując mu dym.
Zdenerwowany przeciągnął dłonią po twarzy
i w chwili gdy się odwracał usłyszał głos Kaia, który właśnie był w trakcie
przemierzania holu. Kiedy zdołał tak bezszelestnie otworzyć drzwi wejściowe i
przejść taki odcinek, Minho nie wiedział, za to dostrzegł, jak Jongin zamiera w
trakcie wypowiadania: „Dzień dobry, panie Choi, czy…”, oczy rozszerzają mu się
w szoku, a twarz wykrzywia niesprecyzowany grymas.
W chwili, gdy dokańczał „…jest Jonghyun”
z ust Choi seniora wyrwał się urywany jęk, a Taemin odwrócił się w stronę
gościa ze strużką spermy wypływającą kącikiem ust. Zadławił się, widząc kto to,
a potem został brutalnie przyciągnięty do mężczyzny i pocałowany, by po chwili głowa
mu odskoczyła do tyłu, gdy tamten zamachnął się i go uderzył. Potem zaś rzucony
na podłogę, jak szmaciana lalkę, jęknął, a wszystko to na oczach przerażonego
Kaia. Widocznie starszy mężczyzna nawet nie wiedział, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze
oprócz ich trójki, ponieważ spokojnie wstał, zapiął rozporek i kopnął
nastolatka w brzuch, tak, że z jego ust wyrwał się skamlący jęk, przerwany, gdy
został poderwany za włosy z ziemi i ponownie gwałtownie pocałowany.
–
Zabrałbym go ze sobą, synu, gdyby nie był twój – stwierdził, puszczając
chłopca. Ten głucho opadł na drewnianą podłogę, ze wzrokiem skierowanym na
zamarłego Jongina. – Taka dziwka to już luksus, zdajesz sobie sprawę? A na
dodatek nietknięty, to już w ogóle…
–
Ja to wiem… – odparł powoli, podchodząc do nich. – Ale Jongin wiedzieć nie
musiał.
Pan Choi rozejrzał się nieco
zdezorientowany, ale na widok nastolatka nie okazał szczególnego zdziwienia,
jakby umiejętność chowania prawdziwych emocji miał opanowaną do perfekcji.
–
A ten to kto? – zapytał, bez mrugnięcia okiem przechodząc nad Taeminem, i z
bliska przyglądając się przybyłemu. Szybko omiótł wzrokiem wystraszone, niemal
czarne oczy, ciemną skórę, takie same
włosy, a na końcu usta, pełne i ponętne. – Nie mów, że oprócz tamtego
słodziaka, dostałeś kolejną dziwkę. – Zwrócił spojrzenie na Minho, teraz
niepewnie patrzącego na pobitego dzieciaka.
–
Jongin to mój sąsiad, ojcze, i dopóki go nie uświadomiłeś, nie wiedział kim
jest Taemin.
Stary Choi prychnął i po chwili odsunął
od skamieniałego Kaia. Nic już więcej nie mówiąc, powrócił na swoje miejsce na
sofie i wygodnie na niej rozłożył, patrząc, jak w końcu Taemin daje radę unieść
się na kolana i w takiej pozycji przemieścić
na swoje dawne miejsce. Także jego syn, podobnie jak stojący obok
młodszy chłopak obserwowali ten moment, Minho beznamiętnie, zaś Kim, jakby miał
ochotę uciec i już więcej tu nie wracać.
–
Jakkolwiek z Taemina dziwka dobra, to dość słabiutka, nie sądzisz? – zapytał,
spoglądając kątem oka na syna i, odchylając się do tyłu, założył ręce na
piersi. – W ogóle nie będzie się z nim można pobawić, chociaż, jak widzę, już
odrobinę zacząłeś. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem.
Minho sucho się uśmiechnął, ale bąknął
pod nosem coś, co zabrzmiało jak połączenie „oczywiście, że nie” i „spierdalaj”.
–
Pozwól ojcze, że na chwilę cię opuszczę. –
Skinął mu głową i spojrzał na stojącego obok Kaia. – Jongin, możesz
wyjść ze mną na chwilę?
Ten niepewnie, zupełnie jakby nie był
pewien, czy u celu nie zostanie zamordowany i zakopany w ogródku, niekoniecznie
w tej kolejności, podążył za nim, a w kuchni przystanął blisko drzwi. Wyglądał
na osobę, która chce mieć w każdej chwili drogę ucieczki.
–
Co robisz? – burknął Minho, opierając
się o szafkę. – Przecież cię nie zjem.
–
Czego ode mnie chcesz?
–
Może grzeczniej, co?
–…
hyung.
Pokręcił głową i
założył ręce na piersi. – Nie będę się oszukiwać, że nie wiesz, co się
wydarzyło w salonie, bo trzeba by było być ostatnim idiotą, żeby nie zrozumieć.
Dlatego oczekuję, ze zachowasz się racjonalnie i będziesz milczeć na ten temat.
Jasne?
Jongin, nawet nie do końca wiedząc, co
robi, kiwnął gwałtownie głową, byle tylko nie musieć patrzeć na tą poważną minę
i oczy, nagle zbyt czarne. Zawsze wiedział, że z tym człowiekiem jest coś nie
tak, ale za każdym razem to ignorował, idąc za radami Jonghyuna. Szanował swojego hyunga i miał z nim bardzo
dobry kontakt, dlatego też nie sprzeciwiał mu się, gdy mówił, że ma nie
prowokować Minho i w razie czego przytakiwać. A w razie ostatecznego „w razie
czego” najzwyczajniej w świecie uciekać.
–
Jasne? – zapytał ponownie, ale chyba włączyła mu się jakakolwiek samokontrola,
bo poza surowym głosem, nie wykazał żadnych śladów wrogości i
zniecierpliwienia.
–
Tak, hyung. Nikomu nie pisnę ani słowa.
–
Cieszę się. Jak sądzę, Jonghyun też – stwierdził, idąc w jego stronę.
–
On… wie?
–
Myślisz, że mógłby nie wiedzieć? – Opowiedziało mu gwałtowne potrząśnięcie
głową. – No właśnie… – westchnął ciężko
i przystanął jeszcze przy Jonginie, tuż przed wyjściem. Nie patrzył na
nastolatka, a na swoje stopy, jakby wstydził się słów, które miały wydostać się
z jego ust. – Nie chcę, żeby Taemin doświadczał jakichś nieprzyjemności z
twojej strony ze względu na to kim jest, dobrze?
Nie czekał nawet na odpowiedź
skonsternowanego chłopaka, a po prostu wyszedł z kuchni, jakby te kilka
dodanych słów wcale nie zrobiły zamieszania w głowach. Zarówno tej Kaia, jak i jego własnej.
Młody
Kim wymknął się tak samo szybko, jak znalazł niespodziewanie wcześniej w
salonie, za to Minho powrócił do pozostawionych w salonie osób. Jego ojciec
nadal siedział na sofie i przyglądał się intensywnie skulonemu Taeminowi. Ten
skubał swoje palce, niemal poza tym wcale się nie ruszając, a pozostawiając w
swoim małym azylu ramion. Mętny wzrok miał utkwiony w ogromnej choince, tej,
która od początku zdobyła jego wielkie zainteresowanie.
–
Wybacz, ojcze, że musiałeś czekać. – Skłonił się niemal w pół, a potem usiadł
obok swojej „zabawki”, znów łapiąc smycz do ręki i ciągnąc ją, by zwrócić na
siebie jego uwagę. Czekoladowe oczy spojrzały na niego ze strachem wymieszanym
z nadzieją. Widząc ciepłe spojrzenie, lekko odetchnął, a potem wyciągnął dłoń,
którą Minho uchwycił i położył na swoim biodrze.
Czy
to była tylko gra, czy chłopak rzeczywiście upatrywał w nim chociaż
minimalnie bezpieczną przystań – sam nie wiedział, ale byłby bardziej skłonny
ku tej pierwszej opcji. Chociaż nie rozumiał wielu działań Taemina, wiedział, że miłości raczej między nimi nie
będzie. On sam był skurwysynem, który tylko niekiedy miał momenty, gdy umiał
nad sobą zapanować – w większości targały nim emocje, często zbyt złe,
agresywne, brutalne. Sam wiedział przecież o tym doskonale, ale co miał
zrobić z samą świadomością? Walczył ze sobą, próbował. Dla
Minhyuka, który był za młody, by umierać. Dla żony, pięknej, uroczej,
inteligentnej, od początku zdającej sobie sprawę, że za rogiem czyha
niebezpieczeństwo. Chciał być dobrym mężem, dobrym ojcem, dobrym przyjaciele, a
okazał się być potworem, pomiatającym chłopcem, który trafił do niego przez
nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
–
Och, w porządku. Porozmawiałem sobie
trochę z Taeminem. – Minho zmarszczył brwi, słysząc takie zdanie, wypowiedziane
nonszalanckim tonem, nie zdradzającym jednak, o czym owa rozmowa mogła w ogóle
być. Miał tylko nadzieję, że jego ojciec nie groził Lee, lub co gorsza, nie
zdradził jakiegoś faktu z życia swojego syna. To mogłoby bardzo niekorzystnie
wpłynąć na, i tak już kiepskie, relacje ich dwójki.
–
Rozumiem. O czymś ciekawym?
–
Hm… o jego przeszłości, można tak powiedzieć.
Minho posłał mu nierozumiejące
spojrzenie, a później zerknął na chłopaka. Miał półprzymknięte powieki, a dłoń,
ta sama, która chwilę wcześniej znajdowała się na jego biodrze, umiejscowiona
była w dole podbrzusza, nerwowo skubiąc szlufkę od spodni. W tej chwili
przypominał trochę pozbawioną życia lalkę, niedoskonałą, ale piękną. Niezwykłą
twarz szpeciła krew, leniwie spływająca po niej, zostawiając niewidzialne
szramy, na ciele, na duszy; skazę wszechświata.
–
Dobrze… Co jeszcze powiesz mi o ojcze? – zapytał, chcąc wyrzucić z umysłu niepokojące wizje.
– Jak matka?
–
Och, niewątpliwie ma się dobrze – odparł, uważnie wpatrując się w Minho.
Kiedyś, właściwie to dość dawno temu, bardzo kochał tego małego urwisa. Chciał
go wychować na porządnego człowieka, takiego, jakim ona sam był. Zignorował
wtedy nawet to, że nie jest jego biologicznym ojcem, a jedynie prawnym
opiekunem, ze względu na małżeństwo z jego matką oraz pokrewieństwo z prawdziwym ojcem.
Jednakże
dość szybo „idealny synek” przestał być taki wspaniały. Był coraz bliżej
dorosłości, a koło niego stale kręcili się dwaj chłopcy, może i pochodzący z
bogatych rodów, ale nie mający najlepszego statusu. Obydwaj starsi, ale ciągle
coś ich ciągnęło w stronę Minho. Co – sam Choi nigdy nie był pewien. Ale nie
podobało mu się, że osoba, w której pokładał nadzieje, zaczyna się zadawać z
pedałami, na dodatek czyniąc znaki, że i on może należeć do tej grupy życiowych
wykolejeńców. Sam jednak przyznawał, że
gdyby zakończyłoby się na sypianiu z
mężczyznami, byłby skłonny to zaakceptować – w końcu był to czas, gdy on sam,
mając dość swojej żony, dość chętnie nawiedzał łoża innych, także
mężczyzn. Ale nie, Minho nie wystarczyło
wymienianie się śliną z dwójką chłopaków – postanowił znaleźć sobie dziewczynę.
Właściwie, było to całkiem dobre – byleby tylko trafił na odpowiednią partię.
Anne była zdecydowanie „odpowiednia”, aczkolwiek tylko z punktu widzenia jej
„pleców”, czyli rodziny. Próbował wielu sposobów, by odciągnąć Minho od myśli
wiązania się z tą panną, ale ten był uparty – jak jego ojciec.
Sam pan Choi doskonale
zdawał sobie sprawę, że jeżeli chce nadal żyć na tym świecie, musi się
dostosować do rozkazów tych wyżej. To dlatego z miejsca znienawidził młodego chłopaka,
którego nazywał do tej pory synem, nawet kochając go, jakby naprawdę powstał z
jego krwi. Teraz jednak też wiedział, że nie ma co powracać do
zażyłości między nimi – Anne może i nie żyła, ale nie bez powodu. Zginęła za
sprawą egoistycznych pobudek Minho, a razem z nią Minhyuk, ten, który powinien
być synem kogoś innego. Ale ona wybrała Minho – czemu, nie wiedział, ale też
nie chciał się w to zagłębiać. Zbyt dużo to skomplikowało.
–
Tak, cieszę się – odparł ponuro młodszy, łapiąc za kosmyk włosów Taemina i
lekko za niego ciągnąc. Chciał czymś zając ręce, by porzucić myśli o matce.
Dawno jej nie widział, a ta równie
dobrze mogłaby już nie żyć. Zdawał sobie sprawę, że jego ojciec mógłby chcieć
zataić przed nim prawdę.
–
Pójdę już, Minho – stwierdził pan Choi, chyba niezbyt zadowolony z tej wizyty.
Podniósł się nieco ociężale i rzuciwszy dziwne spojrzenie Taeminowi, po prostu
wyszedł z salonu. Minho podążył za nim, zdaje się, ze poczuciu obowiązku, niż z
własnych chęci. A nastolatek został sam, ze słowami pana Choi dźwięczącymi mu w
uszach:
Pamiętaj
o rozkazie Kyuhyuna. Minho ma nie żyć. Dopilnuj tego, Lee Taeminie.
*
Kibum wszedł do pokoju
obleczony jedynie w spodnie od piżamy, susząc włosy ręcznikiem. Od razu rzucił
mu się w oczy Jonghyun siedzący na krześle, skulony nad jakimiś papierami.
Westchnął cicho, bo chyba wiedział czym są kolorowe kartki porozrzucane na
blacie. Odkąd Kim poznał Taemina, przesiadywał nad nimi jeszcze częściej, jakby
zdjęcia miał mu dać odpowiedzieć na pytania, które zadawali sobie od czterech
lat.
– Znowu je
przeglądasz, hyung? – zapytał cicho, stojąc mu za plecami. Nie mylił się, po
raz kolejny patrzyły na niego pewne oczy, na innym zdjęciu nadal był ten sam
mężczyzna, twarz zastygła w przerażeniu. Nie lubił tych fotografii, jednakże
znał je już niemal na pamięć, tak często sam wbijał w nie wzrok, błagając Boga,
by scenariusze, które tworzyli, nie okazały się być rzeczywistością.
– Myślisz, że to może
być prawda? – zapytał starszy, unosząc na niego swój wzrok. W tej chwili,
chociaż był poważny, wyglądał jak zraniony szczeniaczek.
– Ciągle mnie o to
pytasz.
– A ty nigdy mi nie
odpowiadasz.
–
Bo dobrze znasz odpowiedź na to pytanie. Choćbyś pytał milion razy, czy on był
do tego zdolny, ja odpowiem tylko „nie wiem”, bo naprawdę, nie mam pojęcia. –
Przemieścił się przed drugiego mężczyznę i, opierając o biurko, zmierzył
uważnym spojrzeniem. – Dlaczego nie potrafisz chociaż na moment przestać tego
rozważać?
–
To mój przyjaciel – warknął i już miał się odsunąć, jednak drobne dłonie Kibuma
zacisnęły się na jego koszuli.
–
Mój przecież też, Jonghyun. Tak samo jak ty go kocham, tak samo jak ty modlę
się co noc, by Minho znów był tą samą
osobą, i tak samo jak ty, wiem, że to niemożliwe. Jest dla mnie takim samym
przyjacielem jak wtedy, gdy wychodziliśmy na piwo, a w domu czekała na niego
Anne, jak i teraz, gdy przez dręczącego go koszmary, ładujemy mu się do
łóżka. Jest innym człowiekiem, ale to
nie oznacza, że już go skazałem.
Kim cicho westchnął, a po chwili
bezczynnego wpatrywania się w swoje złączone dłonie, pociągnął Kibuma na swoje
kolana i mocno się w niego wtulił.
–
Pamiętasz jaki był szczęśliwy, gdy urodził się Min? Oszalał zupełnie na jego
punkcie – wymamrotał mu w klatkę piersiową, łaskocząc ją swoimi wargami.
–
Był wspaniałym ojcem. Byłby wspaniałym ojcem, gdyby Minhyuk nadal żył. –
Zadrżał, a potem zacisnął mocno dłonie, nadal trzymające materiał koszuli
mężczyzny. – Nie rozumiem jak mogło do tego w ogóle dojść. Taka niewinna kobieta jak Anne i to
rozkoszne dziecko…
Czuł jak dłonie Jonghyuna delikatnie gładzą jego spięte, nagie plecy.
Właśnie dlatego odchylił się lekko do tyłu, by delikatnie przyłożyć swoje wargi
do tych należących do drugiego, czekając, aż przejmie inicjatywę. Ten długo nie
czekał, ale ten pocałunek miał słony posmak, gdy policzki Kima mokły od powoli
spływających łez. Kibum ścierał je dłońmi, ale nic im to nie pomagało, bo los
przez cały czas był okrutny i nawet gdyby oddali się we władanie chwili,
wspomnienie by nie znikły, tak jak wyrok nad Minho.
–
Kochaj się ze mną Jonghyun – wymamrotał Key. – Tak jak to było dawniej.
Spojrzenie starszego było gorące, ale
nadal rozmazane łzami. Mimo to, złapał tamtego pod pośladki i przeniósł na
łóżko, by położyć go tam czcią i zawisnąć
nad nim, składając delikatne pocałunki na odkrytej piersi. Obdarowywany lekkimi
muśnięciami młodszy cicho wdychał, gładząc silne ramiona Jonghyuna, czekając na
więcej, na to, co mógł jeszcze od niego otrzymać, by było tak wspaniale jak
kiedyś.
Pocałunki składane na jego ustach były
bardziej zaborcze, dłonie błądzące po piersi, badające dotąd zakryte miejsca
ciekawskie. Jego spojrzenie odważne i wyzywające, gdy językiem dotykał sterczący
sutek, dłonią trącając drugi. Chciał takiego Key, bo tęsknił za tym, że kiedyś
tak po prostu się kochali, bez zbędnych słów, rozważań, gróźb. To właśnie
dlatego całował go z energią, dłonią otaczał jego penisa, by słyszeć coraz więcej
tych wspaniałych jęków.
–
Teraz ja, pozwól mi… – wyszeptał Kibum, dłonią znacząc ścieżkę od obojczyka do
biodra Jonghyuna, by po chwil wślizgnąć się pod spodnie i bokserki. Zacisnął
dłoń na pobudzonym członku, chcąc jednocześnie przekazać mu całą swoją miłość,
jak i uczucie zagubienia, niepewności co do jutra. A potem wymkną się z jego ramion, przyklęknął
przed nim i uwalniając się z wszelkich tajemnic rozwiązał ręcznik, po
chwili z czułością zsunąć ubrania z
Jonghyuna. Nie było w tym momencie pomiędzy nimi żadnych niebezpiecznych
emocji, nie chcieli się pieprzyć, a kochać.
Usta Key były gorące, ale zostawiały po
sobie chłodne dreszcze przyjemności. Od jego delikatnych muśnięć w żołądku
Jonghyuna zrywały się do lotu motyle, chcąc dołączyć do swych braci,
uwalnianych przez Kibuma. Dłonie błądziły w delikatnej pieszczocie, ciała
ocierały się o siebie, głosy stawały się zachrypnięte. Key ufnie spoglądał w
oczy Jonghyuna, gdy ten rozprowadzał żel na swoim członku, a potem delikatnie w
niego wchodził. Później mógł tylko jęczeć, błagać o więcej, wbijać paznokcie w
plecy Jonghyuna tworząc krwawe szramy, a na koniec dojść z imieniem ukochanego
na ustach. Tulił się do niego przez cały czas, słysząc miłosne wyznania, czując
to na sobie, w sobie, w powietrzu. Naprawdę ten mężczyzna był dla niego
niesamowicie ważny, ważniejszy niż ktokolwiek. Może i czasami lądowali w jednym
łóżku z Minho, ale to nie była miłość, jedynie przyjaźń, zmartwienie, chęć
pomocy. Było im ciężko. Od czterech lat borykali się z tym samym problemem i do tej pory nie
zanosiło się na poprawę.
Dopóki nie pojawił się
Lee Taemin. Obydwaj byli pewni, że albo
wyciągnie on Minho z tego całego gówna, albo sprawi, że nastąpi gorzki koniec.
*
U
Minho chyba nastąpił moment, gdy koniecznie chciał udowodnić, że jest dobrym
człowiekiem. Po wyjściu jego ojca z domu, usadził Taemina na kanapie i ze skupioną
miną oczyszczał jego rany. Nie było ich dużo, ale też nie miał pewności czy wszystko
z nimi w porządku. Lekarzem nie był, nie wiedział nawet czy
dobrze je bandażuje. Starał się jednak,
a to ważne, prawda? Dążył do tego, by pokazać, że może być nie tylko
brutalem, ale że ma w sobie choć trochę samokontroli.
Cały czas miał w głowie słowa Taemina, że
chociaż mógłby obiecywać, to i tak w końcu stanie się coś, co sprawi, że
wybuchnie. Wiedział o tym. Wcześniej udawało mu się przeczekiwać te momenty lub
wyżywać się w seksie, jednak teraz koło siebie miał tylko delikatnego Lee,
który zazwyczaj trafiał w same apogeum
jego wściekłości. Miał po prostu złe wyczucie czasu, można by stwierdzić, ale
właściwie też wiedział sam, że nigdy nie byłoby odpowiedniego momentu. Może
czasami miał problemy ze zrozumieniem samego siebie, ale to akurat pojmował bardzo
dobrze. Widok jaki zastał wtedy w domu – to była jedna z cegiełek, może cała
ściana, która doprowadziła do jego moralnego upadku.
–
Boli cię? – zapytał, zatroskany.
–
Nie, jest w porządku – odparł, odwracając
wzrok. Oczywiście, że go bolało, ale to nie pierwszy, ani nie ostatni raz, czyż
nie?
–
Może idź się położyć, zasługujesz na odpoczynek. – Pomógł mu wstać, a gdy
chłopak był już w drzwiach, zawołał jeszcze za nim. – Dobrze się spisałeś.
Przykro mi, że musiało do tego dojść.
Krzywo się uśmiechnął zamiast odpowiedzi,
a potem najzwyczajniej w świecie zniknął, kierując do sypialni. Minho patrzył jeszcze za nim,
nagle przypominając sobie, że gdyby Minhyuk żył, miałby teraz już osiem lat. Jego mały, słodki syneczek…
Tęsknił za nim. Tak bardzo za nim, za
nimi tęsknił.
Cztery lata temu, pewnego słonecznego, majowego dnia, wcześnie rano
dostał telefon od swojej żony. Anne spędzała czas w domu, ponieważ uparła się,
że sama wychowa Minhyuka, bez pomocy opiekunek. Nie miała też co liczyć na
„babcie”, oczywiście, ponieważ jej małżeństwo z Minho mocno pokomplikowało w
jej więzach rodzinnych. Nikt tego nie
akceptował, zwłaszcza, że była już komuś „przyrzeczona”. Już w wieku szesnastu
lat zadziało się coś, co wydawałoby się, dawno już wyszło z tradycji – ustawiono
jej małżeństwo z kilka lat starszym synem przyjaciela rodziny. Nie podobała jej
się ta sytuacja, zwłaszcza, że jej przyszły mąż należał do gangsterskiej
rodziny. Owszem, szanowanej, podziwianej i niezwykle bogatej, ale wciąż
okrutnej i robiącej czarne interesy. A
potem poznała Minho i wyszło jak wyszło. Zakochała się, wzięła ślub pomimo
sprzeciwów rodziny, wkrótce zaszła w ciążę. Matka Minho też nie była zbyt
zachwycona oraz na dodatek pojawiła się tylko raz, by zobaczyć Minhyuka.
Dlatego też, Anne z wielki zaangażowanie wychowywała swojego małego aniołka.
Tego dnia, gdy Min miał już
cztery lata, jego żona oznajmiła mu
wspaniałą wieść. Obydwoje byli zachwyceni, że w ich życiu ma się pojawić
kolejny skarb. Mieli nadzieję, a przede wszystkim Anne miała, że to będzie
dziewczynka, równie słodka co ich synek, jednakże nie sprawdzali tego, idąc za
radą uszczęśliwionego Kibuma. Czuł on się chyba bardziej ciocią niż wujkiem,
niemniej jednak promieniował szczęściem równie mocno, co Minho. Małżeństwo zgadzało się co do kwestii, że
lepszej osoby do opieki nad dziećmi nie mogliby znaleźć – Key zawsze mógł,
nawet jeśli był tak zajęty, to niemal
stawał na głowie, by znaleźć chwilę; bawił się z Minem, puszył się jak paw, gdy
nauczył chłopca korzystać z nocnika. Był wspaniałym wujko–ciocią, przyznawał to
nawet Jonghyun, niekiedy zazdrosny o zażyłość między chłopcem a Kimem.
Maj był miesiącem, w którym dziecko zaczęło kopać. Anne zadzwoniła do
niego właśnie z tą informacją. Był w tamtym momencie najszczęśliwszym ojcem i
mężem na świecie – miał kochającą żonę, wspaniałego syna i kolejne dziecko w
drodze. Wydawało się, że nic nie może zaburzyć tego spokoju i radości. Było cudownie. Do czasu.
Wrócił do domu jak zawsze przed wieczorem. Zachwycony, że może i jemu
uda się poczuć silę małego rozrabiaki przekroczył próg rezydencji, wołając od
razu Anne i Minhyuka. Czekał, by jak co dzień, syn wskoczył mu w ramiona,
składając na policzku mokrego i głośnego całusa, oplótł rączkami szyję i głośno
zakrzyknął najsłodszym głosem, jaki wydobywał się z jego gardła: „appa!”.
Odpowiedziała
mu jednak cisza.
To co zobaczył, sprawiło, że jednocześnie go zemdliło, jak i zamarł
przerażony. Był w stanie wpatrywać sie jedynie w to coś, co kiedyś było jego
piękną, uroczą żoną. Jej zmasakrowane ciało rozciągnięte na podłodze. Twarz
była krwawą miazgą, ciało pokaleczoną i poskręcaną masą skóry i tłuszczu. Jedynie
okalające jej głowę włosy były nienaruszone, wyglądały wręcz, jakby ktoś celowo
je oszczędził, a potem z czcią rozczesał w formie wachlarza. Nogi szeroko
rozstawione na boki, jakby w ogóle nie miała kości i stawów. Zastygły uśmiech
szaleńca, a może nie szaleńca, a matki, która za wszelką cenę, jak lwica
broniła dzieci?
Opadł na kolana i w takiej pozycji niemal podczołgał się w tamto
miejsce. Otępiały wpatrywał się w rozcięty brzuch, który jeszcze rano całował z
uśmiechem, witając nienarodzonego potomka. Teraz to dziecko, które właśnie tego
dnia zaanonsowało swą obecność, leżało obok matki. Pępowina ciągnąca się krwawą
smugą zaczynała się w dole jamy brzusznej zaś kończyła przy malutkiej, liczącej
może dziesięć centymetrów maleńkiej istotce. Ledwo wykształcone, zakrwawione dziecko, z widoczną twarzą, małymi rączkami…
Dziecko, które już kochał, kochał od momentu, gdy usłyszał „jestem w ciąży,
Minho”. Teraz… pozbawione życia. Pozbawione duszy, planów na przyszłość,
niewykształconych marzeń.
– Appa…? Appa… – usłyszał
ochrypnięty głos Minhyuka. Wypełniony bólem, przerażeniem, łzami, obficie
moczącymi twarz. Patrzył na niego zdrętwiały, a znajomy mu mężczyzna trzymał go
za ubranko. Chciał wstać i odebrać mu swój skarb, odebrać zapłatę za rodzinę.
– Witaj, Minho. Chyba się mnie
tu nie spodziewałeś, czyż nie?
– Kim Heechul – wysyczał z
nienawiścią, podnosząc się znad zwłok.
– We własnej osobie. A tu mam
twojego synka, widzisz? – Uniósł go wyżej, jakby nie był czteroletnim chłopcem,
a szmacianą lalką. I chyba rzeczywiście było mu bliżej do czegoś takiego, niż
do żywego człowieka. Jego nogi zwisały bezwładnie, tak samo jak ręce, a on sam
krztusił się łzami, nie mogąc nawet się poruszyć. – Troszkę niedysponowany, jak
widzisz, ale długo sobie nie pocierpi…
– Appa…
To był moment jak skoczył ku niemu, jednakże zatrzymał go huk. Opadł na
podłogę, czując w boku przeraźliwy ból. Kula niewątpliwie znalazła się w
nieodpowiednim miejscu. Nie mógł się ruszyć, a tym bardziej uchronić przed
kolejnym pociskiem. Ktoś, kto znajdował się również w salonie miał niezwykłą
zabawę w celowaniu w ciało Choi. A ten tylko wpatrywał się w swojego syna,
kołysanego przez Heechula jak na sznurkach. Czarne oczy, identyczne jak jego, utkwione
były w jego, chociaż prawdopodobnie nawet go nie widział, zamknięty za ścianą
obezwładniających katuszy.
Kim
wziął zamach…
Minho
zaskowyczał z bólu, gdy nóż rozorał jego brzuch…
Głowa
Minhyuka rozbiła się o ścianę.
Dziecko
spadło na podłogę, gdy Heechul rozwarł
palce. Rozległ się głuchy stuk. Dźwięk
ten wymieszał się ze zwierzęcym rykiem Minho, odbezpieczaniem broni i wesołą
melodią, wygwizdywaną przez mordercę. Tworzyła najbardziej makabryczną
mieszankę w świecie, wiele razy później nawiedzającą pozbawionego części serca
mężczyznę. Co noc widział swoje nienarodzone dziecko, kwilące za życiem;
widział Minhyuka, płaczącego w rękach Heechula, wołającego go zrozpaczonym
głosem, powoli cichnącym w mrokach ciemności; nawiedzała go Anne, oskarżająca
go, że ich nie uratował, że pozwolił na takie bestialstwo. Pytała rozgniewana,
dlaczego on żyje, a ona nie miała nawet szansy urodzić drugiego dziecka. Błagał
ją ciągle o przebaczenie, ale odpowiedź nie nadchodziła. Nie potrafił żyć bez
niej. Nie potrafił żyć z wiedzą, że to on sprowadził na nich męczeńską śmierć.
To on powinien był wtedy zginąć. Tylko on.
Tamta dwójka wtedy, jak gdyby nigdy nic, wyszła, za to Minho, wkładając
w to ostatnie pokłady życia, doczołgał się do Mina, wziął go w ramiona i
rozpłakał, tak, jak jeszcze nigdy w
życiu.
~*~*~
Także… Chyba nie będę tego zbytnio komentować. Było mi
naprawdę
ciężko przy pisaniu
ostatniej sceny, ale czy nie pomogła Wam zrozumieć postać Minho? Czytając
komentarze właśnie widzę, że nikt nie rozumie charakterów Tae i Minho –
Taemina zostawiam sobie na później, aż sama się z nim przegryzę.
Dziś krócej, trochę JongKey, mało 2mina, jak mi się zdaje, a przede wszystkim wspomnienia.
Napiszcie mi, co o tym sądzicie, jestem bardzo ciekawa :)
Lepiej powiedz, że nie wiesz co napisać, pff /zaczyna od końca, czyli notki od autora/
OdpowiedzUsuńNie no, żarcik xD ty już wiesz jak ja mam - wredota ze mnie.
Okay... Przejdźmy do tekstu...
WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM! Kyu znał brata Taemina! Wiedziałam to :3
Kyuhyun taki badass, taki zły, okrutny i ajszhhstwgagsuajafhsa *3*
Minho ma zginąć.. hmm... jestem pewna, że zginie, aczkolkwiek nie do końca przez Taemina, takie mam przeczucie :3
Lećmy dalej..
Nie lubię starego Choi'a - zabij go ^.^
Nie no, serio. Złapałabym go za te jego genitalia, wykręciła mu je i uwiesiła za nie u sufitu w jakimś saloonie rodem z westernu, po to tylko by ten wiatraczek co go zwykle tam mają, obijał mu tą jego obrzydłą dupę ^.^ /niewinność/
Kai to zawsze się wepchnie tam gdzie go nie potrzeba, o. No jestem ciekawa jak będzie wyglądało jego kolejne spotkanje z Tae... czy okarze się takim spedoliną jak Leo czy też się z nim zaprzyjaźni, a potem nawet pomoże Taeminowi w jego zadaniu (czyt. upadku Minho) /jak mówiłam zawsze mam kilka opcji ;) /
Dalej...
Dowiadujemy się że Minho nie jest synem biologicznym starego Choi... no z tym to mnie zaskoczyłaś. >.<
Ale jest jeszcze informacja, że to ktoś mu bliski, a nawet spokrewnony...(brat, zgadłam?)
A następnie mamy Jongkey, nad którym się rozpływam i w ogóle ANXBSHAJXVAHHACSJAHA <3
Minho opatrujący Tae :333 /znowu mi słodko/
Ale to nic.. skutecznie sprawiłaś, że cofnęło mi się przedwczorajsze śniadanie i wcale nie mam na myśli zarzygania mojego pokoju tęczą po raz trzeci w trakcie czytania tego rozdziału.. :/
Masakryczny opis morderstwa Anne, nienarodzonego dziecka (o cholera, tego nje przewidywałam >.<) i Minhyuka... FUKK YOU KIM HEECHUL!!! /pewno i tak nie żyjesz, albo zostaniesz zabity XD/
A ty Kyu... mam o ochotę przybić z tobą piątkę...
Krzesłem...
W twarz : ))))
TY CIOLE! PRZECIEŻ TO MIAŁA BYĆ TWOJA ŻONA, GŁUPI, PRZEBRZYDŁY, ZADUFANY W SOBIE KRETYNIE!!!
wiesz.. opis scen zabójstw nie jest znowu taki mi obcy /wiesz, moje zboczenie - kryminalistyka/ bo ostatnio czytam ksiązki Kathy Reich (cudne są *3*)
No nie przypuszczałam, że śmierć rodziny Minho nastąpi w taki sposób (przypuszczałam wypadek spowodowany przez Minho) xD
Okay... Znowu mam koncepcje co do przeszłości Taemina.. I może się nimi kiedyś z tobą podzielę XD /Jak ładnie poprosisz :3/
Okay.. To chyba już koniec tego mojego ogarniętego (wow, niemożliwe. Zapisz w kalendarzu) komentarza...
Czekam na kolejny rozdział, o który będę się opominać jak ty o bromance XDD
Sarang mocno <3
~Dara
Matulu, chcecie mnie zabić tymi komentarzami? A pod spodem mam Shizu i jej dwuczęściowy kom XD
UsuńNo dobra... co by tu...
Brat Taemina, hah. I Kyu. Hah x2 Zgaduj zgadula, o co chodzi z nim chodzi i jaką rolę tu pełni - zadanie na później :)
Ty już znasz pełną listę osób do zabicia, więc się nie mądrz XD (że już o Leo nie wspomnę ><)
Dara sadystka, jara ją wieszanie za jaja u sufitów starych facetów i podziwianie XD Dziwneee. Ale nie wnikam, co kto lubi XD No i nie nakręcaj się na fakt, że Choi senior nie jest prawdziwym ojcem Minho - ja tam nie wiem, czy to istotne czy nieistotne... Wyjdzie w praniu XD Jak wszystko z resztą, na przykład tajemnice Taemina... których też jeszcze nie znam, ale niewątpliwie istnieją.
Opis morderstwa, jak już wspominałam, nie był łatwy. oczywiście, pewnie można by go opisać lepiej, bardziej się w to zagłębić, ale w sumie... po co? Sens został zawarty, Anne, Minhyuk i małe, 15-tygodniowe dziecko zostali w bestialski sposób zamordowani prze Heechula (psst - nie zapominaj o gościu, który strzelał do Minho, mój mały detektywie).
Ciężko miałam rozkminę, czy to łatwo wydedukować, że Anne i Kyu, czy trudno, więc pozostawiam to bez komentarza XD
Moja odpowiedź nie brzmi tak, jak powinna, wybacz, ale dziękuję ci bardzo za komentarz, kocham mocno, tulę mocno i w ogóle <3
Jestem no >.<
OdpowiedzUsuńTwój rozdział sprawił, że zamiast rozwijać moje simowe średniowieczne imperium przybyłam tutaj xD Także... miej moich simów na sumieniu :0 W każdym razie... Ty wiesz jak to było z poprzednim rozdziałem... wiesz, że go czytałam, wiesz, że mi się podobał, wiesz, że jestem zbyt nieogarnięta i zbyt powolna, żeby się ogarnąć z komentowaniem na czas, za co przepraszam ;-; głupio mi no ;-;
Niemniej, moja zabójczo słaba pamięć sprawia, że i tak muszę przeczytać poprzedni rozdział znów, żeby ogarniać co się dzieje, więc no... Do roboty, Shizu, do roboty...
Zacznę od tego, że nieco zszokowało mnie, jak krótki jest przedział czasowy akcji, no bo dopiero DWA DNI (początek IV rozdziału)? To pewnie dlatego, że piszesz to już od miesięcy (omo, jak zaczynałaś to nawet się bliżej nie znałyśmy >.<), a w dodatku dzieje się naprawdę dużo. Moje życie nie jest tak obfite w wydarzenia x.x Jakby ktoś chciał opisać dwa dni z życia Ani to prawdopodobnie nie dał by rady, bo wcześniej by usnął. Ale o czym to ja? x.x Zgubiłam wątek i to dość poważnie...
Chyba wyszłam z wprawy w pisaniu komentarzy, wybacz, muszę się jakoś pozbierać i ogarnąć ;-;
Dobra... powiem tak nieco ogólnie do całości serii, bo to co Ty tu robisz, to się w głowie nie mieści. Zaczynałaś tak... hm, dając nam nadzieję, że to będzie opowieść o kochanym ajusshi Minho, który pokaże Taeminowi, że nie każdy jest złym, niewyżytym dziadem. Tymczasem... można powiedzieć, że Lee trafił z deszczu pod rynnę. Hm, powiem Ci, że widzę tę rezydencję Choi jak taką skompaną w cieniach i szeptach siedzibę szaleństwa właściciela. Z pozoru wszystko jest w najlepszym porządku, a mimo to niepokój oplata przestrzeń mroczną pajęczyną sekretów. Cisza zdaje się wrzeć od niewypowiedzianych myśli, od napięcia, od szaleństwa, które może w każdej chwili wybuchnąć. Taemin to czuje, czuje się uwięziony w koszmarze znacznie gorszym niż wcześniej, bo przybierającym irracjonalną maskę, raczącym go ciepłem uśmiechu, grą pozorów, ułudą bezpiecznego domu. Ta wybuchowa mieszanka, choć niemal dostrzegalna w powietrzu, ma swoją niechlubną siedzibę w oczach Minho, które to opisujesz jako zwierciadło głębokie, jak otchłanie piekła. Strasznie mi się ten fragment podobał, mam zboczenie na punkcie skupianiu się na oczach własnie (omg, jakby spisać te moje zboczenia... nevermind xD) *-*
Dalej... to, co opisałam wyżej to nie wszystko. Prócz samej przepełnionej tragicznymi sprzecznościami postaci Minho, dodajesz nam jeszcze kolejny powód do rzucania wszystkim co mamy w zasięgu ręki. Czynisz, a raczej Cho Kyukyun czyni, z Taemina iskrę, która ma rozpalić niszczycielski ogień w zmagającym się z własnymi demonami Minho. Ogień, który wypali zarówno Lee, jak i Choi, który będzie zemstą za niejasną przeszłość.
Scena po wizycie Leo - nie wiem jakim cudem udało mi się ją całą przeczytać na bezdechu, ale tak właśnie zrobiłam (czy ja jeszcze żyję?), bo to było... zwalające z nóg no >.< i znów te oczy - "W żyłach Choi pompowana była nie krew, a płynna wściekłość, wylewająca się przez dwie ziejące ciemnością jamy, jakimi były oczy." W dodatku... Taemin upada na podłogę, ledwo żywy, półprzytomny, a ty naraz raczysz nas retrospekcją, wspomnieniem dawnych dni, skojarzeniem spadających na podłogę guzików koszuli, błąkającym się gdzieś po zamroczonym umyśle. Nie wiem czemu, ale jakoś szczególnie mnie to poruszyło, widze to zupełnie jak scenę w jakimś filmie, omg >.<
Dobra, uwaga, Shizu wreszcie zaczyna czytać nowy rozdział xDDDD
Zaczynasz od retrospekcji, ważnego dla całości opowiadania momentu, w którym Taemin dostaje od Kyukyuna zadanie. Zadanie będące wyrokiem śmierci na Minho. Hm, co tu widzimy, to że nie tylko Choi w tym opowiadaniu jest szaleńcem. Cho również trawi wewnętrzny obłęd, chore pragnienie zemsty. Słowa kończące ten fragment brzmią tak ostatecznie, tak mi ciążą przy dalszym czytaniu.
Cały ten ff odbieram jak brnięcie w coraz gęstrzą ciemność, błądzenie w kolejnych zawiłych wątkach, obieranie majaczących w cieniach dróg, z których każda i tak prowadzi do tragicznego końca. Agu, czemu Ty mi to robisz no ;-; i czemu ja i tak chcę to czytać? ;-; *trzyma się za serce*
UsuńUgh. Ojciec Minho. Ugh. To było obleśne no >.< Aczkolwiek ten Taemin w obróżce... ugh. Kai, znów pojawia się Kai, wiedziałam, że jeszcze go tu spotkam. Biedny chłopak no >.< musiał mieć niezły mindfuck... jestem ciekawa jak w przyszłości to będzie wyglądać z jego postacią, bo obecnie naraz zorientował się, co się wyrabia w sąsiedztwie, co z pewnością wpłynie na jego postawę.
Hm, mieszasz mi w głowie tymi rozmyślaniami pana Choi o małym Minho, o jego dziewczynie, o jego dziecku. No i fakt, że on również wie o rozkazie Cho, w dodatku nagabuje Taemina, żeby pamiętał o swojej misji. Hm... to wszystko, te głosy z różnych stron, podszeptujące "zabij, zabij Choi Minho" zdają się zamykać Lee w sieci niezrozumienia, coraz większej dezorientacji. W podobnej sytuacji znajduje się czytelnik, który odkrywa z każdym zdaniem coraz rozleglejszy, trudny do rozszyfrowania spisek (nie jestem Darą, nie umiem po kilku rozdziałach odkadnąć o co chodzi w całym ff >.< reprezentuję mniej spostrzegawcząć część społeczeństwa, tacy też są potrzebni xD)
W dodatku dziwnie mi, że... no... Anne... tak jakby moja imienniczka xD dziwnie mi ok xD
Ej ;-; smutno mi ok ;-; to przez to Jongkey wspominające dawne czasy. Po prostu wyobraziłam sobie Minho appa, takiego uśmiechniętego, w pełni szczęścia, z małym synkiem jako jego centrum wszechświata. Ta wizja wygląda tak groteskowo w zestawieniu z obecnym obrazem Choi i jego życia, omg co Ty mi robisz ;-; no i miłość Jongkey, choć moment wytchnienia od tego bagna rozciągającego się między Taeminem i Minho. Fragment, oczywiście, gorzki, nasiąknięty smutkiem, desperacją, tęsknotą, ale mimo wszystko dający mi choć odrobinę żarliwego, prawdziwego uczucia, w tym niejasnym i poplątanym świecie "Właściciela". Strasznie cienię postaci Key i Jonghyuna tutaj. Są. Po prostu. Nie pojawiają się z zawrotną częstotliwością, ale trwają przy Minho, nieustannie strając się być, pomóc, zapanować nad nim i jego demonami. Robią to, mimo świadomości beznadziejnej sytuacji, robią to kierowani czystą przyjaźnią i to jest naprawdę chwytające za serce. No i to podsumowanie - "Dopóki nie pojawił się Lee Taemin. Obydwaj byli pewni, że albo wyciągnie on Minho z tego całego gówna, albo sprawi, że nastąpi gorzki koniec." - tak prawdziwe, ale jednocześnie niebezpiecznie ciążące ku ostatnim słowom ;-;
No i zaczyna się... fragment, którego się boję *dreszcz*dreszcz* Fragment szalenie ważny, którego czytanie zapewne mnie zniszczy >.< Zaczyna się tak... idealnie, oczywiście, znów mi tu wciskasz groteskę, to mnie tak boli, bo jest cholernie trafne. Jeszcze ciocia Key no ;-; nie mogę, śmiech przez łzy, bo wiem, że zaraz nastąpi dramat ;-;
...
...
...
Okej, teraz mam takie: X______________________X
Nienawidzę Cię ;-; Wiedziałam, że będzie strasznie, ale to okrucieństwo mnie tak.. tak... NIE WIEM NO *rzuca stołem* *agresywna Shizu mode on* JA SIĘ NIE ZGADZAM, LIBERUM VETO, CZEMU JA TO WGL CZYTAM, I CZEMU JEST TAKIE ŚWIETNE, MIMO ŻE MNIE TAK BOLI? Odpowiedz mi, Agu, to nie jest pytanie retoryczne, nie ma tak dobrze :0
Boże... tak dawno temu (czyt. parę godzin) zaczęłam pisać ten komentarz, że już nie pamiętam co znajdziesz na jego początku, więc no... Był pisany w miarę równolegle z czytaniem, dlatego mogę sobie przeczytć w niektórych fragmentach czy coś... Nie wiem ja już... ja już nie mam siły... to jest zbyt... nie mogę tego nazwać zajebistym, bo HELL NOŁ, COŚ TAKIEGO NIE JEST ZAJEBISTE, ale no... nie wiem, jakie epitety pasują do ff, które nas ranią, bo są tak świetnie napisane :0 *nieważne*
Czekam... (choć to masochistyczne czekanie, aż złamiesz mnie do końca...)
*wychodzi*
~~<3
Już drugi raz raczysz mnie dwuczęściowym komentarzem i powiedz mi, unni, co ja mam z tym fantem zrobić? Tym bardziej, że teraz to nie same cytaty, a długaśna opinia, domysły, i... w sumie nie jestem pewna co XD
UsuńDobra. (Przepraszam simów) Zauważyłam, że minęło niewiele czasu, owszem, i sama nie wiem, czy to bardzo źle, czy mogę zignorować... Hm. Mogę, unni?
Ten twój opis rezydencji i ogólnie tej sytuacji jest taki ajgdsksdnksdjn, że chyba sobie go wykorzystam w następnym rozdziale XDD Uwielbiam twoje komentarze, bo dzięki nim mogę spojrzeć na moje własne słowa z innej perspektywy, co często mi pomaga <3 Dziękuję.
Ja już ci tłumaczyłam czemu piszę super-nienormalny, brutalny i w ogóle, 2min, i też tłumaczyłam, dlaczego to czytasz. Logiczne, czyż nie? A tragiczny koniec... nigdy nie wiesz, co się może zdarzyć, nie?
...
Dobra, nawet ja sama sobie nie wierzę XD
Przykro mi za Anne, ja nie chciałam - sama zauważyłaś, ze jak zaczynałam to pisać, to jeszcze się nie znałyśmy, a ona jakoś tak sobie wyskoczyła, a potem wyskoczył pomysł ze zmasakrowaniem jej; za to Ame była nieświadomym świadkiem, jak wytwarzałam postać nienarodzonego dziecka. Czy wiesz, ze dziecko w 15 tygodniu ciąży już ssie kciuka? *.* Hm, nevermind.
Hm, ostania część. Już cię przepraszałam, za opisy makabry i w sumie, to nie jestem pewna za co... Ale no. Tak wyszło.
Nie jestem teraz do końca pewna, czy ty próbujesz mi przekazać, czy piszę dobrze, czy może piszę tak, że najlepiej to by było, jakbym przestała... Poprawię się? Staram się doskonalić, ale wiem, ze wam i tak nie dorównam.
Dobra, ominęłam sobie sporo części komentarza, ale gdybym chciała na wszystko odpowiedzieć wyszedłby niezły bigos XD Dlatego tylko tyle, a wszystkie podejrzenia zostawiam ci na dalsze części c:
Dziękuję bardzo za takie niesamowity komentarz, kocham cię, unni <3
Jestem.
OdpowiedzUsuńOderwałam się od tej rodzinnej atmosfery, żeby przyjść do ciebie <3 Nie dodaje się rozdziałów o tak późnych godzinach -_- gdybym to przeczytała przed snem, byłoby... ciekawie.
Ok. W sumie ja ciężko znoszę takie rzeczy, takie okrucieństwo w tekście, filmach, gdziekolwiek, może przez wzgląd na hemofobię, sama nie wiem. Ale dałam radę, i to się liczy, co nie?
Niepokoisz mnie tymi spoilerami, ZABRANIAM CI TEGO ROBIĆ. To jest złe, rozumiesz? *pac w głowę Agu* Bez spoilerów.
Ok, ale co do samej treści.
Bałam się tego rozdziału, nie będę tego ukrywać. Bałam się tego, co zrobisz z Taeminem, jak daleko się posuniesz z tymi odwiedzinami ojca Minho. No i, hm. W sumie chyba powinnam spróbować jakoś to poukładać, żeby ten komentarz miał sens (i tak go mieć nie będzie, ale utrzymujmy grę pozorów).
Te retrospekcja jednocześnie rozjaśnia sytuację, i gmatwa ją jeszcze bardziej. Po prostu, przez pewien czas Taemin wydawał mi się być wyłącznie ofiarą, a tu od poprzedniego rozdziału pojawiają się wzmianki o pewnym spisku, a nagle okazuje się, że to wszystko wcale nie jest przypadkiem, lecz skrupulatnie zaplanowaną intrygą, w której Tae odgrywa niemałą rolę. Nooo, w sumie... nie spodziewałam się tego. Kyuhyun jest tutaj taki zdesperowany... mam pewne podejrzenia co do jego motywów, zobaczymy na ile się one sprawdzą.
Ojciec Minho jest kolejną postacią, która mnie intryguje, chociaż jednocześnie obrzydza. Po prostu, wydaje się być kilku wymiarowa. Jakoś uzasadniasz jego zachowanie, nawet, jeśli jest odrzucające; ma swoje, chociaż ostro pokręcone i nieprzyjemne powody. To obrzydliwe, co robi z Taeminem, w ogóle uderzyło mnie już w tej retrospekcji, jak bardzo jest on uprzedmiotowiany; przerażające, traktowany jak zabawka. Dalej, ten fragment z Jongkey... trochę tu uroku, ale jest on zdominowany przez okropny smutek i poczucie beznadziei, gdy wszystko rysuje się w ciemnych barwach. Te ich rozważania w pewien sposób naświetlają mi sprawę związaną z Minho (jestem tak strasznie strasznie ciekawa, na ile mam rację). Na pewno im ciężko, gdy w głowach mają setki pytań bez odpowiedzi, i pozostaje jedynie wahanie. Tym trudniejsza jest ta słodycz ich wspólnej chwili, gdy spuentowana jest pytaniem, które chyba wszyscy my, czytelnicy, mamy w głowach, a na które odpowiedź wydaje mi się co najmniej niepokojąca ;;
Chwila dobroci Minho... ja mam wrażenie, że on próbuje oszukać sam siebie, i Taemina też, ale jednak najbardziej chce zatuszować przed sobą doskonale znany fakt, że nie umie nad sobą panować, że nie będzie lepiej. No ale wszystko ma przyczynę, coraz więcej faktów ukazujesz, i coraz bardziej skomplikowana jest dla mnie historia i postać Minho.
No i na końcu retrospekcja, która jest tu najtrudniejsza. No... ciężko mi to skomentować. Najprawdziwsza sielanka, rodzinny błogostan przerwany przez okropną tragedię... tak, niedziwne, że zrujnowało to psychikę Minho. Ale dalej brakuje kilku kawałków tej układanki, dlatego mnie to tak nurtuje i frustruje. Naturalizm nam zaserwowałaś, no nie przepadam, ale rozumiem, jaki jest cel, że to miało uwypuklić okrucieństwo etc... no ale no...
Ogólnie... rozdział podoba mi się bardzo, jakbyś nie zauważyła. Podoba, chociaż przesycony jest mrokiem, i prawdopodobnie złamiesz mi serce. Po prostu, od samego początku towarzyszy mi wrażenie, że to nie może się dobrze skończyć, i...
Czekam bardzo, co będzie dalej.
BEZ SPOILERÓW AGU!
Tak bardzo spóżniona Aga, nawet w odpisywaniu na komentarze. Na krótsze jest łatwiej, Ame, kochanie, jak ty to robisz, że te Twoje są takie długaśne, co?
UsuńDobra, bez spoilerów - ej ej, ale uściślij, gdzie XD Mam nie pytać cię o rożne rzeczy na gg - jak "kogo mam zabić?" czy co...? XD
Zdradzę ci sekret - dopiero w poprzednim rozdziale Taemin dla mnie stał się kimś więcej niż dziwką, która miała być ofiarą wspomnień Minho, także no. Mnie samej jest z tym trudno, że wplatam takie elementy w fabułę **sfrustrowana Aga*.
Ej, ty też prowadzisz swoje własne śledztwo? Dogadałabyś się z Darą, nie ma co >< Dziewczyna zgadła mi już połowę pomysłów, które obmyślam w łazience XD No, ale możesz się zawsze podzielić przypuszczeniami, chętnie posłucham, wprowadzę sobie poprawki w plan... y, nie, nie mam planu XD
(Zabijamy ojca Minho?) Ojciec Minho wielowymiarową postacią?
...
Serio? XD
Znowuż JongKey, kolejne rozważania mi prowadzisz, poooowiedz mi jakie :3 Urok urokiem, chciałam też, żeby chociaż pomiędzy tą dwójką była odrobina słodyczy, nawet jeśli naruszona przez ciągłe wspomnienia Minho. Ktoś tu się kochać musi, nie?
Cieszę się, ze przebrnęłaś mi przez opis brutalnego dość morderstwa. Było to niestety konieczne, by wyjaśnić dlaczego Minho jest jaki jest, sama wiesz. (Musiałam usunąć połowę komentarza, bo spoilery, cholera -.-)
Kończę w tym momencie, bo się zagalopuję. Pozdrawiam cię serdecznie i kocham mocno <3
Doczekałam się Jongkey, wreszcie! Myślałam, że ich relacja to zwyczajne fuck friends, ale widocznie się myliłam, ale to może nawet dobrze. Nie mogę się doczekać więcej wątków z nimi (nie odpuszczę, uwielbiam ich w każdej postaci, niemalże w każdym ff).
OdpowiedzUsuńOstatnia scena mnie oszołomiła, bo od samego początku myślałam, że Anne i Minhyuk zginęli w jakimś wypadku samochodowym. Moment, gdzie Heechul zabił na oczach Minho jego syna, był genialny. Oczywiście chodzi mi o to, że wspaniale to wymyśliłaś i równie wspaniale opisałaś.
Nadal mam nadzieję, że Tae umrze na samym końcu, bo jego postać jakoś nie przypadła mi do gustu. Ale nawet jeśli nie umrze to liczę na nieszczęśliwe zakończenie. Może samobójstwo Minho, gdzie na jego pogrzebie Taemin rozpaczałby, że to jego wina, a Key płakałby wtulony w Jonghyuna?
Dużo weny życzę~
Fanka JongKey :) Czyżbym zaskoczyła ich relacją? Nie mogłam sobie tego odpuścić, niech chociaż odrobinę dobra będzie w tym ff, skoro pomiędzy 2minem miłości nie będzie XD
UsuńMusiałam jakoś zrehabilitować Minho za to jego zachowanie, stąd też brutalne morderstwo - w każdym razie cieszę się, że mimo wszytko Ci się spodobało.
Biedny Taemin, nikt go nie lubi XD Ale nie martw się, moja lista osób do zabicia wydłuża się z każdym rozdziałem XD
Dziękuję za wizytę i za komentarz, pozdrawiam :)
Jak to może nie być miłości między 2minem? ;(((( Ja tak bardzo liczyłam na 2mina. Jka to tak o nich ale jednak nie o nich?? ;((
UsuńSkoro Twoja lista trupów będzie się wydłużała z każdym rozdziałem to ja się zastanawiam kto się ostanie xD
Znaczy, no jakiś 2min będzie, czy miłość - sama nie wiem XD Nie mam absolutnie żadnego planu, różne czynniki nie mnie oddziałują i w każdej chwili mogę coś zmienić.
UsuńZamieniam się w Martina, zabiję wszystkich, a co XD Na koniec zostanie sama autorka c:
NAPISAŁAM TAKI MEGA DŁUGI I KREATYWNY KOMENTARZ KTÓRY MI SIĘ KUWA USUNĄŁ AHSJKDBCASBHDCJACKBHASJKDBHCASJKDC >.<
OdpowiedzUsuńjasbkdchbakjsdbcajksdbckjabshdckjasdc
Dobra, spokojnie.
Jeżuuu nie mam siły pisać od nowa tego samego, idę się popłakać ;;;;;;;
oke, tak w skrócie:
1. JONGKEY *o*
2. Po przeczytaniu tego rozdziału bez notki stwierdziłam "jejku, wreszcie rozumiem dlaczego Minho taki jest!"
A potem czytam w notce, że własnie taki był zamiar, wiec w ogóle gratulacje~!
3. KYU ;;; Heechul zabójca? Toż to taka cioteczka jest xD
4. Zabij starego Choiego, wkurza mnie XD najlepiej zbuntuj wszystkie dziwki z jego burdelu i będzie taka inwazja zombie :3 *oke, to co właśnie powiedziałam było okrutne ;;;*
Dobra, to tyle :3 Życzę weny w pisaniu kolejnego, czekam ze zniecierpliwieniem! <3 + nienawidzę bloggera;;;;;
Blogger bywa okrutny, zgadzam się >< Ale to nic, dla mnie ważne jet samo to, ze cokolwiek napisałaś; litanię to ja mam wyżej XDD
UsuńAch, cieszę się, że rzeczywiście mój zamiar wytłumaczenia, chociażby częściowo (Taak, to jeszcze nie koniec XD) wypalił. Natomiast Heechul... No ja wiem, Heechul jest jaki jest, ale już go wzięłam i niech będzie. Nie wnikam jak wygląda on w waszych głowach XDD
Och, chcesz zabić starego Choi...? wiesz co, nie krępuj się, robię sondę - kogo mogę zabić. Na serio, już się pytałam o to c:
Dziękuję bardzo, pozdrawiam <3