Długo myślał o tym co się
wydarzyło, a właściwie… o tym, co wcale
nie miało miejsca. Koszmar przez cały czas zajmował główne miejsce w jego
umyśle, katując nieskończonymi przypuszczeniami
i podejrzeniami. Sam nie był pewien, czy palce Minho powoli sunące po
jego pokrytej białym puchem piersi mogły być tylko wytworem wyobraźni. Nie
sądził, by mógł po raptem dwóch dniach mieszkania w tym domu, tworzyć aż tak
okrutne scenariusze, które swym pokładem brutalności znacznie przekraczały
dopuszczalną normę. Zawsze mogło być gorzej, mówił sam do siebie, gwałtownie
pocierając kark, ale jednak stało się jak się stało. Tylko właściwie… co? Ile
razy przymykał powieki, widział wykrzywioną szalonym grymasem twarz mężczyzny.
Po plecach przebiegał mu zimny dreszcz, nie mający w sobie ani krzty
przyjemności, a dłonie zaciskały się w pięści. Sam sobie pluł w brodę, że aż
tak myśli o tej wizji, ale ta zbyt go męczyła, by mógł ją, ot tak, porzucić.
Jednakże, było jeszcze coś. Im
dłużej wpatrywał się w postać Choi siedzącego przy kuchennym stole i
przeglądającemu jakieś papiery, dochodził do wniosku, że sen czy nie sen,
zareagował jednak zupełnie nie tak, jak powinien. Wydawało mu się, że już
przekonał sam siebie, że takie jest jego życie. Miał wpojone zasady i
niejednokrotnie bardzo trudno było mu się im przeciwstawić, a jednak spojrzenie
wyśnionego czy realnego Minho, odrzucało go bardziej niż obleśne dłonie
starszych panów. Byli brutalni, ale żaden nie był tak blisko gwałtu nad nim, a
nawet zabójstwa. Powinien się bać? Powinien się bać czegoś, co być może wcale
się nie wydarzyło? Minho wtedy, gdy
czuwał przy łóżku, nie wyglądał jakby
kłamał, przypominał bardziej zatroskanego rodzica, który chciał pocieszyć
swojego syna, obudzonego po nocnym koszmarze. Jego dłonie były ciepłe, kojące,
ale Taemin nie mógł się pozbyć myśli, że chwilę wcześniej mogły zaciskać się na jego szyi, by całkowicie
pozbawić go powietrza.
Gdyby zareagował tak jak
powinien, co by się działo?
Prawdopodobnie Minho pocałowałby go, może ponownie przyszpilił do ściany, ale
nie tak brutalnie. Zszedłby ustami niżej, przygryzał szyję, ale to nie było
najważniejsze. Taemin był pewien, że to zakończyłoby się w sypialni, pomimo
gadania wiecznie-dobrego Minho. Ta jego niechęć do seksu sprawiłaby co
najwyżej, że Lee nie poczułby go całym sobą, a jedynie ustami. Potrafił sobie
wyobrazić, jak długie palce mężczyzny wplotłyby się w jego rude włosy, by
przyciągnąć jego głowę jeszcze bliżej swojego krocza. Pewna ukryta na co dzień
doza gwałtowności ujawniłaby się w szarpaniu nastolatkiem, by szybciej osiągnąć
spełnienie. Taemin to znał, w końcu robił takie rzeczy niejednokrotnie, a
właściwie pokusiłby się o stwierdzenie, że codziennie. Podobno był dobry, więc
jak długo tamten by wytrzymał, dopóki nie docisnąłby twarzy swojej zabawki
jeszcze bliżej, by osiągnąć spełnienie, niemal wbijając się penisem w jego
gardło?
Potrząsnął głową, zniesmaczony
swoimi własnymi myślami. Nic takiego się nie wydarzyło, nie było ani
obciągania, ani tej sceny w ogrodzie. To
wszystko było wymysłem jego zestresowanego umysłu. Prawda? Prawda.
Minho,
jakby poczuł, że jest obserwowany, uniósł głowę i spojrzał wprost na skulonego
na schodach Taemina. Czarne oczy wwierciły się w drobną postać. To one były
powodem tego wszystkiego. Dlaczego z całego mężczyzny najbardziej przerażały go
oczy, które przecież nie miały siły, przynajmniej tej fizycznej. Nie tak jak
dłonie, nie tak jak to ciało, usta. Miały być tylko organem służącym do
patrzenia, niczym więcej, nie zwierciadłem, głębokim jak otchłanie piekła, tak
samo niebezpiecznym. Czasami jego spojrzenie było dobre, ale czasami również
ukrywało jakieś szaleństwo. Dlaczego się
jednak nad tym zastanawiał? Czy nie dostrzegał nutki obłędu już tamtego wieczoru, gdy po raz
pierwszy został przez niego pocałowany, gdy po raz pierwszy odczuł na swoim
ciele jego siłę? Może teraz, gdy na niego patrzył, wydawał się być tylko
dobrotliwym młodym mężczyzną, doświadczonym przez los, zapracowanym, ale nadal mającym
czas dla swoich przyjaciół. Ideał o ciepłym sercu.
– Coś
się stało, Taeminie?
Pokręcił gwałtownie głową pod naporem tego spojrzenia, a
potem spuścił wzrok na swoje splecione na kolanach dłonie. Lekko drżały,
przypominając mu o zbyt wielu myślach kłębiących się w głowie.
Uniósł głowę akurat w tym momencie, by zobaczyć, że
mężczyzna wstaje od stołu i zmierza w jego kierunku. Spłoszył się, jednak
wiedział, że nie ma możliwości odwrócenia się i ucieknięcia, bo to by jeszcze
bardziej zaalarmowało Minho, że coś jest nie tak. Dlatego więc został, wielkimi
oczami obserwując mężczyznę, gdy
ostrożnie siadał na stopniu niżej. Zachowywał odpowiedni dystans, by zarówno on
sam, jak i młodzieniec mogli czuć się komfortowo
– Powiesz
mi teraz?
– Ja… –
zaczął, niepewny, czy mówić, czy zamilknąć. Zdecydował się na odpowiedź, jednak
daleką od jego aktualnego stanu psychicznego. – Zastanawiam się o co chodzi z
Leo. Nigdy go nie widziałem, a jednak on wiedział, że coś jest na rzeczy.
– Mam
nadzieję, że palnął pierwsze, co mu przyszło na myśl.
– Bo
tak wyglądam? –prychnął, nadal unikając bezpośredniego spojrzenia na tamtego.
– Nie
wiem, Taemine. Nie wydaje mi się, byś przypominał wyglądem męską prostytutkę.
Laura twierdzi, że Leo przechodzi młodzieńczy bunt.
– A ty jej wierzysz, Minho?
Choi w odpowiedzi zrobił tylko
krzywą minę. Nie wyglądał na kogoś, kto jest przekonany co do swoich własnych
słów, a fałszywych racji nie miał zamiaru bronić. Sam doskonale wiedział, że
Leo na pewno nie kierowały takie pobudki, jak to próbowała mu wytłumaczyć
kobieta, i chociaż nie potrafił wymyślić nic bardziej sensownego, postanowił na
dzień dzisiejszy dalej nie wgłębiać się temat. Wierzył, że sprawa sama się
rozwiąże, wcześniej albo później. Co prawda, wolałby żeby stało się to w
najbliższej przyszłości, bo oczekiwanie na odpowiedź, która miała przyjść z
niewiadomo której strony, była równie męcząca, co wieczna niewiedza. Skłamałby,
gdyby stwierdził, że się nie martwi. Martwił się, i to cholernie, zarówno o
Leo, który mógł wplątać się w nieodpowiednie towarzystwo, jak i o Taemina, którego te słowa dotyczyły. Nie wiedział co
ma z tym zrobić, więc po prostu na razie nie zdecydował się na nic.
– Wierzę czy nie, powinienem jej
ufać. A skoro ona twierdzi, że dowie się, o co chodzi, to tak będzie.
Taemin miał ochotę prychnąć na tą nieco naiwną pewność
mężczyzny. Jakby Leo miał jej cokolwiek powiedzieć. Każdy rodzic myśli, że jego
dziecko wyjawi mu swoje największe sekrety tylko z racji tego, że jest
rodzicem, jakby nie pamiętał swojego własnego nastawienia do takich spraw jeszcze
z czasów, gdy sam był młody. Teraz był już niemal pewny, że nie dowie się, co
spowodowało takie słowa chłopaka.
– Masz
jakieś plany na dzisiaj? – zapytał wobec tego, chcąc uniknąć dalszego tematu
syna Laury.
–
Właściwie, to muszę pokazać się w firmie – poinformował go, spoglądając na zegarek. – Za jakąś
godzinę, dokładnie. – Obrzucił go
zmartwionym wzrokiem, jakby bojąc się o jego istnienie przez ten czas, gdy jego
samego nie będzie w rezydencji.
– No
dobrze – odparł, nawet nie zwracając na odpowiedź większej uwagi. Myślami był
przy drzwiach do ogrodu, których co prawda nie widział, ale jasna łuna światła
padająca przez nie, widoczna była na podłodze salonu. Przypomniał sobie swoją
wędrówkę ku nim, a potem zapach dymu papierosowego, który owinął go zaraz po
ich otwarciu.
– Dasz
sobie radę?
– Co?
Radę? – powtórzył, zdziwiony zasłyszanymi słowami.
– No
tak. Czy dasz sobie radę sam?
–
Minho, przecież nie jestem dzieckiem – westchnął z politowaniem, spoglądając na
niego bardziej otwarcie. Musiał przyznać, że chociaż wcześniej uparcie wmawiał
mężczyźnie brak poczucia stylu, to wcale tak nie było. Wyglądał przystojnie w
popielatej koszuli i czarnych spodniach. Dostojnie, jeśli mógł tak to nazwać.
Poza tym, widząc takiego Minho na ulicy w czasach, gdy jeszcze nie miał się
gdzie podziać, wiedziałby, że jeśli będzie się dostatecznie ostrożnym, to można by zaopatrzyć się w obficie wypchany
portfel, przy łucie szczęścia. Oczywiście, prawdopodobieństwo, że udałoby się
okraść takiego Minho było niewielkie, ale czasami wystarczyło mieć świadomość
za kim chodzić, i kogo uważnie obserwować, aż okazja nadarzała się sama. Przekonał
się wielokrotnie, że odrobina dyskrecji i cierpliwości wystarcza, by wzbogacić się o
kilka won.
– Ale
mogę zadzwonić do Jonghyuna. Ma na pewno wolne, w końcu to Jonghyun.
– Nie!
– wykrzyknął nim zdołał się powstrzymać. Jakoś ten cały Jonghyun nie przekonał
go do siebie, poza tym tamten też raczej
za nim nie przepadał. Nie wyobrażał sobie, żeby spędzili razem kilka godzin i
nie zakończyło się to kłótnią. – T-to znaczy, wszystko będzie porządku. Nie musisz się martwić, nie
ucieknę, ani nie wyniosę ci nic z domu.
Minho wywrócił oczami na taką deklarację. Jakoś nie
podejrzewał Taemina o takie czyny, bo w końcu zabrał go z domu Parka, nie
miałby gdzie wrócić, a będąc tutaj, nie brakowało mu niczego, by musiał kraść.
– No
dobrze. To ja zaraz wychodzę, bo muszę jeszcze gdzieś skoczyć, a ty… Cóż, rób
co chcesz. Możesz zaprosić Kaia, jeśli… – urwał, widząc krzywy uśmiech na
ślicznej twarzy. Znów próbował być mu ojcem, chociaż kilkakrotnie pokazał, że
daleko mu do ciepłego tatusia? – To ja idę.
Taemin
odprowadzał go wzrokiem, gdy wychodził po schodach, kierując się do swojej
sypialni. Był świadomy tego spojrzenia, ale starał się je zignorować, bo miał
dziwne wrażenie, że wie o czym może w tej chwil nastolatek myśleć. Wcale nie o
Kaiu, Jonghyunie, następnych kilku godzinach, czy nawet o dziwnych i na swój
sposób przerażających słowach Leo.
Czuł, że powodem jest wczorajsze popołudnie, które miało być
tylko wytworem wyobraźni. Lee w takim razie musiał być bardzo inteligentny,
skoro zdał sobie sprawę, że to kłamstwo. A może to on nie grał dostatecznie
dobrze? Zdradził swoją drugą, niechcianą naturę, która często przytłaczała
nawet jego samego. I co miał teraz niby z tym zrobić?
Swoją
chwilę wolności zaczął od ponownej wizyty w pokoju Minhyuka. Był tak samo
posępny i wypełniony złudzeniem obecności dawnych radosnych dni, co gdy był tu
po raz pierwszy, ale pozwolił mu na dokładniejsze zbadanie sytuacji. Co prawda,
wcale mu to nie rozjaśniło w głowie, ale przekonał się, że Minho musiał być
bardzo przywiązany do chłopca. Właściwie, gdy zauważył jeszcze jedną fotografię,
przedstawiającą malucha, Choi oraz brązowowłosą kobietę, nabrał pewności, co do
więzi między całą trójką. Dłoń Minho spoczywała zbyt nisko na jej biodrze, by
mogła być tylko siostrą lub przyjaciółką, a dziecko było zbyt do niego podobne,
by nie byli ze sobą spokrewnieni.
Oczywiście, mógł się mylić, ale Minhyuk na pewno był jego synem, natomiast kobieta… Cóż, wolał się nie zastanawiać, co sprawiło,
że chociaż był w życiu Minho ktoś taki jak ona, to jednak teraz zdarzyło mu się
uprawiać seks ze swoją dwójką przyjaciół, ewidentnie mężczyzn, i na dodatek
posiadać osobistą dziwkę, również płci męskiej.
Pozostało
tylko pytanie, co stało się z tą dwójką? Nie wytrzymali i uciekli przed szaloną
i nieco bestialską wersją Minho, jaką od czasu do czasu im serwował?
A może chodziło o coś innego? Raczej w to wątpił, jednakże
wszystko było możliwe, czyż nie? Może kobieta dowiedziała się, że on woli
mężczyzn, a nawet kilku naraz? Albo, że nie odmawia sobie romansiku z przelotnym, znacznie młodszym dzieciakiem?
Nie wiedział i, właściwie, chyba nie chciał. Nie był gotowy, by poznać
wszystkie sekrety Choi Minho.
Pokój
Minhyuka nie przyniósł mu spokoju ducha, ale mimo to wybrał się w jeszcze jedną
podróż, która mogła okazać się jeszcze gorsza w skutkach niż dziecięcy pokój,
trochę przypominający ten z horroru. Z sercem wygrywającym w zawrotnej prędkości
wariackiego marsza, uchylił tylne drzwi, prowadzące do ogrodu. Nie było tam nic
szczególnego, zapewne z powodu pory roku, ot, kilka nagich krzaczków, drzewa w
oddali i… pokryta śniegiem fontanna. Z zaciśniętymi w pięści dłońmi skierował
się w jej stronę, a krew szumiała mu w uszach tak głośno, że nie słyszał nawet
własnych butów na skrzypiącym śniegu. Im bliżej był, tym jego kroki stawały się
wolniejsze i jakby cięższe. Stopy nie chciały czynić kolejnego kroku, bo mózg
bał się dowiedzieć, czy koszmar senny pozostawał wytworem wyobraźni czy okrutną
rzeczywistością.
Gdy dotarł na miejsce, widok tego, co tam zastał, powalił go
na kolana.
Ubity śnieg, przez kotłujące się
na nim ciała, kilka rowków zrobionych przez orające podłoże palce, by tylko wydostać się spod silnego uścisku
zabójczych dłoni. Ślady butów należących
do Minho, oraz te niewyraźne, zostawione przez bosego Taemina.
Miał już pewność.
Zemdliło go, gdy uświadomił sobie, że rzeczywiście poprzedniego
dnia wydarzyło się to, co miało być tylko koszmarem. Upadł na kolana, palcem
dotykając jednego z odcisków jego dłoni. Niewielka, niewątpliwie należąca do
niego. Gdy przyłożył tam rękę, a ona pasowała idealnie, po prostu pozwolił
sobie na łzy. Za czym płakał?
Zdaje się, że za własnym życiem, które miało się skończyć w
murach tej rezydencji.
Siedział w salonie, gdy zadzwonił
dzwonek do drzwi. Spojrzał w tamtą stronę nieco otępiały. Ostatnie dwie godziny spędził na bezcelowym wgapianiu
się w niewłączony telewizor, próbując otrząsnąć się z szoku jaki przeżył.
Chociaż wcześniej niemal zaakceptował fakt, że być może rzeczywiście coś się mogło wydarzyć, to teraz ponowne
pogodzenie się z sytuacją zajęło mu trochę czasu. Niełatwo było sobie
uświadomić, że był tak blisko śmierci. Teraz, gdy wyobrażał sobie postać tego
mężczyzny, myślał, że to może być prawda, że to wcale nie jest dobry człowiek,
że to tylko gra. Nie wiedział tylko jaki cel ta gra miałaby mieć. Zresztą, czy
to ważne?
Nie
przejmował się tym, kto może skrywać się za drzwiami, bo to po prostu nie było istotne.
Raczej nikt na niego z nożem by się nie rzucił, chociaż tego spodziewałby się
bardziej, niż Leo z lizakiem w ustach, rękach w kieszeniach oraz z plecakiem
przewieszonym przez ramię. I nawet gdyby nie chciał go wpuścić, ten po prostu
przepchnął się obok niego, potrącając tak mocno, że zaskoczony wpadł na ścianę.
Chłopak zupełnie się tym nie przejął, a bez zbędnych komentarzy wkroczył do
salonu, rzucił plecak na podłogę i rozłożył się na kanapie. Taemin zaszokowany
patrzył, jak wyciąga przed siebie nogi w ciężkich, wojskowych butach, a potem
kładzie na stoliku przed sobą.
– Czego tu chcesz? – zapytał
niemiło, stając niedaleko chłopaka, próbując wyglądać chociaż odrobinę groźnie.
Rozstawił szeroko nogi, a ręce zaplótł na piersi, ale właściwe, to nie sądził,
by to przyniosło zamierzony efekt. Nie, gdy jego był tak bardzo delikatny.
– To
już nie mogę cię odwiedzić, Taeminie? – odpowiedział pytaniem, posyłając mu
figlarny uśmiech, jednocześnie ukazując swojego smiley’a
– Nie
wydaje mi się, żebyśmy byli przyjaciółmi – prychnął ponuro.
– My
nie… Ale znam kogoś, kto może i nie jest twoim przyjacielem, ale robi z tobą
interes, o ile mogę to tak nazwać.
Nagle wszystko stało się zadziwiająco klarowne. Mógł się
domyślić wcześniej, przecież Leo w inny sposób nie miał możliwości dowiedzieć
się o jego prawdziwej tożsamości. Jak balonik wypompowany z powietrza opadł obok Leo na sofę i zmierzył
go zrezygnowanym wzrokiem spod półprzymkniętych powiek. Słyszał, że jest wiele
takich, którzy pomagają w przekrętach i innych akcjach, ale nigdy nie sądził,
że są to aż tak młode osoby. Ten chłopak był z jego wieku i już wkręcił się w
taki światek? To nie wróżyło dobrze jego
przyszłości, ale co on, Taemin, miał do powiedzenia w tej sprawie? Był tylko
dziwką i czymś na kształt narzędzia, a Leo mógł robić ze swoim losem, co
chciał. Nawet zostać młodym szpiclem w gangu.
– Chce mnie sprawdzić?
– Czyli
już wiesz o kim mówię? – przybliżył się nieco do niego, natomiast Taeminowi nie
pozostało nic innego, jak pozwolić niecierpliwym dłoniom na powolną wędrówkę
wzdłuż jego uda. Takie były zasady.
– Cho
Kyuhyun – odparł bez emocji. Znał tego człowieka, oj znał. Zbyt dobrze, jeśli
mógł tak stwierdzić. Ani trochę go nie cieszyły jego powiązania z Cho, ale co
miał niby zrobić? Nie miał wpływu na to, co się dzieje w jego życiu. Jedynymi
osobami, które mogły decydować o jego przetrwaniu i śmierci był Park i właśnie,
Cho Kyuhyun.
– Punkt
dla ciebie – wymruczał mu do ucha,
dłonią naciskając na wybrzuszenie w jego spodniach. – Jesteś tak cholernie
słodki, że aż szkoda, że nikt nie ma na ciebie pozwolenia.
Taemin
prychnął cicho pod nosem na to wyznanie, zastanawiając się, czy zakaz w
stosunku do jego osoby zalicza się do tylko seksu, czy uniemożliwia również wykorzystanie tego, w
czym podobno był najlepszy.
– W
sumie, to trochę zazdroszczę Minho, że będzie mógł rozdziewiczyć ten twój idealny tyłek – kontynuował. – Ale
nikt nie powiedział, że nie możesz mi obciągnąć.
– To
później – wymruczał mu do ucha Taemin, starając się grać na zwłokę. Nie
uśmiechało mu się robienie tego, czego chciał ten zepsuty dzieciak. Widocznie Laura
jednak nie umiała dobrze wychować swoich dzieci, skoro Leo trafił pod skrzydła
Parka jako… Jako kto? – Powiesz mi, jaka jest twoja rola w tym wszystkim?
– Och,
mam mącić. Sprawiać, żeby Minho był zirytowany, może nawet wkurwiony. Żeby tak
nosiły go nerwy, by musiał się na kimś wyżyć. Mój słodki Taeminnie, ciężką masz
misję.
– Co za
to dostaniesz? – kontynuował swój wywiad, ignorując ostatnią uwagę chłopaka.
Przecież wiedział, że mu się dostanie.
–
Ciebie, kotek – wyszeptał, całując go w szyję, zachwycony, że oto ma przed sobą
prawdziwą, doskonale wyuczoną dziwkę, która teraz reaguje tak, jak on chciał. Z
gardła Taemina wydostawały się seksowne jęki, gdy dłonią ugniatał jego penisa,
jednocześnie zębami skubiąc delikatną skórę na obojczykach.
– Ach
tak… Ale obydwoje dobrze wiemy, że raczej tego nie przeżyję, Leo.
Nastolatek oderwał
się od niego i spojrzał na swoją chwilową zabawkę zmrużonymi oczami. Nie
wydawał się być przejęty słowami, które usłyszał. Może Taemin nie był
pierwszym, który został wysłany na samobójczą „misję”.
–
Pewnie tak. Ale mnie to nie obchodzi. Oprócz ciebie Park trzyma jeszcze kilka
cudownych perełek. Nie jesteś jedynym. – Przesunął dłonią po jego policzku w
parodii pieszczoty. – Wiesz co masz teraz zrobić, prawda?
Pozostało mu zsunąć się na podłogę przed podnieconym
chłopakiem, bo co niby innego miał zrobić? Rozsunął rozporek od jego spodni i
pokazał, że Lee Taemin rzeczywiście jest doskonały w tym, do czego został
wyszkolony.
Był osobą, która prawie dwa lata
spędziła w czymś na kształt niewoli u Parka. Uczony na zwykłą szmatę, która ma
rozpalić swojego kochanka samym dotykiem. Nigdy nie wykorzystany, pozostawał
czysty. Nie cieszyło go to. Wolałby być pieprzony gdzieś po kątach, obmacywany
przez stare dłonie, bez sprzeciwu wkładałby do ust obwisłe penisy, które nie
były już w stanie osiągnąć pełnego wzwodu, mógłby całować kogoś, kto pasowałby
na jego dziadka, tylko… żeby uniknąć tego losu, jaki mu został przeznaczony.
Został niemal wyhodowany jako wyrafinowana forma zemsty. Nie wiedział nic, a
jedynie, że „ten sukinsyn Choi Minho pożałuje tego, co zrobił”. Prawdopodobnie,
nie tylko on miał pożałować. Minho był szalony, Minho był brutalny, a Lee
Taemin zbyt delikatny, by móc się mu sprzeciwić.
Czy więc nie było jasne, że to jest jego koniec? Ich koniec?
Leo
minął się z Minho niedaleko wejścia do domu. Obrzucił go tylko pogardliwym
spojrzeniem i bez słowa skierował się w stronę wyjścia od posesji, poprawiając,
teraz już lżejszy plecak na swoim ramieniu. Kyuhyun wyposażył go na tą wizytę,
a on za całkiem wysoką opłatę bez sprzeciwu zostawił dalsze polecenia
Taeminowi. Na dodatek Cho wręczył mu kilka zabawek, jakby w szyderstwie
podarowane małemu Lee. Może miał pobawić się ze swoim właścicielem, a może
tylko go podniecić, sam Leo nie był pewien, za to coś czuł, że gdyby jutro
spotkał tą małą dziwkę, to na pewno nie wyglądałaby tak ładnie jak tego dnia,
za to przyozdobiona byłaby o jeden, dwa, czy kilka sinych śladów na swoim
ciele. Może nawet prezentowałby się ciekawiej niż taka nieskazitelna istotka o
bladej twarzy, rudej kitce, w obcisłych spodniach oraz błękitnej koszulce?
Choi
nie zatrzymywał dzieciaka, zbyt zajęty własnymi myślami. Wizyta w firmie nie
przebiegła tak, jak się spodziewał, ponieważ, na jego nieszczęście, spotkał tam
swojego ojca. To nie tak, że nie miał z nim dobrych relacji, czy może wręcz
nienawidził. Właściwie, to zależało mu na nim, bo w końcu był jego ojcem, a na
dodatek pomógł mu dojść do siebie cztery lata temu, opłacając szpital, terapię,
ale… czasami wymagał od niego rzeczy, których nie powinien robić. Wysłał go do
pieprzonego klubu, w którym musiał patrzeć na poniżanie dzieci, chociaż
doskonale wiedział, że przypomina mu to o Minhyuku. Może miał się w ten sposób
otrząsnąć, ale sam jakoś nie uważał tej metody za skuteczną, skoro już wiele
razy wybuchał niepotrzebną agresją, przez którą był niebezpieczny dla samego
siebie oraz swojego otoczenia. Kibum i Jonghyun wielokrotnie pomagali mu w uspokajaniu buzujących emocji,
i właściwie, to w taki sposób wylądowali po raz pierwszy w trójkę w jednym
łóżku. Wiedział, że jest szalony i brutalny, a ponieważ ich była dwójka, byli w
stanie okiełznać to coś, co żyło w
nim od czasu tragedii. Był im wdzięczny, tak jak wdzięczny był swojemu ojcu,
ale bywały momenty, gdy miał ochotę rzucić ten świat w cholerę i zrobić to, co
powinien zrobić wtedy, gdy był na to czas. Dlaczego miał teraz żyć z tymi
wspomnieniami, skoro śmierć była tak blisko?
Taemin
stał przy drzwiach, gdy w końcu wszedł do domu. Minę miał niepewną, jakby
przeczuwał, że nastrój jego właściciela jest mocno zachwiany, chociaż niewątpliwie
wpłynęła na niego również wizyta Leo, która zakończyła się w taki, a nie inny
sposób. Mimo to spróbował się do niego uśmiechnąć, ale w myślach też
zastanawiał się, czy warto informować mężczyznę, że wie co naprawdę wydarzyło
się poprzedniego dnia.
– Co tu
robił Leo?
–
Chciał… przeprosić.
Zdumiony Minho spojrzał na niego kątem oka. Nie spodziewał
się czegoś takiego po chłopaku, zwłaszcza, że w chwili gdy go mijał nie
wyglądał na szczególnie skorego do przyznawania się do błędu. Co prawda, znał
go już dłuższy czas, ale przez cały czas go zaskakiwał, więc właściwie, czemu
miałby nie rozumieć swojego błędu? Pomyślał, gdzieś na skraju logiki i ducha
zalewanego zdenerwowaniem.
–Acha –
powiedział tylko, ponieważ ledwo powstrzymywane poirytowanie kłębiło się na
skraju umysłu, i już miał go wyminąć, gdy drobna i nieco chłodnawa dłoń Taemina
zacisnęła się na jego nadgarstku. Wpatrywał się w nią przez chwile, bojąc
unieść wzrok, nie teraz, gdy w jego ciele buzowała zła siła, gdy jeden zły ruch
tego dzieciaka mógł skończyć się źle, gdy mógłby znów powtórzyć to, co
wydarzyło się przy fontannie, ale bez nagłego opamiętania się.
–
Minho… Minho, czemu mnie okłamałeś?
– O
czym mówisz? – zapytał, na wpół spokojnie, na wpół nerwowo.
– Ze to
w ogrodzie, że wcale… – urwał nagle, po
czym z nieznanych Minho powodów zsunął się na podłogę i złapał go za nogawkę.
– Co ty
wyprawiasz? – warknął.
–
Przepraszam, proszę pana.
– Co-o?
– wyjąkał, pod półprzymkniętymi powiekami widząc obraz nastolatka
rozciągniętego na podłodze w kałuży krwi, płaczącego, ale jednocześnie
proszącego o jeszcze. Niemal czuł tą wizję, więc wyszarpnął się z uścisku
chłopaka i cofnął, byle tylko nie zacisnąć dłoni na jego szyi i ponownie nie
poczuć, jak palcami kurczowo zaciskającymi się na delikatnej skórze czuć
pulsującą tętnicę i oddech zamierający gdzieś w tchawicy.
– Ja
wtedy… ja… – Taemin sam nie wiedział co ma robić, co właściwe w tej się działo.
Sam siebie skazywał na cierpienie. To było niedorzeczne, tak bardzo bolesne, że
gdy spuścił głowę, po policzku spłynęła mu łza. Jedna jedyna, jaką teraz mógł
wylać. O jedna za dużo, ale też jedna z wielu, które miały jeszcze wylać.
– Nie powinienem się odsuwać – wyszeptał
bardzo cicho, niemal niedosłyszalnie.
To twoje zadanie,
Taemin, pamiętaj, to twoje zadanie. Tak ma być, tak musi być…
– Opanuj się, Taemin –
warknął. Odwrócił się na pięcie, chcąc być już jak najdalej od tego dziwnego
zjawiska, od chłopaka, który sam się prosił o złe traktowanie, ale ten ponownie
się go uczepił, po czym zwinnie wstał i bez wahania wpił w jego wargi.
Zaskoczył go, przez chwilę jedynie stał, widok zalewała mu czerń i czerwień,
kontury przestały być wyraźne.
A potem nie potrafił się już
kontrolować. Wyprowadzony z równowagi przez ojca, przez Leo oraz samego
Taemina, nie myślał nad tym, czy powinien, a może nie, po prostu robił co
chciał, jak mu to pasowało, jak pragnął. A pragnął teraz, by rudy jęczał pod
jego ciałem, jęczał z przyjemności, ale też bólu, by wykrzywiał twarz w
ekstazie, tracił oddech, wykrzykiwał jego imię, a przede wszystkim błagał.
Chciał jego żałosnych błagań, gdy sam nie będzie się potrafił zdecydować, czy
chce więcej, czy już tego nie zniesie, że nie wytrzyma bólu, który mógłby
pozwolić mu osiągnąć spełnienie.
Docisnął go do ściany, tak mocno, że niemal czuł na własnym
brzuchu wystające żebra nastolatka i zaczął zachłannie go całować. Taemin
odpowiadał równie żarliwie, może rzeczywiście był najlepszy, jedyny w swoim
rodzaju; nie przestawał, nawet gdy Minho nacisnął na jego wargi zębami,
przebijając delikatną skórę. Teraz pocałunki miały smak krwi, smak, który Minho
uwielbiał, który go podniecał, który sił powinien dodawać tylko sadyście.
– Zrób
to, co chciałeś zrobić, Minho. Przecież jestem tu dla ciebie – wyszeptał mu do
ucha rudy, może seksownie, może głosem
załamującym się ze strachu, a potem
położył jego dłonie na swojej szyi. Chociaż się bał, bez oznak wahania nacisnął
na nie, samemu sobie odcinając dopływ powietrza. Było to nieracjonalne
posunięcie z jego strony, ale zyskał dzięki temu jego całkowitą uwagę. Czarne
oczy wypełnione złością skupiły się na nim, a on zadrżał, bo nie umiał
pohamować swoich własnych odczuć i emocji. Chociaż miał być zabawką, to nie
potrafił powoli umierać.
– Jestem twoją dziwką –
wymamrotał jeszcze, gdy jeszcze miał choć odrobinę siły i powietrza, by to
zrobić. – Jestem twój. Tylko twój.
Na te
słowa nie potrafił się już kontrolować. Zacisnął jedną dłoń na tchawicy, wiążąc
oddech, a drugą zsunął na jego krocze i z siłą ścisnął penisa, wyrywając z
zaciśniętego gardła niemy jęk. Taemin już nie był w stanie oddychać, ale nie
szarpał się, nie próbował wyrwać, a bezwładnie zwisał ze ściany, gdy płonące
ciało przyciskało go do niej, naprężając mięśnie. W żyłach Choi pompowana była
nie krew, a płynna wściekłość, wylewająca się przez dwie ziejące ciemnością
jamy, jakimi były oczy. Ta czerń była ostatnim, co chłopak zobaczył, zanim nie
spadł na podłogę, nie przytrzymywany już przez mężczyznę, teraz stojącego nad
nim i gorączkowo odpinającego własną koszulę.
Gdy był
młodszy, jego brat czasami zakładał koszulę, gdy wychodził wieczorem,
przypomniał sobie Taemin. Mówił, że idzie do pracy, i może rzeczywiście to
robił, ponieważ gdy wracał, zawsze miał jakieś pieniądze. Młody Tae nie
rozumiał w jaki sposób brat je zarabiał, a nieco starszy już nie pamiętał o
tych momentach. Teraz, ten Taemin leżący na podłodze i patrzący jak guziki od
wytwornej koszuli upadają obok niego na polerowane drewno, na nowo
rozpamiętywał przeszłość. Może on też zarabiał własnym ciałem, może był
chłopaczkiem do towarzystwa? Tego nie wiedział. A potem już nie miał czasu o
tym myśleć, bo został chwycony za długie włosy i podniesiony do góry. Zabolało,
wyrywając z jego gardła przeciągły syk, a potem już tylko urwany krzyk, gdy
Minho uderzył go na odlew dłonią, warcząc „zamknij się, suko”. Dlatego już
powstrzymywał jęki bólu, gdy kosmyki jego rudych włosów zostały owinięte wokół
pięści Choi i w niej zamknięte oraz gdy potem pociągnął za nie mocno, by mieć
większy dostęp do szyi, do której się przyssał, a po chwili wgryzł.
Chyba chciał umrzeć,
bo to przecież ledwie początek.
Czuł jak po szyi leniwie spływa mu krew, brudząc na czerwono
jasną koszulkę. Zamglonymi łzami oczami patrzył na mężczyznę, gdy powoli
oblizywał wargi z krwi, nie spuszczając z niego własnego spojrzenia.
Utrzymywali kontakt wzrokowy, gdy Lee
opadał na kolana, by przybliżyć się do jego krocz. Miał nadzieję, że odrobinę
go to uspokoi, bo on sam chyba potrzebował tej chwili. Zdawał sobie sprawę, że
nie powinien zwlekać, ale świadomość, że ma prowokować Choi do agresji, a
robienie tego, okazało się być zupełnie innymi rzeczami, z którymi nie potrafił
sobie poradzić nawet jego własny, oszukany umysł.
Uratował
go, a może odłożył tylko w czasie, to co miało nastąpić, dzwonek do drzwi. Nieco otępiały Minho, którego oczy pałały
dziwnym blaskiem spojrzał na nie i nagle oprzytomniał, gdy usłyszał
zniekształcony warstwą drewna głos jakiegoś mężczyzny. Natychmiast odsunął się
od rudego, ale nadal trzymał jego włosy w kurczowym uścisku. Po dość długim i
wypełnionym milczeniem mężczyzny oraz
ciężkimi, chociaż nieco przytłumionymi oddechami Taemina, czasie, Minho
przyciągnął do siebie Taemina, wyrywając mu sporą garść włosów z głowy, i
wysyczał mu wprost do ucha, ciągnąc za kosmyki.
–
Ubierz się jak na dziwkę przystało i tak też zachowuj. Mój ojciec się
zapowiedział, chce poznać moją zabawkę. Może nawet dogłębnie, a ja mu nie
zabronię, rozumiesz?
Gorzko się uśmiechnął na te słowa, jednocześnie lekko drżąc.
A czego innego się spodziewał?
Doprowadził do takiej dziwnej, zupełnie nielogicznej i niemieszczącej się w
głowach sytuacji, a teraz ma być główną atrakcją spotkania ojca z synem.
Kyuhyun na pewno miał z niego niezłą zabawę, gdy siedząc w tej swojej rezydencji i posuwając
jednego z młodych służących, myślał o wszystkich tych bólach, których
nastolatek doświadczy za jego pośrednictwem.
–
Dobrze, Minho.
– Wiesz
jak masz się zachowywać?
– Wiem,
Minho.
– To
spieprzaj. Za dziesięć minut widzę cię w salonie, jasne?
– Tak…
proszę pana.
Minho
złapał go na schodach. Wyglądał na już względnie opanowanego, a poczucie winy
wylewało się z jego oczu wiadrami. Złapał chłopaka dyskretnie za rękę i splótł
ich palce, by pociągnąć go na piętro, odprowadzany wzrokiem starszego,
ciemnowłosego mężczyzny w drogim garniturze. Siedział wygodnie rozpostarty na
sofie i spoglądał na nich, popijając
wino. Co prawda, Taemin nie widział jego twarzy, ale podejrzewał, że w niczym
się nie różnił od tych wszystkich starych fiutów, które obciągał.
– Nie
rób tak nigdy więcej, Taemin. Proszę cię. Przecież wiesz, że często reaguję nie
tak jak powinienem. – Uniósł dłoń i lekko dotknął sinego śladu na bladym
policzku. Sam go zrobił, jednocześnie mieszając chłopca z błotem. Nienawidził się
za te reakcje, za swoje własne myśli i chore pragnienia. Był złym człowiekiem,
a przecież coś sobie obiecał. Chciał stanąć na nogi i przestać żyć
przeszłością, a potem dać dom pewnemu chłopcu, który na to zasługiwał. Hyo
przypominał mu jego kochanego Minhyuka,
i to właśnie z myślą o maluchu, pragnął żyć dobrze. Ale nie potrafił. Po prostu
nie potrafił. Natomiast teraz pojawił się w jego życiu Taemin o anielskim
spojrzeniu. Dlaczego tak łatwo przychodziło mu robienie mu krzywdy?
–
Przepraszam cię, Taemin. Więcej tak nie zrobię.
–
Przecież możesz. – Wzruszył ramionami, odwracając wzrok. Miał ochotę się z
niego śmiać, z jego pewności, że potrafi powstrzymać te reakcje.
– Ty w
ogóle nie masz do siebie szacunku – wymamrotał zszokowany. – I co, podobało ci
się, jak cię dusiłem, jak cię biłem, dzisiaj, wczoraj?
– A
może tak? – prychnął nieco podle, a potem z krzywym uśmiechem na ustach
przysunął się do mężczyzny i otarł o jego penisa, jednocześnie wplatając palce
w czarne włosy. Gdy był tak blisko, że
Minho nie mógł zauważyć wyrazu jego twarzy, przygryzł wargę i zamrugał kilka
razy, by odgonić w oczach łzy. – Może chciałbym żebyś mnie pieprzył mocno i
ostro, żebyś dominował jak prawdziwy samiec…?
–
Przestań, Taemin! – krzyknął, złapał jego nadgarstki i odsunął z daleka od
swojego ciała. – Kolejny raz nie doprowadzisz mnie do tego stanu!
– Kogo
ty oszukujesz, Minho? – prychnął i wyrwał się z jego uścisku. – Wyprowadza cię z
równowagi niemal wszystko i chcesz mi wmówić, że więcej tak się nie stanie?
Usiadł na stojącym nieopodal
fotelu, odchylił do tyłu głowę i przymknął powieki. Zmęczył się dzisiejszym
dniem, nieustanną walką z własnymi zasadami, zadaniem wyznaczonym przez Cho,
nawet prowokowanie Minho było ciężką walką, nie tylko ze sobą, ale i oporami
mężczyzny przed wyjawieniem prawdziwej natury. Bo może i miał w sobie tą całą
brutalność oraz sadyzm, ale uciążliwie z tym walczył. Co prawda, często
przegrywał, ale były to już skrajne momenty, Taemin o tym wiedział. Na swój
sposób podziwiał siłę tego mężczyzny.
Ach, a kiedy pojawił się po raz pierwszy w tym domu, wydawał
się być taki niczego nieświadomy. Oczywiście, nie wiedział nic, oprócz tego, że
to wyrafinowana forma zemsty. Nie wiedział jednak na kim, dlaczego, w jaki
sposób. Teraz już podejrzewał w jaki sposób, wiedział na kim, ale nie miał
pojęcia co sprawiło, że tak bogaci ludzie, takie „grube ryby”, polują na
jednego, szalonego faceta, jakim jest Mnho. Co zrobił w przeszłości, że naraził
się tutejszemu gangowi?
–
Taemin…
Chłopak zakrył usta dłonią i
zatrząsł się od bezdźwięcznego szlochu. Miał nadzieję, że z perspektywy
mężczyzny wygląda to raczej na śmiech niż płacz. Chciał ograniczyć sobie
łzawych scen z Minho, gdy ten będzie udawał dobrego wujka, by zaraz potem go
uderzyć.
Tak
ostatecznie, relacja jaka go z nim łączyła była dla niego trudna, niesamowicie
skomplikowana i raczej niewiele z niej rozumiał. Z jednej strony, wiedział, że
ma mu służyć i już zaakceptował fakt, że właśnie tak wygląda jego życie.
Naprawdę, zamierzał to robić. Chciał to robić, bo, na miłość boską, musiał. A
może nie tylko dlatego…? Nie wyobrażał sobie innego życia, że nie byłby
podporządkowany komuś silniejszemu. Robił to przez cały czas. Na początku byli
to rodzice, potem brat, przez ludzi kierujących dzielnicowym gangiem oraz
starszych facetów, którym służył. Park był typowym Panem, ciągle mu rozkazywał,
a w swej zepsutej duszy Taemin się cieszył. Miał swoje miejsce w szeregu bez
potrzeby osobistego poszukiwania i tam pozostawał, bo w pewien sposób… było mu dobrze. Może nie
każdemu podobałby się jego styl życia, ale wychowany był na dziwkę i tą dziwką
pozostał. Proste.
Jednakże, z drugiej strony, pewne dziwne uczucia blokowały jego
ukłony, słowa „proszę pana”, korzenie się. I to nie chodziło tylko o zasady,
jakie wyznaczył mu Minho, a o coś innego. Może o resztki człowieczeństwa i
szacunku do samego siebie? Nie był pewien. W życiu blokowało go wiele różnych
czynników, jak wtedy, gdy przez zakaz Choi, nie mógł zwrócić się do niego, tak
jak go nauczono. Na usta cisnęło mu się „proszę pana”, czasami samo „panie”,
ale rzadko używał teraz tego sformułowania. Przez cały czas ze wszystkich stron
ciągnęły go niewidzialne ręce osób, podszeptujących mu następne działania,
próbujące przeciągnąć go na swoją stronę, jedną gorszą od drugiej.
To wszystko było dla niego za trudne, gubił się już teraz,
chociaż mieszkał to od dwóch dni. Co będzie potem? Jak długo będzie trwać
„potem”?
–
Taemin?
– Tak,
Minho? – Zwrócił na niego swą uwagę, otwierając oczy. Mężczyzna stał obok
fotela i wpatrywał się w niego z niepewnością.
–
Naprawdę cię przepraszam. Zdaję sobie sprawę, że nie potrafię się kontrolować.
– Odwrócił wzrok, byle nie zobaczyć tego oskarżycielskiego spojrzenia. – Nie umiem, rozumiesz? Próbuje, ale nie
potrafię…
Taemin lekko się uśmiechnął. Taki Choi był naprawdę
rozczulający i wcale nie przypominał potwora.
–
Możesz mi coś powiedzieć, Minho?
–
Oczywiście.
– Co
się stało z twoim synem?
Oczy Minho znacznie się rozszerzyły, a dłonie zwinęły w
pięści.
– Skąd
wiesz, że mam syna?
– Uhm… –
zaczął nieśmiało. Nie był pewien, jak zareaguje na jego wyznanie. – Właściwie,
to zakradłem się do pokoju Minhyuka. Gniewasz się?
Mężczyzna wziął głęboki oddech, jakby próbował samego siebie
przekonać, że nie może dać ponieść się emocjom, że to jest złe. Taemin miał
prawo wiedzieć, prawda? Mieszkał z nim, prawdopodobnie będzie to robił przez
dłuższy czas.
– Nie,
spokojnie. – Spróbował się nawet nieco uśmiechnąć, ale wyszedł mu jedynie
gorzki grymas. – Mój syn nie żyje.
Chociaż w głębi duszy podejrzewał taki scenariusz,
usłyszenie tego z jego ust okazało się być naprawdę szokujące. To wyjaśniało,
dlaczego był tak przywiązany do pustego pokoju, a nawet nieco usprawiedliwiało
jego gwałtowne i brutalne zachowanie.
Dla rodzica największą tragedią w życiu jest ewidentnie utrata dziecka, a Minho
musiał się tym zmierzyć w pojedynkę.
–
Przykro mi, Minho – wyszeptał, lekko dotykając jego dłoni. – A czy mogę zapytać
o coś jeszcze?
– Chyba
nawet wiem o co – mruknął pod nosem ponuro, ale pokiwał głową na znak zgody.
– Czy
twoja żona również nie żyje?
– Owszem,
Taeminie. Zmarła w tym samym czasie co Min.
Pokiwał głową i spojrzał na swoje dłonie. Lekko drżały, chociaż
właściwie nie miał powodu do smutku. Nie znał ani chłopca, ani tajemniczej
kobiety w życiu Choi, dlaczego więc się tak tym przejął? Zupełnie tego nie
rozumiał i na razie… chyba nie chciał wiedzieć.
– Chodź
już, Taeminie. Mój ojciec czeka. – Choi złapał go za rękę i pomógł wstać,
udając, że nie widzi rumieńców na twarzy nastolatka i uciekającego przed nim
wzroku. – I przepraszam cię, ale będę musiał być… taki jak wcześniej.
– Rozumiem,
Minho. Czy może - proszę pana? –
Obydwoje prychnęli w tym samym momencie. Ta cała sytuacja to była jedna wielka
paranoja.
– Tak
będzie dobrze – przytaknął. – Słuchaj się
mnie i… bądź dziwką.
– To
nie będzie trudne – stwierdził tylko i dał się wyciągnąć z pomieszczenia, przez
cały czas dłoń mając zamkniętą w tej dużo większej, należącej do jego
właściciela.
~*~*~
Wracam po dość długiej
nieobecności, za co naprawdę przepraszam, ale też nie obiecuję, że nowy rozdział,
czy to Właściciela czy ostatnia część My Hero pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszam.
Rozdział nieco…
skomplikowany, niewątpliwie pojawiło się tu wiele rzeczy, które mocno Was zaskoczyły
i popłatały całą akcję. Leo, Minho, Kyuhyun, nawet Minhyuk. Czekam na Wasze
reakcje ♥
Poza tym, wyczekiwany
przez Seiki, dlatego bardzo dziękuję
mu za motywację i ciągle upominanie się brutalnego Minho. Czy taki cię
satysfakcjonuje? XD
Zapraszam do komentowania i serdecznie pozdrawiam ♥
Wiedz, że jak seiki tego rozdziału nie skomentuje to zagrożę mu, że się na niego fochnę.
OdpowiedzUsuń...
Ale to tak tylko żebyś wiedziała xD
Przejdźmy jednak do samego rozdziału...
Nie pamiętam czy komentowałam poprzednie party "Właściciela" ale...
Podoba mi sie tak bardzo. Brutalny Minho - KOCHAM! Jeszcze to jego "rozdwojenie jaźni"...
Ty wiesz jaki ze mnie sherlock ^ ^ I mówiłam ci o moich podejrzeniach co do Leo i tego, że jest w JAKIMŚ gangu... A tu się okazuje że nie JAKIŚ a gang samego CHO KYUHYUNA! OGEZZ OGEZZ! MAKBJMCHSGNDHSHJDN! *CZY. TY WIDZISZ. TE. FEELSY?* KOOOCHAM "EVIL" KYUHYUNA (to takie moje zboczenie >,<) A ON TU BOSSEM MAFII?!
OEZU CZEKAM AŻ ON SIĘ SPOTKA Z MINHO! wtedy to już wgl będzie ręka, głowa, mózg na ścianie i pływanie w galaretce z tęczowych feelsów...
Wiedziałam, że to co sie stało przy fontannie to prawda, a nie żaden sobie koszmar. Tak samo jak wiedziałam, że Minhyuk (OGEZ IMIĘ KOLEJNEGO BIASA, RLY? CHCESZ MNIE ZABIĆ?! Ja wiem.... to zemsta za to, że nie świętowałyśmy urodzin Jonghyuna jak należy...)
Leło, ty niedobry człowieku. Jesteś okropny. - Jego nie lubię. Jego możesz zabić ^.^
Ale tak czy siak. Taemin podjudził Minho do tego napadu i w sumie ja mam już swoją koncepcję na to rozdwojenie jaźni Minho, ale ci nie powiem xD
Co jeszcze?
Mam ci pisać, że po raz kolejny zachwyciłaś mnie stylem? Że znowu zabiłaś mnie opisami? Mam cytować moje ulubione fragmenty? - WIEDZ, że tego nie zrobię, bo byłoby tego ZA dużo, a poza tym mam dzisiaj dzień lenia.
pod względem napisania, a nie fabuły to cudnie - czyli jak zwykle, my lady <3
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ^.^
~ Podjarana, Dara, która umrzyła od feelsów.
Ojej, Dara, kochanie moje ♥ Dzisiaj pierwsza :)
UsuńOwszem, skomentowałaś trzeci rozdział. Na pamięć bierze się tabletki, wiesz o ty? XDDD Takie dość duże, niebieskie na przykład. Jak chcesz to ci pożyczę, mój tata ma :')
No dobra, nieważne.
Nie planowałam gangu Kyuhyuna, ale sama widzisz, ktoś mi pospamował Super Junior, potem zabawił się w detektywa i wyszło jak wyszło XD Ale chyba jest dobrze ...?
Już pisałam, koniecznie musisz mi zdradzić jakie są właściwie twoje podejrzenia. Przeanalizowałam to sobie trochę w głowie i sprzydałoby się wiedzieć, czy nie muszę zmienić fabuły, bo albo jestem zbyt przewidywalna, albo ty zbyt dociekliwa XD
Urodziny Jonghyuna możemy obchodzić ciągle, za to imię Minhyuk pojawiło się bez mojej wiedzy, że jakikolwiek Minhyuk istnieje >.< Wybacz <3
Ej, bo bym ci mogła odpisywać i odpisywać, to może ograniczę XD Zawsze mogę zrobić ci nalot na tt albo gg XD
Dziękuję za komentarz, za feelsy, kocham ♥
Jestem!
OdpowiedzUsuńOKEJ. NIE LUBIĘ CIĘ. PO PROSTU NIE.
Ja się teraz zalewam trochę łzami.
Ale okej, emocje na wodzy.
Dochodzę do wniosku, że Minho naprawdę jest psychopatą, i w tym kierunku nie widzę już żadnej nadziei. Moim zdaniem to może kończyć się tylko źle. Nie wiem już nic, niewyobrażalnie namotałaś mi w głowie tym rozdziałem. No dobra, wiem tylko to, że Minho ma jakieś straszne wspomnienia i stąd wywodzi się ta trauma czy też zboczenie... ciężko mi to określić, jestem skromnym humanem.
Ale po kolei.
Ogromnie się zaangażowałam w czytanie tych przeżyć Taemina; to jaki jest zagubiony, niepewny, jego strach niemal łamie mi serce (stąd te łzy ��). Naprawdę, miałam gulę w gardle, to wahanie, ten lęk, wiesz co, ja się nie bawię z twoimi opisami, bo mnie wykańczają. Dalej, to jego poszukiwanie prawdy, pobyt w pokoju Minhyuka, i dalej szok w ogrodzie... Sama wizyta Leo też zrobiła na mnie wrażenie, bo nie sądziłam, że może on mieć powiązania z mafią w takim wieku. W ogóle, ta świadomość misji Taemina, to, jak później samobójczo niemal rzuca się na Minho... serio, nie daję rady. Sam Minho... z rozdziału na rozdział jestem coraz bardziej zaintrygowana tym wszystkim. Zło, które w nim siedzi, którego nie umie się pozbyć, a które jednocześnie przejmuje nad nim kontrolę, by chwilę później nadeszła myśl otrzeźwienia... Oj nie wiem.
Brutalny jest ten rozdział. Łamiesz mi serce, ale oczywiście wszystko idealnie tu pasuje do całej koncepcji tego opowiadania. Desperacja, z jaką działa Taemin... udało ci się idealnie ją oddać.
Wpadło mi kilka wyrażeń w oko - "Czasami jego spojrzenie było dobre, ale czasami również ukrywało jakieś szaleństwo. Dlaczego się jednak nad tym zastanawiał? Czy nie dostrzegał nutki obłędu już tamtego wieczoru, gdy po raz pierwszy został przez niego pocałowany, gdy po raz pierwszy odczuł na swoim ciele jego siłę?"; " Z zaciśniętymi w pięści dłońmi skierował się w jej stronę, a krew szumiała mu w uszach tak głośno, że nie słyszał nawet własnych butów na skrzypiącym śniegu. Im bliżej był, tym jego kroki stawały się wolniejsze i jakby cięższe. Stopy nie chciały czynić kolejnego kroku, bo mózg bał się dowiedzieć, czy koszmar senny pozostawał wytworem wyobraźni czy okrutną rzeczywistością."; "W żyłach Choi pompowana była nie krew, a płynna wściekłość, wylewająca się przez dwie ziejące ciemnością jamy, jakimi były oczy."
Nie traktuj mojego wybuchu na tt jako niezadowolenia - rozdział bardzo mi się podoba, rozumiem koncepcję, styl na wysokim poziomie, po prostu bardzo się w to zaangażowałam. Genialnie, coraz bardziej jestem ciekawa, co jeszcze wymyślisz. Mimo wszystko fajnie jest przeczytać 2mina innego niż te uroczo-słodkie czy nawet mocniejsze, ale dalej utrzymane w łagodnych realiach.
Aguu, podoba mi się, czekam na więcej! Weny! ❤
Ojeju jej ♥ Tyle emocji po jednym rozdziale, no jak? XD
UsuńWiem, że mnóstwo pogmatwałam i logicznie to wygląda tylko w mojej głowie, gdzie znam całą... no, przynajmniej większość fabuły, ale mam nadzieję, że coś się tam kupy trzyma XD
Misja Taemina... misją stała się przedwczoraj, a kiedyś tam kiedyś, przy pierwszym rozdziale rozważałam, czy nie zrobić z niego policjanta-szpiega. Ciężki proces twórczy XDD Rzeczywiście, samobójcza, co do tego nie ma wątpliwości. Za to mam wątpliwości jak się skończy, help me >.<
Wracam do Taemina. Pochlipywałam sobie nad nim, bo to miał być dobry dzieciak, który będzie mieć przed sobą przyszłość, ale mi się nie udało. Jestem złą osobą, że taki los mu serwuję ;-;
Nie chcę ci łamać serca, jeszcze nikt nie powiedział, że zrobi się z tego tragedia!... No dobra, nie wierzę w własne słowa XD
Dziękuję bardzo za komentarz, unni, obiecuję, ż e skomentuję też u ciebie ♥
Nie ogarniam ani trochę o co chodzi Leo i na jaką cholerę jest tam wmieszany Kyuhyun, ale nie wnikam. Poczekam, aż sprawa się trochę wyjaśni.
OdpowiedzUsuńAh, Minho lubiący krew i duszenie - podoba mi się i to bardzo. W ogóle Minho w każdej postaci (nie licząc robienia z niego kompletnego idioty, albo nadopiekuńczego skurwiela) jest idealny.
Taemin mnie bardzo irytuje, sama nie wiem do końca dlaczego. Raz stwierdza, że jest szmatą, dziwką, którą powinno się wykorzystywać, potem mówi, że boi się dotyku, następnie fantazjuje o Minho.. Kompletnie go nie rozumiem.
Ogólnie cała relacja 2min jest mocno pojebana, jeśli mogę takim słowem to ująć. Minho niby nie chce wykorzystywać Taemina, ale mimo wszystko Tae prowokuje, mimo że boi się dotyku, czy coś w ten deseń. Ciekawe, nie powiem.
Nadal liczę na jakikolwiek wątek Jongkey, bo tak bardzo ich postacie tutaj mi się podobają, że aż będzie szkoda, jeśli nie napiszesz nic tylko o nich.
Nie wyobrażam sobie tego ff z szczęśliwym zakończeniem. Liczę, że albo Taemin, albo Minho umrze. Wręcz wyczekuję tego!
Weny życzę~~
Ojeju, mam silną potrzebę wyjaśnienia tego wszystkiego w tej chwili, ale chyba nie mogę, bo to będzie jeden wielki spoiler. Także nie XD Mogę zdradzić, ze jakkolwiek cała fabuła jest wymyślana na spontana i dopóki nie włączę worda, to nie mam pojęcia co się będzie działo, tak Kyuhyun od początku był zaplanowany.
UsuńTaemin to chyba tak samo chora psychicznie osoba jak Minho (i to nie jest spoiler XD). Żeby wytłumaczyć jego zachowanie musiałabym się naprawdę rozpisać, ale w każdym razie, uwierz - to da się wytłumaczyć.
Postaram się o JongKey, naprawdę. Nie wiem jak ich polubiłaś, skoro tak sobie tylko przemknęli, ale dziękuję. Masz też ciekawe oczekiwania wobec zakończenia... ale znowuż, gdzie ten koniec XD
Dziękuję bardzo za komentarz ♥
Jejku to opowiadanie jest mega! Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo - i za opinię, skromną, bo skromną, i za komentarz <3 I zapraszam do dalszego czytania.
UsuńJestem beznadziejna, jeżeli chodzi o pisanie komentarzy, od razu mówię XD
UsuńNa początku byłam straaaasznie zła, bo miało być pięknie, bo Minho dobry dziadek, bo Taemin złośnica, a tutaj Minhosz z rozdwojeniem kurde jaźni >.<
Ale
To tylko na początku. Im dalej się zagłębiałam w to opko, tym bardziej psychiczny Żabol i Taemin ze spaczoną psychiką bardziej mi odpowiadali!
Ogólnie wolę fluffiaki, ale psychiczne angsty (a jak jeszcze są dobrze napisane!) są tak samo super :3
W sumie to nawet brakuje na rynku takich psychoficzków, a bardzo je lubię~!
No i jeszcze wracając do fabuły to trochę nie rozumiem głównych bohaterów.
Raz mówią jedno, raz drugie. Minho raz obiecuje poprawę, a potem znów wybuchają w nim wszystkie skrywane zwierzęce instynkty.
Mam wrażenie, że to wynika z ich skomlikowanych charakterów, które stworzyłaś.
Ale ogólnie to podobało mi się~~ Tylko czekam na jakieś oswojenie potworów i (ahhh ta moja fluffowa dusza) jakieś dobre zakończenie ^^
JEJKU, ALE CHAOTYCZNIE XD
Takczysiak, pozdrawiaam i weny życzę~
Ach, dziękuję za wizytę :3
UsuńCieszę się, że spodobał ci się klimat (btw też wolę fluffy, ale z jakichś nieznanych mi powodów piszę same angsty, także... ><), oraz te charaktery. Niewątpliwie są... ciężkie do ogarnięcia, ale widzisz dobrze - to psychoficzek, psychika głównych postaci to ciężki orzech do zgryzienia XD
Czy oswoję potwory - kto wie c: wszystko się może zdarzyć.
Również pozdrawiam, czekam na JongTae ^^ i dziękuję za komentarz <3